czwartek, 24 grudnia 2015

Rozdział 19.


~***~

-I nie chcę, żebyś stąd teraz uciekła. To długa historia, ale mamy czas. Odpowiem ci na każde pytanie.- próbuje ująć moją dłoń, lecz szybko ją zabieram z sofy i kładę ją sobie na kolanie. Z ust Justina wylatuje ciche westchnięcie. Przeczesuje zmartwiony włosy, a potem przez moment spogląda na mnie. Kiedy nie reaguję na jego słowa, postanawia kontynuować. -Jeremy zostawił moją matkę zanim się urodziłem. Powiedział, że to nie jego problem, bo to na jej głowie było zabezpieczenie się. Frajer.- syczy. -Trafiłem do domu dziecka i od początku mieli ze mną problemy. Byłem zamknięty w sobie, nie mówiłem zbyt wiele. Milczałem, bo odwiedzał mnie on.- przerywa na moment i przełyka ślinę. -Groził mi, że kiedy stąd wyjdę, będzie tylko gorzej, bo moja matka nie daje mu spokoju. No i od tego się zaczęło.
-Dlaczego nie powiedziałeś tego nikomu?- pytam cicho.
-Nikt by mi nie uwierzył, a tamten by się nade mną znęcał jeszcze bardziej. To nie miało sensu.
Reszta historii naświetla mi kilka spraw. Justin ma brata- Jaxona. Chłopak stoczył się na samo dno i z tego, co dowiedział się Justin, jest ćpunem. W wieku siedmiu lat został zaadoptowany przez Michaela McClain'a- słynnego przedsiębiorce, naprawdę dobrze zarabiającego człowieka. To dzięki niemu Justin żyje tak, jak żyje. Chłopak jednak nie próżnował, bo chwytał się każdej możliwej pracy, by dorobić sobie grosza i stanąć na nogach. Za pierwsze oszczędności kupił zepsute auto, które sam naprawił. Nie powiem, Dodge Charger wygląda jak nowiutkie cacko wyjęte z salonu. A to tylko za sprawą rąk Biebera wygląda, jak wygląda. Za resztę oszczędności chciał kupić mieszkanie, ale jego ojczym stwierdził, że te pieniądze może przeznaczyć na utrzymanie go, a sam zaproponował mu kupno tego, w którym siedzimy.
-Okej, opowiedziałeś mi prawie całą swoją biografię, a pominąłeś najważniejszy wątek.- przerywam mu w końcu, a on wywraca oczami i poprawia się na swoim miejscu. Jeremy dał mu spokój aż do czternastego roku życia. Justin wtedy miał iść na swoją pierwszą imprezę w towarzystwie dziewczyny. To bardzo ważny moment w życiu młodzieńca- pierwszy taniec z płcią przeciwną, wymiana spojrzeń i komentarze ze stron kolegów. Wiele dla niego znaczył ten bal. Szedł na niego z niejaką Nicol, którą wszyscy bardzo lubili. Justin jednak nie dotarł do niej, ponieważ zatrzymał go jakiś mężczyzna i zaciągając do samochodu wyjaśnił, kim jest. I od tamtej pory ponownie zaczęło się gnębienie. Kolejne groźby, wyłudzanie pieniędzy, aż do chwili, kiedy Justin stanął na własne nogi. Zaczął poważnie traktować relację z Nicol, aż stali się parą. Kiedy Jeremy się o tym dowiedział, zrobił wszystko, by to zepsuć. Chciał, aby szatyn cierpiał na każdy możliwy sposób. Zabrał mu dziewczynę, porwał ją, jak mnie, przetrzymywał, głodził, bił, wykorzystywał. Sęk w tym, że jej nie udało mu się uratować. Zginęła, pogrzeb odbył się rok po jej zaginięciu. Rodzice dziewczyny nie wiedzą, z czyich rąk zginęła dokładnie.
-Zac doskonale znał całą historię, dlatego robił wszystko, żeby cię odzyskać. Wiedział, że długo się zbierałem po stracie Nicol i nie chciał, żebym przechodził przez to samo.- po tych słowach w głowie zapala się żółta lampka. Dlaczego miałby się przejmować mną tak, jak Nicol, skoro nas nic nie łączy?
-Dlaczego w takim razie byłeś wobec niego taki agresywny i go uderzyłeś?- pytam, pocierając z zaciekawieniem podbródek.
-Bo to był moment, gdzie chciałem zabić Jeremy'ego, a on mi zniszczył cały plan. Naprawdę chcę to zrobić. Za to, że gnębi mnie już przez tyle lat. Należy mu się.- mrugam parę razy nie dowierzając w to, co usłyszałam.
-Pójdziesz siedzieć!- wołam z przerażeniem i podkulam pod siebie kolana.
-Kto przejmuje się przestępcą? Wiesz, że on jest poszukiwany? Przez to, że złamas zmienia ciągle kryjówki, to nikt go nie złapał jeszcze. Myśli, że pozjadał wszystkie rozumy i ucieknie przed karą, skurwiel. Myli się, karma wraca, tatusiu.- syczy przez zęby i oddycha ciężko. Nie odzywam się, bo nie wiem, co powiedzieć. Nie mam już pytań, teraz muszę tylko przefaksować wszystkie informacje, jakie do mnie dotarły. Zrywam się więc z sofy i nie patrząc na Justina, po prostu zaczynam iść w stronę hallu.
-Nie, błagam. Nie odchodź!- przed nosem wyrasta mi Justin i z przerażeniem namalowanym na twarzy chwyta moje ramiona i zatrzymuje tym samym.
-Nigdzie nie idę.- unoszę brew do góry. -Po prostu chciałam iść się położyć. Chyba, że mam sobie iść, to okej...- wzruszam ramionami, a on zaprzecza ruchem głowy i przepuszcza mnie na przejściu.

~***~

W sumie nie wiem, ile spałam. Na pewno długo. To chyba mój rekord. Głowa strasznie pulsuje, a kręgosłup aż błaga o jakikolwiek ruch. Budzę się w środku nocy, nadzwyczaj wypoczęta, ale również obolała. Z oczu zeszła opuchlizna, co potwierdza moją teorię. Co my mamy dzisiaj? Spoglądam na budzik po prawej stronie i tak, jak myślałam. Przespałam prawie dwa dni. Jest pierwsza trzydzieści jeden. W mieszkaniu panuje całkowita cisza, a za oknem migają błyskawice. Deszcz stuka o szybę i powoduje, że jest mi zimniej niż normalnie. Czując się jak śmieć, ruszam pod prysznic. Człapiąc nogę za nogą, w końcu docieram do łazienki. Zrzucam wszystkie ciuchy z siebie i stoję chwilę nago, delektując się ulgą. Zero zbędnego materiału. Tylko ja i moje ciało. W końcu jednak wchodzę pod prysznic i czując gorącą wodę spływającą po ciele, czuję również ulgę i orzeźwienie. Tego trzeba mi było- duża dawka snu, kąpiel i zapewne za moment jakieś jedzonko. Bardzo burczy mi w brzuchu, ale czego się spodziewam? Nie jadłam przez dwa dni, ciągle spałam. Dziwię się, że nie chciało mi się siku... Nie ważne.
Wychodzę spod prysznica, owijam się ręcznikiem i patrzę na swoje odbicie. Zmęczony wyraz twarzy będzie mi już chyba towarzyszył do końca życia. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz wyglądałam dobrze- zdrowa, promienna twarz, kobiece kształty i uśmiech od ucha do ucha. Na miejsce tego wskoczyła poszarzała, lekko pomarszczona w niektórych miejscach skóra, brak uśmiechu, zero blasku i zniszczone włosy. Faktycznie, wyglądam dość atrakcyjnie, nie ma co...
Wkładam gruby szlafrok, wciągam na stopy cieplutkie skarpetki i owijam włosy w ręcznik. Orzeźwiona wychodzę z łazienki i od razu czuję, jak robi mi się coraz zimniej. Mknę więc po cichu po mieszkaniu i kiedy docieram do kuchni, od razu włączam czajnik, aby zrobić sobie herbatę. Siadam przy grzejniku i spoglądam na panoramę miasta. W blaskach piorunów Nowy Jork wygląda całkiem groźnie. Mimo tej godziny, na ulicach jeździ wiele aut. To norma, w końcu to miasto nigdy nie śpi. Nagle słyszę czyjeś kroki, a wzrok od razu kieruję w stronę wejścia. Nie mylę się, bo w nich wita zaspany Justin. Przeciąga się, ziewa, a potem patrzy na mnie.
-Czemu nie śpisz?- pyta zaskoczony i zerka na zegar ścienny. -Jest prawie trzecia.
-Spałam dwa dni, ile jeszcze mam spać?- odpowiadam pytaniem i zrywam się z miejsca, kiedy woda się gotuje. Zalewam herbatę i czekam chwilę, aż się zaparzy. Wyciągam torebkę, wyrzucam ją do kosza, słodzę i siadam na swoim miejscu, ciągle obserwując zjawisko atmosferyczne.
-Wszystko okej?- chłopak bierze butelkę wody i siada obok mnie.
-Yhm... Chyba tak.- wzruszam ramionami i ponownie trzęsę się z zimna. Chyba jednak łóżko jest najlepszą opcją. Nagle moja szczęka zaczyna się trząść razem ze mną.
-Idę do siebie, bo mi zimno.- tłumaczę i biorąc kubek do ręki, chcę wstać, ale Justin nagle mnie zatrzymuje.
-Chcesz, to chodź do mnie.
-Po co?- pytam zaskoczona.
-Nie boisz się burzy?- marszczy brwi zdziwiony, a ja tylko kiwam głową.- Woah, okej. To wracaj do siebie. No i ubierz się, bo dziwne, że nago by ci nie było zimno.- puszcza mi oczko, a ja wywracam oczami.
-Mam gruby szlafrok na sobie.- tłumaczę i koncentrując się na herbacie, wychodzę. Zamykam się w pokoju i niewidzialna siła ciągnie mnie do łóżka. Nie opieram się. Maszeruję prosto do niego i stawiając kubek na szafeczce nocnej, wskakuję pod kołdrę i delektuję się ciepłem, które mnie otacza. Ponownie odtwarzam sobie ostatnią rozmowę z Justinem. Każda informacja musi przejść jeszcze parę razy przez mój mózg, bym mogła to wszystko złożyć w całość. Mała część mojego serca bije znacznie szybciej niż powinna. Kiedy tylko wspominam jego imię albo go widzę, wali jak szalone. Mózg jednak kontroluje całą sytuację i przypomina o tym, przez co przechodzę i to przez niego. Ale czy warto obwiniać Justina za wybryki jego ojca? To nie on mnie gwałcił i bił. To nie on mnie porwał na miesiąc i wyrządził tyle krzywdy. Bieber pilnuje, by nie stała mi się krzywda, co udowodnił ostatnim razem. Stara się mnie wspierać w ciężkich chwilach, przyjmując mnie pod swój dach. Uratował mnie wraz z Zac'iem. Gdyby nie on, nie wiem, gdzie w tej chwili bym skończyła. Do tego w głowie ciągle rozbrzmiewają jego słowa: "długo się zbierałem po stracie Nicol i nie chciał, żebym przechodził przez to samo.". Nicol była dla niego bardzo ważna. Dlaczego więc porównuje mnie do niej? My się tylko przyjaźnimy... Tak sądzę.
-Puk puk...- słyszę jego głos, więc dźwigam głowę do góry i zapalam lampkę nocną. -Można?- kiwam tylko głową i obserwuję jak porusza się w samych bokserkach po pomieszczeniu. Odkrywam trochę kołdry, dając mu do zrozumienia, że może położyć się obok.
-Co tam?- pytam i poprawiam się na swoim miejscu.
-W sumie przyszedłem zapytać o to samo. Martwiłem się, dlaczego tak długo śpisz, miałem ochotę cię obudzić już, ale Zac powiedział, żebym tylko sprawdził, czy żyjesz.- śmieje się cicho z tego, co powiedział i spogląda na mnie.
-Spoko, nigdzie się jeszcze nie wybieram.- chichoczę i oblizuję szybko wargę. Upijam łyk chłodniejszej herbaty i ponownie nawiązuję z nim kontakt wzrokowy.
-Mam nadzieję, shawty.- uśmiecha się słodko i dostrzegam, jak zaczyna patrzeć mi się na usta.
-Takich ust się nie zapomina, co?- ponownie się śmieję, przypominając sobie, co mówił na samym początku. -No, no Bieber. Dobra bajerka. Nie powiem.
-Tak cię to bawi?- unosi brew i mruży lekko oczy. -Uważaj na słowa, skarbie, bo wiem, że nie masz nic pod tym szlafrokiem, a ja jednym ruchem mogę się go pozbyć.
-A ja doskonale wiem- przysuwam się do niego jeszcze bliżej. -że nie zrobisz nic, czego bym nie chciała.- mruczę mu prosto w usta, a na jego twarzy maluje się podły uśmieszek.
-Nie prowokuj, Gomez.- dzielą nas centymetry. Jesteśmy strasznie blisko, ale to walka. Kto pierwszy pęknie. Sęk w tym, że nie może to zrobić nikt. Co to za przyjaciele, którzy się całują?
Ostatkami zdrowego rozsądku odsuwam się na bezpieczną odległość, dając mu satysfakcję, że wygrał.
-Mam nadzieję, że mnie nie nienawidzisz.- rzuca krótko, a ja potrząsam lekko głową, nie ogarniając sytuacji.
-Co? No gdyby tak było, to pewnie nie leżałbyś obok mnie, w ogóle nawet nie leżałabym w tym łóżku.- marszczę brwi i wzdycham ciężko. -Swoją drogą chce mi się znowu spać.- wyłączam lampkę i najzwyczajniej w świecie przytulam się do nagiego torsu chłopaka. -Dobranoc.- mruczę i całuję go w krzyż na klatce piersiowej.
-Dobranoc, shawty.
Zamykam oczy i czując się nadzwyczaj bezpieczna, zasypiam.

~***~

-Hej, słonko.- słyszę melodyjny głos dobiegający do moich uszu. Ponownie czuję to dziwne uczucie w żołądku. Ignoruję to, uśmiecham się i powoli przeciągam.
-Cześć.- dukam, patrząc w jego karmelowe tęczówki. -Długo tak leżysz?
-Mogę leżeć tak cały czas i patrzeć jak śpisz.- śmieje się, a ja czuję, jak robię się czerwona.
-Nie chrapię, prawda?!- pytam spanikowana, a on wybucha jeszcze większym śmiechem.
-Nie, skąd to pytanie?- oddycham z ulgą i unoszę się do góry. -Co jest?
-Ty mówiłeś poważnie o zabiciu ojca?
-Tak, a co?- mruga lekko zdezorientowany, a ja zbieram wszystkie siły w sobie, by w końcu to z siebie wyrzucić.
-No bo długo nad tym się zastanawiałam i wiem, że pewnie i tak mi nie pozwolisz, ale jestem gotowa ci pomóc.- Justin dźwiga się na łokciach w górę i patrzy na mnie z niedowierzaniem.
-Masz rację, nie pozwolę ci się w to mieszać. Nie możesz zniszczyć sobie życia.- marszczy brwi zdenerwowany.
-A ty swoje możesz, tak?
-Selena, nie o to chodzi. Ja nie mam nic do stracenia, a ty owszem. Przed tobą otworzył się świat mody, ludzie chcą twoich zdjęć. To twój moment i musisz go dobrze wykorzystać.
-Nie interesuje mnie to wszystko. Nie po tym, co przeszłam i wiesz co? Nie pozwolę mu dalej cię gnębić. Za długo to trwa i zbyt wiele przeszedłeś.- mówiąc to opadam na miejsce obok niego i obserwuję, jak jego szczęka ponownie się napina. Spogląda na mnie z góry i znów odwraca głowę w przeciwną stronę.
-Czemu to robisz, co?- śmieje się nagle pod nosem. Nie odpowiadam na to, tylko czekam na jakieś wytłumaczenie. -Od samego początku wiedziałaś, że będą same problemy ze mną, a jednak i tak zgodziłaś się na tą kawę. Pozowałaś mi, uciekałaś ze szkoły, pozwoliłaś, bym mógł cię zabrać wszędzie gdzie chcę. Zaufałaś mi, a to było błędem.- kręci głupio głową i spuszcza ją w dół. -Zaufałaś mi i nie wiedziałaś nawet, jaką chmurę problemów niosę za sobą. A kiedy już wszystko o mnie wiesz i przeszłaś przez prawdziwe piekło, nadal tu jesteś.- patrzy na mnie ponownie i kładąc ręce po obu stronach mojej głowy, pochyla się nade mną. -Dlaczego?- szepcze blisko mojej twarzy, a  ja nie wiem, co mam w tej chwili zrobić.

Od autorki: Boże! Ten rozdział był tak ciężki do napisania, że ugh! Nie wiedziałam, co i jak napisać. Po prostu pustka. Coś napisałam, ale naprawdę, ten rozdział jest słaby. No i do tego błędów nie sprawdzałam, to już w ogóle... Kochani! Z racji tego, że jest już 24 grudzień, to chciałabym Wam życzyć zdrowych, wesołych świąt, szczęśliwego nowego roku, więcej czasu na czytanie ff, wiary w siebie, pieniążków na spełnianie marzeń i czego sobie życzycie misie! Kocham Was bardzo i mam nadzieję, że przyszły rok będzie jeszcze lepszy niż 2015! :) Pamiętajcie, że losy bloga możecie śledzić również na twitterze pod hasztagiem #EndOfTheRoadJBFF Pamiętajcie- komentujcie rozdział, bo to motywuje do szybszego pisania rozdziału! xx Claudia ♥ 

EDIT: ROZDZIAŁ POJAWI SIĘ OKOŁO 9\10 STYCZNIA. PRZEPRASZAM, ŻE TAK DŁUGO, ALE NIE MAM CZASU NIC DLA WAS NAPISAĆ. NAWALAM, WIEM. PRZEPRASZAM RAZ JESZCZE, ALE MUSICIE TROCHĘ POCZEKAĆ. xoxo

wtorek, 8 grudnia 2015

Rozdział 18.


~***~


Podchodzę do przyjaciół całkowicie pewna siebie. Wiem, że ruszyłam na przód i muszę im to udowodnić. W innym przypadku będą ciągle wmawiać mi, że moje miejsce jest na Manhattanie.
-Hej.- uśmiecham się od ucha do ucha i lustruję każdego z osobna. Taylor schudła i podcięła znów włosy. Nate też to zrobił i odrobinę przypakował, a Davis się nie zmienił. Wciąż wygląda jak dzieciak. Nagle na mojej szyi zawisa przyjaciółka, a ja stoję jak sparaliżowana i nie wiem, co zrobić. Odwzajemnić jej gest czy raczej wstrzymać się od takich rzeczy? Unoszę lekko dłoń, by poklepać ją po plecach, a ona w tym czasie odkleja się ode mnie i z ogromnym bólem w oczach wraca na swoje miejsce.
-Możemy porozmawiać?- pyta Nate, a ja przytakuję grzecznie głową, kierując nas do w miarę cichej kuchni. -Jak się czujesz?
-Dobrze. Nie widać?- śmieję się i siadam na blacie kuchennym.
-Sęk w tym, że nie.- odzywa się Davis i od razu tego żałuje, kiedy dostrzega mordujące spojrzenia przyjaciół. Poruszam tylko brwiami i czekam na dalszy stos pytań, który ciśnie im się na język.
-Gdzie teraz mieszkasz? Twoja mama się martwi.- mówi zakłopotana blondynka, a ja prycham pod nosem.
-Czyżby? Powiem to wam i już nad ranem będę mogła się jej spodziewać pod drzwiami.- trzepoczę rzęsami z udawanym uśmiechem.
-Spokojnie, to zostanie między nami.- zapewnia Archibald, a ja tylko potrząsam ironicznie głową. Nawet nie wiem, dlaczego to robię. Co, jak co, ale on potrafi dochować tajemnicy. W końcu wciąż nikt nie dowiedział się o naszym sekrecie.
-Jakieś pytania? Śmiało.- macham ręką lekko poganiając znajomych.
-Mieszkasz z Justinem?
-To jego mieszkanie?- przeganiają się pytaniami.
-Tak i tak.- odpowiadam grzecznie i spoglądam na kolejną grupkę wchodzącą do mieszkania. Dostrzegam Seana, który od razu rozgląda się po tłumie ludzi. Rzuca krótkie spojrzenie w moją stronę a na twarzy maluje się uśmiech. Zeskakuję z wysepki kuchennej i ruszam mu na spotkanie.
-Dobry wieczór, piękna.- mówi na powitanie i cmoka mnie w usta.
-Cześć.- odpowiadam i zarzucam ręce na jego szyję.
-Mam nadzieję, że dzisiaj również spędzimy miłą noc.- mruczy mi do ucha, a ja zamykam oczy i przypominam sobie ostatni wieczór z nim. -Ścięłaś włosy? Ślicznie wyglądasz.- komentuje moją fryzurę i odsuwa się odrobinę dalej.
-Były bardzo zniszczone.- wyjaśniam i jak na zawołanie, przy jego boku wyrasta Bieber, który dosłownie morduje go wzrokiem.
-Anderson.
-Bieber.- wymiana zawistnych spojrzeń, a potem oboje spoglądają na mnie. -Zatańczymy?- odzywają się w tym samym momencie, a ja cmokam z dezaprobatą i odwracam się na pięcie, by sprawdzić, czy grupa rozmówców wciąż na mnie czeka. Stoją i przyglądają się całej sytuacji, więc ponownie odwracam się do mężczyzn i uśmiecham najsłodziej jak potrafię, by potem im odmówić i wrócić do ludzi z Manhattanu.
-Chłopak?- Davis wskazuje brodą na odchodzącego faceta.
-Powiedzmy.
-Razy dwa?- wtrąca zaskoczona Taylor, a ja muszę siąść i chwilę pomilczeć, by nie odpowiedzieć zbyt chamsko.
-Nie. Razy jeden. Chodźcie lepiej się bawić. Przecież widać, że ze mną wszystko okej.- tłumaczę i otwieram kolejną puszkę piwa. Ignorując ich badawcze spojrzenie, chcę wyjść, lecz w ostatniej chwili ktoś łapie mnie za rękę i zatrzymuje.
-Chciałam tylko powiedzieć, że zawsze będziesz moją siostrzyczką i co by się nie działo, wskoczę za tobą w ogień. Jak masz potrzebę wygadania się, wal śmiało. Jestem tu po to, byś wiedziała, że możesz na mnie liczyć. Tęsknimy za tobą i naprawdę chcemy, żebyś wróciła do normalnego życia.- zamurowana patrzę na nasze dłonie i łzy w oczach dawnej przyjaciółki. -To boli, kiedy nas tak ignorujesz. To znaczy... Boli mnie, że mimo wszystko odtrącasz moją pomocną dłoń.- dodaje, a ja odwracam wzrok w drugą stronę.
-Sęk w tym, że tej pomocy nie potrzebuję i to właśnie próbuję wam wyperswadować od początku.- delikatnie wyrywam swoją rękę z jej uścisku. Nic więcej nie mówię, odchodzę. Zszokowana i całkowicie zdezorientowana zaczynam błąkać się po mieszkaniu niczym cień. Potykam się o przypadkowych ludzi, wytrącam im z rąk alkohol i przepraszając, idę dalej. W głowie panuje totalny chaos i wiem, że lada moment wybuchnę płaczem. Zależy mi tylko na tym, by dotrzeć na czas do swojego pokoju. Widząc już drzwi, zaczynam biec. Wyciągam z szafeczki kluczyk i otwieram je. Wpadam do środka, ponownie je zamykam i czuję pierwsze krople spływające po policzku. Przegrałam. Tym razem przegrałam walkę z samą sobą. Odtrącam i ranię wszystkich. Z jednej strony na to zasługują. Nie starają się zrozumieć, tylko usiłują mi wmówić, że jest mi potrzebna pomoc psychiatry. Nie jestem wariatką, spójrzcie! Wszystko ze mną okej! Może mój strój i ostatnie wydarzenia na to nie wskazują, ale czuję się dobrze. Poświęćcie mi tylko parę chwil, a udowodnię wam, że tak jest.
Opadam na kolana i chowam twarz w dłoniach. Kurtyna kasztanowych włosów osłania mnie przed oknem i wszelkim światłem wpadającym do środka. Słońce chowa się za horyzont, tym samym dając miejsce pięknym, małym gwiazdkom. Jestem jak jedna z nich. Pokazuję się w nocy by świecić. Mimo mojego blasku jestem sama, otula mnie jedynie ciemność. Tą mroczną częścią jest to miasto. Potrzebuję czegoś nowego. Miejsca, gdzie odpocznę, gdzie nikt nie zna mojej historii i nie będzie o nią pytać. Spakuję się i ucieknę, nie mówiąc nikomu o tym. Z takim pomysłem wstaję na proste nogi i ocieram ostatnie spływające łzy. Dawna Selena wróci. Będzie poraniona, ale czujna na przyszłość. Nagle w głowie odzywa się podejrzany głos. Postać siedzi w kącie ciemnego pokoju, całkowicie odwrócona tyłem do mnie. Podśpiewuje melodyjkę jak w jakimś horrorze, przez co zaczynam bać się jeszcze bardziej. Całkowicie tracę kontakt z rzeczywistością i teraz jestem tylko w tym pokoju, co owy człowiek. Staram się zidentyfikować osobę, ale na marne.
-To wszystko wina Justina.- kobiecy głos powoduje, że każdy włos na rękach staje dęba. Przełykam ślinę i podchodzę bliżej. -To od niego powinnaś uciec.- zaczyna kręcić głową na wszystkie strony i dostrzegam, jak jeździ paznokciami po ścianie. Dłonie są sine, a wszystkie żyły idealnie widać gołym okiem. -To on cię zniszczył.
-Co? Nie rozumiem.- zatrzymuję się parę metrów przed kobietą i obserwuję ją. Wtedy z jej ust wylatuje szaleńczy chichot. Cofam się parę kroków do tyłu i wytężam wzrok. Nagle osoba odwraca głowę w moją stronę, a z moich ust wylatuje głośny pisk. To jestem ja- przekrwione oczy, podrapana twarz, kilka siniaków i wielkie zmarszczki. Usta popękane i spowite krwią, a wzrok mam mordercy. Wtedy ponownie znajduję się w swoim pokoju. Sama. Głośna muzyka dobiegająca zza drzwi przypomina, że to jest rzeczywistość, a scena sprzed momentu to tylko moja chora wyobraźnia. Może i rodzice mają rację i powinnam poddać się leczeniu psychiatrycznemu? Próbuję podnieść się do góry, ale trzęsące się nogi mi na to nie pozwalają. Siedzę więc jeszcze przez chwilę i zbieram swoją rozdartą duszę w kawałki. Teraz jestem totalnie zdezorientowana. W końcu jednak podnoszę się do góry i po prostu wracam do bawiących się ludzi. Chcę przestać o tym myśleć. Wiem, że robię to ponownie- uciekam w wir imprez i alkoholu, by nie musieć wracać do tych wszystkich, okropnych wspomnień, ale tak strasznie tego nie chcę. Marzę by ruszyć dalej. Tylko tyle chcę.
-Selly! Szukałem cię!- woła Zac i uśmiecha się od ucha do ucha. Kiedy widzi mój wyraz twarzy, od razu poważnieje. -Boże, wyglądasz jakbyś płakała. Coś się stało?- pyta i zarzuca na mnie swoje ramię. Zaprzeczam jedynie ruchem głowy i idę razem z nim do jego przyjaciół. Brian i Robbie pytają o to samo, a Ryan bawi się z jakimiś dziewczynami.
-Hej, lala... Wiem, że to był trudny...
-Oh błaagam, zamknijcie się i nie wspominajcie ponownie tego pierdolonego piekła!- wykrzykuję, mając już dość. Rzucam puszką o podłogę i po prostu odchodzę od nich, nie chcąc dłużej tego słuchać.
-Ej, co jest...- nagle trafiam w ramiona Seana, a ja już nie daję rady. Ponownie zaczynam płakać i błagam w duchu, by nie dostrzegł tego Nathaniel, Davis czy Taylor. To byłby mój koniec. Sean pociera tylko moje plecy i unosi delikatnie głowę w górę. -Nie płacz, księżniczko.- szepcze i przejeżdża kciukiem po policzku.
-Staram się.- uśmiechnęłam się przez łzy i ponownie wtuliłam się w niego. Zaczynam ciągnąć go w stronę swojego pokoju, by móc siąść chwilę w ciszy i po prostu się do niego przytulać. Dostrzegam kątem oka, że obserwuje nas Justin. W tej samej chwili przekręcam ponownie zamek do drzwi i wpuszczam chłopaka do środka. Tym razem ich nie zamykam. Zapalam lampkę przy łóżku i ponownie wybucham płaczem. Siadam na brzegu. a Sean przyciąga mnie do siebie i pociera lekko plecy, aby dać poczucie bezpieczeństwa. Mija kilkadziesiąt minut, nim wypłakuję z siebie ostatnią łzę, a potem siedzę jak wariatka mając wzrok wlepiony w jeden punkt.
-Już okej?- pyta nagle mężczyzna, a ja kiwam wolno głową i unoszę się do góry. -Możemy wracać.- uśmiecham się lekko i pociągam nosem. Zaczynam iść w stronę wyjścia, kiedy nagle Sean mnie wyprzedza i staje tuż przed drzwiami. Unoszę brew, nie rozumiejąc jego zachowania i patrzę mu prosto w oczy. Dostrzegam, że prowadzi wewnętrzną walkę i nie wie, co zrobić. Wreszcie wzdycha zrezygnowany i delikatnie sugeruje mi, abym się odwróciła. Tak też robię i idę w stronę łóżka. Siadam na nim ponownie i wyczekuję tego, co ma zamiar mi powiedzieć.

Nagle chłopak wyjmuje coś z kieszeni i rzuca to na podłogę, potem na miejsce papieru odkłada czapkę, którą ma na głowie i spogląda na mnie. Nagle rzuca się niczym rozwścieczony zwierzak i zaczyna mnie całować.
-Ej, ej, ej...- odpycham go delikatnie od siebie, ale on nadal na mnie napiera. Całuje każdy cal mojego ciała. -Proszę cię, nie mam ochoty dzisiaj.- szepczę i ponownie próbuję go od siebie odepchnąć. Nadal jednak to nie skutkuje, a jego dłonie błyskawicznie dźwigają moją sukienkę do góry. -Sean, zostaw mnie.- rzucam ostro i zbieram całą siłę w sobie, by zrzucić go z siebie. -Puszczaj mnie!- krzyczę, a on ponownie przywiera do moich ust i tym samym sposobem mnie ucisza.
-Nie opieraj się, dziwko.- szepcze do ucha i jedną dłonią łapie moje nadgarstki i ciągnie je nad głowę, a drugą dotyka mojego ciała. Zaczynam piszczeć, wić się pod jego ciężarem i robię wszystko, by zyskać chwilę przewagi. Na marne, jest za silny. Nie mogę dopuścić do siebie myśli, że ponownie zostanę wykorzystana. Nie jestem pierdoloną zabawką, którą można od tak pieprzyć, kiedy się zapragnie.
-Puszczaj mnie!- wołam przez łzy i widzę satysfakcję malującą się na twarzy Seana. -Proszę cię, zostaw mnie.- mam wrażenie, że ponownie zostałam porzucona na pastwę losu. Jestem sama z sobą i nikt nie słyszy mojego wołania. Wydaje mi się, że im głośniejszy jest mój krzyk, tym muzyka za ścianą gra głośniej. Proszę Boga, aby ten koszmar już się skończył. Nie chcę przechodzić przez to więcej razy. Mam nauczkę. Myślałam, że napotkałam na zwykłego chłopaka, który chciał się zabawić na jedną noc. Wykorzystałby mnie wtedy, ale nie stawiałam żadnych oporów. Dziś już to robię i mam za swoje- jestem gwałcona we własnym pokoju, gdzie za drzwiami bawią się ludzie i nikt nie słyszy moich wrzasków ani próśb. Co boli najbardziej? Bezradność. Leżysz na materacu i nie możesz zrobić nic, by sobie pomóc. Jesteś słaba i poddajesz się walkowerem, nawet nie próbując zwyciężyć.
-Zostaw ją!- do uszu dobiega głos Justina, a ja otwieram zapłakane oczy. Widzę go jak przez mgłę i dostrzegam coś srebrnego w jego dłoni. Mrugam szybciej, by obraz stał się wyraźniejszy i widzę broń. Źrenice rozszerzają się do granic możliwości, a Sean tylko prycha pod nosem.
-Zabij mnie, a przyjdzie kolejnych pięciu po nią.- rechocze i lekko podnosi się z mojego ciała. Ulga i przerażenie. Nie wiem, która z nich przeważa w tej chwili w moim ciele. Dziękuję Bogu, że koszmar skończył się szybciej, niż się spodziewałam, a z drugiej strony chcę uciec z piskiem do domu i zamknąć się w pomieszczeniu, w którym nikt mnie nie znajdzie.
-Wstań, skurwielu.- warczy Bieber, ciągle celując mu spluwą w głowę. Kiedy ciało Seana całkowicie mnie uwalnia, od razu podsuwam pod brodę kolana i chowam głowę w zgięcie. Lekko kołyszę się do przodu i do tyłu, przypominając sobie kołysankę, którą śpiewała mi Jenna, kiedy byłam mała. Zaciskam powieki i chcę, aby to wszystko okazało się jednym, wielkim, podłym snem.
-Bieber, nie bądź żałosny. Wiesz, jaki on jest... I tak przyśle po nią kolejnych.
-Twój szefuńcio dostanie Cię poćwiartowanego w kawałkach. Kto wie, może na święto niepodległości upiecze sobie którąś część twojego ciała na obiad?- Bieber wygląda jak seryjny morderca. Oczy błyszczą się w świetle lampki nocnej, a każdy mięsień jest napięty. W tej chwili do pokoju wchodzi Brian i Robbie. Ten drugi podchodzi do Seana i wyciąga paralizator. Razi go nim, a chwilę potem Brian wstrzykuje mu coś w organizm. Nieprzytomne zwłoki Andersona wynoszą i słyszę, jak tłumaczą gościom, że po prostu się zaćpał.
-Shh... Nie płacz.- szepcze Justin i siada na brzegu łóżka. -Nie pozwolę cię skrzywdzić nikomu. Chciałem uniknąć takich sytuacji, dlatego nie pozwalałem ci nigdzie wychodzić.- tłumaczy, głaszcząc mnie po głowie i mocno przytulając do szybko bijącej piersi.
-Dziękuję.- mamroczę przez łzy i chowam głowę w zgięciu szyi szatyna. -Przepraszam, że sprawiam ci kłopoty. Tak bardzo..
-Nie, kochanie. Spokojnie. To moja wina.- wzdycha i puszcza mnie na moment, by wyciągnąć z szafki nocnej chusteczki. -Impreza skończona, idę ich wyjebać.- wychodzi, nie czekając na moje słowa. Słyszę głośny ryk, a fala niezadowolonych, wychodzących ludzi obija się echem o moje uszy. DJ błyskawicznie zbiera sprzęt i w przeciągu piętnastu minut nie ma już nikogo. Zostaliśmy sami. Kiedy Bieber wraca do środka, już od drzwi otwiera szeroko swoje ramiona, by móc mnie ponownie przytulić. Zrywam się z miejsca i człapiąc nogami ruszam w jego stronę. Znów czuję mocne bicie serca przy swoim policzku i przysięgam, nie chcę czuć nic innego, jak woń jego perfum i poczucie bezpieczeństwa, jakie w tej chwili mam. Wiem jednak, że prawda jest inna. Nie jestem bezpieczna. I chwila, kiedy cała prawda wyjdzie na jaw zbliża się niemiłosiernie szybko.
-Powiesz mi wszystko.
-Miało..
-Justin, proszę.- po policzku spływa kolejna łza, a on wzdycha ciężko i obejmuje mnie jeszcze mocniej.
-Nie chcę cię tracić tak szybko.- przyznaje i opiera brodę o moją głowę. Coś we mnie pęka. Bariera przed nim znika. Wcześniej budowany mur właśnie runął. Co, jak co, ale przed nim nie powinnam uciekać.
-Nie pozwól mi odejść.- ściskam go jeszcze mocniej. -Muszę się przebrać. Mam dość tej sukienki.- rzucam smuto i puszczam go na moment. Błyskawicznie porywam spodenki i t-shirt z szafki i ruszam do łazienki. Nie patrzę w swoje odbicie, by nie załamać się jeszcze bardziej. Pamiętam, jak ten facet z burdelu nie pozwolił mi na to. Wiedział, że tym sposobem dziewczyny załamywały się jeszcze bardziej, a nie potrzebuję w tej chwili kolejnego powodu do smutku.
Zrzucam z siebie kawałek materiału i wkładam materiałowe spodenki i dużą koszulkę. Związuje włosy w kucyka i wypróżniam nos. Wszystko mnie boli i marzę o śnie, ale zanim jednak to nastąpi, muszę dowiedzieć się całej prawdy. Wychodzę do pokoju, a Justina nie ma. Lekko spanikowana słyszę jednak, jak sprząta butelki w hallu. Ruszam tam i zaczynam mu pomagać.
-Nie, zostaw to.- mówi od razu i odstawia worek na śmieci obok. Idzie umyć ręce i ponownie zjawia się przede mną.
-Matko, ale ci pobrudziłam koszulkę.- wzdycham zmartwiona widząc dwie, czarne od mascary plamy. Bieber tylko uśmiecha się lekko i wzrusza ramionami. -Musisz mi powiedzieć wszystko. Zero kłamstw i pomijania szczegółów.-mówię zachrypniętym od łez głosem i ruszam w stronę salonu, gdzie na swoje miejsce wróciła sofa. Siadam na niej i czekam, aż Bieber zajmie miejsce obok mnie.
-Okej.- klaszcze w dłonie i przeciąga roztrzepane włosy. -Nie zdziwię się, jeśli po moich..
-Justin, kurwa mów!- nie wytrzymuję tego napięcia i przerywam mu. Po raz ostatni spogląda prosto w moje oczy. Widzę, że jest mu cholernie ciężko to powiedzieć.
-Jeremy to mój ojciec. Biologiczny ojciec.

Od autorki: Witam kochani! Mam nadzieję, że pod tym rozdziałem pojawi się więcej niż 11 komentarzy... :( Co myślicie na temat tego rozdziału? Spodziewaliście się takiego obrotu akcji? Plus te halucynacje Seleny.. Chyba nie jest z nią w porządku. Czekam na Wasze opinie! Im więcej komentarzy, tym szybciej rozdział. Pamiętajcie, że możecie na bieżąco dowiadywać się o rozdziale pod hasztagiem #EndOfTheRoadJBFF na twitterze! Zawsze przed rozdziałem pojawia się dawka spoilerów. :) Do następnego misie! ♥
#EndOfTheRoadJBFF

CZYTASZ=KOMENTUJESZ.  

sobota, 5 grudnia 2015

Rozdział 17.


~***~

Dochodzi dwunasta w samo południe. Siedzę po turecku na łóżku, a wzrok wlepiony mam w ścianę. Cicha muzyka, która płynie ze słuchawek powoduje, że głęboko zastanawiam się nad całym moim życiem. Kalkuluję wszystko od podstaw. Dzieciństwo- było najlepsze. Pomijając drobne szczegóły, jak brak rodziców przez cały czas i kilkadziesiąt nowych niań, to naprawdę mile wspominam ten młodzieńcze lata. Uwielbiałam się bawić z Jenną w modelki. Robiłyśmy scenę, układałyśmy krzesła po bokach, sadzałyśmy na nich miśki jako widownię i włączałyśmy muzykę. Kradłyśmy szpilki i ciuchy mamy, malowałyśmy się jej kosmetykami i gotowe prezentowałyśmy jej kolekcję. W oczach dziecka byłyśmy profesjonalistkami. Czułyśmy ten zew podczas stąpania w tych eleganckich bucikach. Uśmiech ciągle gościł na naszych twarzach. Nie należałyśmy do smutnych dzieci. Potem dorastałyśmy, to znaczy Jenna. Nie sprawiała żadnych problemów- bardzo dobrze się uczyła, nie spotykała się z facetami, skupiała się tylko na swojej przyszłości. Wiedziała już, że drzemie we mnie potencjał na prawdziwą modelkę, a te dziecinne zabawy w jej wizjach wydawały się realne: jej malutka siostra kroczy w najdroższych kreacjach świata na wybiegu podczas Fashion Weeku w Paryżu i jest znaną oraz cenioną celebrytką. Ja zaś w tym czasie skupiałam się na balecie i nauce. Taniec nauczył mnie wielu rzeczy- punktualności, dokładności, synchronizacji i gry mięśni kończyn z mózgiem. A potem to przerwałam, bo szkoła była dla mnie ważniejsza. I tak leciało... Korepetycje, zajęcia dodatkowe, aż w końcu zaczęłam umawiać się z Nathanielem. Rodzice nie mieli nic przeciwko, jeśli nie brnęło to zbyt daleko. My, oczywiście, byliśmy bardzo grzeczną, nastoletnią parą. W sumie byliśmy nią aż do siedemnastego roku życia. Kiedy na nasze konto wbijała już osiemnastka, coś zaczęło się w nas rodzić. Oboje chcieliśmy błyszczeć w tłumie. Chcieliśmy, żeby każdy nas lubił i nawet nam to wychodziło, ale potem poczułam, że to nie mój klimat i zrezygnowałam z reputacji. Miałam swoje grono znajomych i tego się trzymałam, ale Archibalda znała cała szkoła. Nie przeszkadzało mi to, że za nim ciągle wzdychające dziewczyny, bo był mi wierny. Do tej pamiętnej soboty, która odwróciła moje życie do góry nogami. To właśnie od niej się wszystko zaczęło- wagarowanie, opuszczenie się w nauce, imprezowanie, picie oraz... miesiąc wyjęty z życia. Wraz z tą sobotą doszedł mi większy kłopot- Justin. Wtedy myślałam, że mnie stalkuje, jest jakimś psycholem, który postanowił sobie mnie nękać. Robił wszystko, by ponownie się ze mną spotkać. Co stało się z tym stanowczym i naprawdę podniecającym charakterkiem Justina? Odkąd wróciłam z tamtego miejsca, on jest zupełnie inny- nie dość, że wygląda dość niechlujnie, to jeszcze traktuje mnie jak osobę, którą boi się skrzywdzić. Problem w tym, że to tamta Selena była delikatniejsza, a jakoś nie przejmował się gnębieniem mnie. A teraz, kiedy naprawdę jestem silna, on traktuje mnie jak kruchą rzeźbę, czy coś na ten wzór. To wszystko jest bardziej skomplikowane, niż mogło mi się wydawać. Przypominam sobie, że jest nowy dzień, więc mam kolejne pytanie do wykorzystania. O co zapytać tym razem? Justin znał doskonale historię tego palanta. Znał go? Oto pytanie, które muszę zadać mu tym razem.
Playlista się kończy, a ja odtwarzam ją ponownie. Nie wiem, który to już raz, ale tekst piosenek utrwala się na tyle, bym mogła zacząć śpiewać refreny. Darowuję sobie to jednak i sięgam po telefon, by go w końcu włączyć. Odkąd jestem u Justina jest wyłączony. Chciałam odciąć się od wszystkich telefonów i SMS'ów, jakie mi pewnie wysyłali. Wiedziałam, że to mi nie ucieknie i i tak, kiedy w końcu uruchomię sprzęt, to będę mogła to na spokojnie odczytać. Rzuciłam urządzenie przed siebie i po materacu przebiega tysiąc wibracji, zanim telefon się uspokaja. W końcu biorę go do ręki i pierwsze, co rzuca mi się w oczy, to konferencja na czacie, którą utworzyli i do której mnie zaprosili. Czytam kolejno każdą wypowiedź i ani trochę mnie nie rusza to, że ktoś się o mnie martwi. Gdzie byliście, kiedy po raz setny byłam gwałcona, hę? Pewnie na jednej z domówek Archibalda. Żałośni. Ostatnia wymiana zdań między moim ex, jego przyjacielem i Taylor jednak przykuwa uwagę najbardziej.

NATE
Jak myślicie, gdzie ona teraz jest? Byłem jakieś cztery razy w jej domu, a mama ciągle powtarza, że sama nie wie.
TAYLOR
Jenna to samo. Próbowałam z niej wyciągnąć jakiekolwiek informację. Coś wie, ale nie chce nic powiedzieć.
DAVIS
Może jest u tego, co ci obił mordę, Archibald? :)
NATE
Stul pysk i mnie nie wkurwiaj.
TAYLOR
Pewnie tak. To się źle skończy i będą z tego same kłopoty.
DAVIS
Macie jego adres?
TAYLOR
Selly, kochanie. Jeśli to czytasz, to daj znać chociaż, co u Ciebie.
NATE
Kochamy Cię, pamiętaj o tym.

I jego słowa doprowadzają mnie do szału. Mam ochotę złapać za jakiś ciężki przedmiot i rozwalić go na ścianie przede mną. Ze wszystkich sił jednak powstrzymuję się przed tym i bez chwili zawahania wystukuję ostrą odpowiedź.

SELENA 
Archibald, jesteś ostatnią osobą, która powinna pisać takie słowa. To wszystko zaczęło się przez Ciebie. To przez Ciebie trafiłam do tego klubu i to przez ciebie przeszłam to, co przeszłam. Z radością możesz dopisać do swojej listy uczynków "zniszczenie człowieka", bo, uwaga, udało ci się zniszczyć mnie. Taylor, nie martw się o mnie, ty Davis również. Ze mną wszystko w porządku, a to, gdzie jestem powinno was w tej chwili interesować najmniej. Przygotujcie się lepiej do zakończenia roku. KOCHANA ZIMNA SUKA, SELLY. :)

Patrzę z dumą na wiadomość i wyłączam WiFi, by nie czytać reszty wiadomości oraz by nie zostać przyłapaną i przypadkiem zasypana toną pytań. Naprawdę mam tego dość. Wystarczająco pytań ja mam, by odpowiadać na czyjeś. Najpierw muszę wyjaśnić swoje sprawy, dopiero wrócę do tamtych.
Zawijam ipoda słuchawkami i odkładam go na stolik nocny. Chwytam ponownie telefon i wykręcam numer do siostry. Po dwóch sygnałach od razu odbiera i słyszę przejęcie w jej głosie. Jak zwykle, martwi się, ale tym razem nie potrzebnie. Wyjaśniam jej, że ze mną wszystko w porządku i tłumaczę, czemu nie odpowiadałam na telefony i wiadomości. Kończę rozmowę sprawą, w jakiej celu do niej zadzwoniłam.
-Wypłać mi wszystkie moje oszczędności. Numer konta wyślę SMS'em. 
-Ale, że całość?!- wrzeszczy zdumiona, a ja zaciskam usta w cienką linię.
-Powiedziałam, że wszystkie, to wszystkie.- odpowiadam ostro, na co siostra na chwilę się zamyka, by potem ponownie upewnić się, że dobrze zrozumiała.
-Przecież to ogromna pula pieniędzy!- dodaje na koniec, a ja ściskam mocniej telefon.
-Po to kurwa je chcę. Potrzebuję ich.- kończę rozmowę, a potem szybko wystukuję cyferki i wysyłam jej SMS'em. Wyłączam ponownie telefon i chowam go na dnie walizki. Czuję, że tam jest jego miejsce. 
Wstaję z łóżka i cicho pojękuję czując skurcze mięśni. Kuśtykając do drzwi, chwytam klamkę i mocno prostuję się do góry, by nie wyglądać jak zombie. Idę do salonu, gdzie siedzi Justin i zajmuję miejsce obok. W powietrzu unosi się woń mandarynki, a mnie od razu cieknie ślinka.
-Chcesz?- pyta, ale kręcę jedynie głową. Lenistwo wygrywa, naprawdę nie mam siły bawić się w obieranie tego owoca.
-A jak obiorę?
-JASNE!- wołam ucieszona jak małe dziecko. Czy on czyta mi w myślach? Bo jeśli tak, to mamy mały problem. Nienawidzę, jeśli człowiek wie o mnie wszystko, a ja o nim nic. 
Spoglądam na ekran telewizora i od razu orientuję się, że Bieber ogląda KSW. Przyłączam się do niego, ale zamiast na walce, skupiam się na dobrym doborze słów w następnym pytaniu.
-Justin..?- zaczynam niepewnie i rzucam mu krótkie spojrzenie, które odwzajemnia. Wręcza mi całą mandarynkę obraną i uśmiecha się ciepło przy tym. Odbieram ją od niego i najpierw postanawiam ją skonsumować. Potem znów siedzę w ciszy, aż zbieram się do zadania tego pytania. -Znasz go?
-Hum?- mówi, ssąc owoc i w końcu wrzucając go do buzi.
-Pytam, czy znasz tego mężczyznę, który mnie tam trzymał. Jer...
-Znam.- odpowiada obojętnie i zdaję sobie sprawę, że jego wypowiedź powinna być dłuższa, ale on gra na czas. Doskonale wie, że kiedy poznam całą prawdę, to odejdę, dlatego zaczynam bać się jej jeszcze bardziej. Uciekam z myślami do barów i na imprezy, by nie myśleć nad tym za dużo. Sama nie chcę od niego odchodzić. Dobrze mi z nim się mieszka. Mam w nim teraz przyjaciela, z którym mogę porozmawiać o wszystkim. To on daje mi to prawdziwe wsparcie w tych chwilach, przez psychiatrę uważane za najtrudniejsze. Najtrudniejszy to był pierwszy tydzień, który spędziłam w szpitalu pod okiem specjalistów. A potem już szło z górki.
-Nie powiesz nic więcej?
-Jedno pytanie- przerywa i wręcza kolejną mandarynkę -jeden dzień.- uśmiecha się słabo, a następnie wlepia wzrok w TV. Wzdycham zrezygnowana i znów jem słodki owoc. Spoglądam co chwilę na Justina i zastanawiam się nad tym, co mogłabym robić dzisiejszego wieczoru. Oczywiście ponownie mam ochotę na imprezę i dobry seks. Nic nie jest tak dobre, jak gorące igraszki z jakimś przystojniakiem.
-Idziemy na imprezę?- pytam, kładąc nogi na stole.
-Nie. Masz odpoczywać.- rzuca stanowczo, a ja wywracam oczami. Wiem, że i tak go namówię, więc odwracam się do niego przodem i bezczelnie wlepiam czekoladowe oczy prosto w niego. -Nie próbuj Gomez. Nie chce mi się po raz kolejny pokazywać, jaki jestem naprawdę.- mruczy poirytowany, a ja unoszę brew.
-To znaczy?
-Nie udawaj.- rzuca krótko i żuje kawałek żelki. Jego kości policzkowe idealnie rzeźbią się przy każdym ruchu. -Chyba nie chcesz, żeby ten pierdolony psychopata powrócił.
-Czy ja wiem?- zaczynam bawić się końcem włosów, bacznie obserwując końcówki. -Wcale nie był takim psychopatą. Przynajmniej wiedział, co to prawdziwa zabawa.- dodaję obojętnie i zyskuję uwagę Biebera.
-Przepraszam, co? Sugerujesz, że nie wiem, co to prawdziwa zabawa?- unosi brwi i niemalże widzę, jak powstrzymuje się przed gwałtownym ruchem. Wiadome, że nie zrobi nic, co mogłoby mnie urazić, bo wciąż uważa, że jestem słabą osobą po przejściach. Wtedy on wyjmuje telefon z kieszeni i zaczyna wystukiwać coś w klawiaturze.
-Co robisz?- pytam zainteresowana.
-Raczej co robimy.- poprawia mnie, a ja marszczę brwi i zamieniam się w słuch. Nic nie odpowiadam, lecz czekam na wyjaśnienia. Chwilę jednak milczy, aż w końcu rzuca telefon na ławę, całkowicie zadowolony z tego, co zrobił.
-Więęęc?- przeciągam zdenerwowana, że nic nie mówi.
-Bądź gotowa na szóstą. Robimy domówkę.- kiedy z ust wylatuje ostatnie słowo, ja zaczynam piszczeć ze szczęścia i rzucając się z drugiego końca kanapy, wiszę mu na szyi i mocno ściskam w podzięce. -Nie myśl, że ci uległem, bo pewnie już masz taką myśl. Po prostu sądzę, że we własnym domu będę mógł cię bardziej kontrolować, niż w jakimś pierdolonym klubie.- rzuca ochrypłym głosem, kiedy zrywam się na proste nogi, a ja tylko potakuję sarkastycznie głową.
-Jasne, jasne.- mrużę oczy i uśmiecham się podstępem. I tak wiem, że robi to specjalnie, by udowodnić mi, że wciąż jest taki, jak wcześniej i wystarczy tylko chwila dłuższej rozmowy ze mną, a ulega. -Ale wiesz co zrobimy najpierw?- mówię, siadając na oparciu kanapy tuż obok niego. Justin unosi wzrok w górę, by spojrzeć mi w oczy i przeciera palcem wskazującym dolną wargę. -Idziemy do fryzjera.- mówię i klepię rękami w uda. -Masz dziesięć minut.- rzucam na koniec i wychodzę z salonu. Wiadomo jednak, że facetowi nie potrzeba czasu, by przygotował się do wyjścia. Tak naprawdę to ten czas przydzieliłam samej sobie, by określić porę wyjścia. Wchodzę do pokoju i spoglądam od razu na swoje odbicie. Zdecydowanie za duże dresy i wielka koszulka nie nadają się do wyjścia. Nurkuję więc w swojej torbie i szukam odpowiedniego ciucha. Wybieram czarną bokserkę, siwe leginsy i zwykłą, jeansową katanę, ponieważ na dworze jest ciepło. Włosy związuję w niesfornego koka i nie zwracam uwagi na to, jak wygląda. Nie idę w towarzystwie Justina, tylko idę razem z nim. Moje włosy również potrzebują regeneracji, więc jakieś farbowanie i podcinanie końcówek jak najbardziej na tak!
Punktualnie wychodzę z pokoju i widzę, jak Bieber stoi już oparty o ścianę z kluczami w rękach. Na głowie ma bejsbolówkę, a na twarzy rysuje się wielki uśmiech.
-Wiem, w czym powinnaś chodzić częściej.- przyznaje, kiedy skanuje moje ciało od góry do dołu. Wywracam oczami i cmokam z dezaprobatą. Zamykam drzwi do pokoju i przechodzę obok Justina, by wyjść z mieszkania. Czekam, aż do mnie dołączy, a następnie ruszamy do windy. Niespodziewanie, przed budynkiem czeka paru mężczyzn z aparatami. Co, jak co, ale tego się w ogóle nie spodziewałam. Nagle napływa do mnie ogromna fala złości.
-Oho, zacznie się.- warczę, przez zaciśnięte zęby i naprawdę proszę o trochę pokory wobec tych ludzi. Wiem, że jestem teraz typem wybuchowej osoby, więc naprawdę liczę na to, że nie powiedzą nic niestosownego. I kiedy przekraczam próg wieżowca, do uszu napływa fala pytań. Na przemian, najpierw jeden fotograf, potem drugi. Przepychają się między sobą i robią zdjęcia. "To twój nowy chłopak?", "To u niego teraz mieszkasz?", "Nowy partner, czy tylko dajesz dupy?". To ostatnie powoduje, że mam ochotę rzucić się na niego z pięściami, ale Justin reaguje w porę. Łapie mnie delikatnie w talii i ciągnie w stronę samochodu, bym nie mogła nic zrobić. Zaciskam szczękę i mam wrażenie, jakbym miażdżyła ząb o ząb. Słyszę, że Justin rzuca komentarz, który wygrywa wcześniej- jemu nie zależy, co o nim napiszą, a ja muszę zachować pozory wciąż grzecznej i ułożonej dziewczyny. Siada obok mnie i odpala silnik, by potem odjechać z tego miejsca z piskiem opon. Wzdycham ciężko, zaciskając nadal ręce w pięść. Otwieram okno i wystawiam jedną dłoń na zewnątrz. Zaczynam się nią bawić, jak gdybym głaskała niewidzialne powietrze.
-Wszystko okej?- słyszę nagle, a ja spoglądam na Biebera przez moment. Wzdycham ciężko i wlepiam wzrok w uda.
-Tsa.. Chyba.- mruczę i patrzę na drogę przed nami. Słucham dźwięku muzyki, która aktualnie gra w głośnikach. Znam ją, nawet bardzo dobrze. Ten utwór zawsze mnie rozluźniał. Czy to zbieg okoliczności, że leci on akurat teraz, kiedy dopada mnie podły nastrój? Z sekundy na sekundę rozluźniam się coraz bardziej. I znów zaczęłam głęboko myśleć nad tym, gdzie znalazłam się do tej pory, co osiągnęłam i co straciłam. Lista numer dwa nie miała końca, a ta pierwsza kończyła się przy zaledwie kilku punktach. Spokojny brzdęk gitary i cudowny głos Ed'a powoduje, że zaczynam myśleć coraz więcej. "The a team" się kończy w tym samym momencie, w którym parkuje samochód.
-Idealne wyczucie czasu.- komentuję pod nosem, a Justin rzuca mi krótkie spojrzenie, a następnie wysiada. Odpinam pas i również wychodzę z auta. Zamyka je i wrzuca klucze do kieszeni spodni.
-Gotowy na zmianę?- pytam, kiedy przepuszcza mnie w drzwiach. On jeszcze nie wie, że przyjechałam z nim tutaj też dla siebie. Witamy kobietę, która doskonale mnie zna. Od razu na jej twarzy wita wielki uśmiech i przytula mnie delikatnie. Widzę, jak bije się z samą sobą, by nie zadać mi jakiś pytań. Wzdycham poirytowana jej sztucznym zachowaniem i siadam na krześle. Justin zatrzymuje się i spogląda w moje odbicie.
-Sądziłeś, że kobieta przyjedzie ot tak z tobą do fryzjera i z tego nie skorzysta?- chichoczę i kiwam głową na miejsce obok. -Siadaj, a nie zabieraj czasu ludziom!- wołam entuzjastycznie, a zaskoczona Mia zakłada mi fartuszek. -No wykrztuś to w końcu z siebie, Mia.- proszę z uśmiechem na twarzy, a ona od razu robi się czerwona, udając że nie wie, o co chodzi.
-Ugh, Gomez, rozgryzłaś mnie. Po prostu chciałabym wiedzieć, jak się trzymasz.- wzrusza przepraszająco ramionami i rozpuszcza włosy.
-Jak widać, dobrze.- odpowiadam grzecznie i spoglądam w odbiciu na Justina, którym również się zajęto. -Barbaro, proszę. Zrób tak, żeby wciąż był seksowny, bo z tymi długimi wygląda jak bezdomny.- rzucam do kobiety za nim, a on tylko kiwa głową zrezygnowany. Nie mogę uwierzyć, jak pozytywnie zadziałała na mnie ta piosenka, ale słysząc stare hity w tym lokalu, nadal nie mogę przestać się uśmiechać. Przypominam sobie okres, w którym żyłam normalnie, bez nękających mnie fotoreporterów. Jestem stałym klientem w tym zakładzie. To te dwie kobiety najbardziej dbają o moje włosy. Wiedzą, co zrobić, by odzyskały swój naturalny blask i odżyły.
-Farbujemy i podcinamy?- pyta Mia, a ja potrząsam zgodnie głową i zamykam oczy, słuchając słów piosenki. Słyszę, jak Barbara również podśpiewuje tekst utworu. Zaczynam poruszać się lekko w rytm "Wannabe", a Justin obserwuje mnie jak jakąś wariatkę.
-No co?!- rzucam w końcu i zaczynam śpiewać głośno refren. Dobrze, że prócz nas nie ma nikogo w zakładzie. To ich plus, potrafią zadbać o look, a i tak nie mają zbyt wielu klientów. Mia i Barbara, które prowadzą razem ten biznes. Obie to stare panny, które lubią dobrą zabawę. Dostrzegam, że Justin również nakładaną ma farbę na włosy.
-Chryste, powiedz, że..
-Przywracam naturalny kolor, spokojnie Gomez!- śmieje się kobieta, a ja od razu opadam z ulgą na siedzenie.
-Chcesz, to zaproś swoich znajomych na domówkę.- odzywa się w końcu Justin, a ja przez chwilę się nad tym zastanawiam. Czemu by nie? Przynajmniej udowodnię im, że ruszyłam na przód! Proszę go o telefon i błyskawicznie loguję się na czacie. Wybieram grono osób, do których wysyłam tą samą wiadomość. Ignoruję napływ kolejnych, nowych do przeczytania i wylogowuję się szybko. Oddaję mu iphona z uśmiechem na twarzy i wprost nie mogę się doczekać aż zaczniemy imprezować.
Efekt końcowy jest niesamowity. Justin pozbył się naprawdę ohydnego koloru i wrócił do ciemniejszych. Jego grzywka nadal jest długa, ale seksownie opada mu na lewe oko i nie zasłania całej twarzy. Blond refleksy na końcach powodują, że włosy wyglądają na jeszcze zdrowsze, niż są! Wygląda naprawdę bosko.
-No, no!- cmokam z zadowolenia i lustruję dokładnie jego włosy. Sama po raz pierwszy od czasu farbowania spoglądam w lustro i jestem zaskoczona metamorfozą. Lekkie fale opadają mi tylko do ramion. Orientuję się, ile włosów mi ubyło i jestem w tak ogromnym szoku, że przez pierwszą chwilę mam łzy w oczach. Chyba jak każda, normalna kobieta żałuję swojej decyzji, ale chwilę potem dochodzę do wniosku, że wyglądam naprawdę dobrze.
-Wiem, zabijesz mnie, ale one naprawdę były zniszczone. Mamy doczepki w razie potrzeby. Przychodź kiedy trzeba, a je założymy.- pociera moje ramiona i uśmiecha się pocieszająco. Potrząsam głowę dając jej do zrozumienia, że jest dobrze, ale muszę przywyknąć do tak krótkich włosów i przytulam ją na pożegnanie. Dziękuję również Barbarze i już mam zamiar zapłacić, kiedy Bieber wyciąga dwieście dolarów i dziękuje za usługę. Delikatnie popycha mnie do wyjścia i przepuszcza w drzwiach.
-Chyba bardziej podoba mi się Selly w krótkich włosach.- mruczy, kiedy otwiera mi drzwi. Unoszę brwi do góry i wsiadam do środka.
-Napatrz się, bo niedługo to zmienię.- oznajmiam, kiedy odpala silnik. -Jedźmy na zakupy. Muszę kupić jakiś ciuch i do tego pasowałoby przygotować jakiś alkohol.- dodaję, a on zgadzając się, rusza do pobliskiej galerii.

Punktualnie o szóstej stoję gotowa przed lustrem. Goście już są, ale ja nie wychodzę, dopóki nie będę w stu procentach gotowa. Zaprosiłam Sean'a i myślę, że ponownie spędzimy ciekawą noc. DJ'a również nie zabrakło i nawet nie zdawałam sobie sprawy, jakie to mieszkanie jest wielkie, kiedy uprzątnie się parę rzeczy do innych pokoi. Salon idealnie nadawał się do tańczenia, a cała hołota piła w jadalni.
-Może pomóc?- słyszę głos Justina i odwracam się w jego stronę. Podchodzi powoli i staje tuż za mną. Chwyta za zasuwak idealnie dopasowanej czarnej sukienki i jedzie nim w górę. -Ślicznie pachniesz.
-Dziękuję.- mówię i mrużę lekko oczy, kusząc go w odbiciu. Justin pochyla się do przodu, by złożyć pocałunek na mojej szyi, ale ja w ostatniej chwili odwracam się na pięcie i słysząc znany hit, zaczynam poruszać się w jej rytmach.
-I love it!- krzyczę refren i wychodzę z pokoju, zostawiając go lekko zdezorientowanego. Myślałam, że przyszło parę osób, ale mieszkanie jest już prawie pełne. Zszokowana idę w stronę lodówki i wyjmuję z niej piwo. Otwieram je i śmiało ruszając się w rytmach muzyki, kieruję się na parkiet. Dostrzegam starą ekipę, za którą szczerze powiedziawszy się stęskniłam. Przyszedł nawet Zac! Podchodzę do niego od razu i mocno przytulam na powitanie. Potem znów trafiam w ramiona Robbiego, Briana i Ryana.
-Słabo wyglądasz.- komentuje Brian, a ja mierzę go wzrokiem.
-Nie z własnego życzenia.- dogryzam i upijam łyk piwa, rozglądając się po sali. Dostrzegam zmieszaną Taylor w towarzystwie Nathaniela i Davisa. Zderzenie ze starą rzeczywistością wcale nie jest tak łatwa, jak przypuszczałam, ale czas temu postawić czoła i zamknąć stary rozdział, by rozpocząć nowy. Teraz, albo nigdy Gomez! Pokaż, że ruszyłaś na przód! 

Od autorki: Witam! Dziś taka niespodzianka: rozdział o wieeele dłuższy niż zazwyczaj. Taki prezent przed mikołajkowy :) Pamiętajcie, by relacjonować swoje emocje również na twitterze dopisując hasztag #EndOfTheRoadJBFF Wkrótce pojawi się nowy szablon dla bloga. Mam nadzieję, że ten, który zamówiłam teraz, będzie trafniejszy od tego, który mamy teraz, ponieważ on nijak ma się do nastroju, który tu panuje. Pamiętajcie o komentowaniu! Im więcej komentarzy, tym szybciej, a jak nie szybciej, to rozdział dłuższy, jak ten. Pozdrawiam, buziaki! ♥ 
#EndOfTheRoadJBFF

CZYTASZ=KOMENTUJESZ.  

czwartek, 26 listopada 2015

Rozdział 16.


~***~

Około szóstej wychodzę z łazienki. Wykąpana, gładka, pachnąca. Spędziłam tam około dwie godziny, ale efekt mam zniewalający. Makijaż wyszedł perfekcyjnie! Nie wiem, kiedy ostatnio byłam zadowolona z tego, jak wyglądam, bo odkąd wyszłam ze szpitala, musiałam ubierać się tak, jak życzyła sobie mama. Minimalny make up, naturalne włosy i stosowne ciuchy. Oh, ona totalnie zgłupiała po moim powrocie do domu. Dobrze jednak, że w tej chwili mnie tam nie ma, bo gdyby zobaczyła u mnie ciemne cienie do powiek i grube kreski, to uh... Kolejna awantura murowana.
Owinięta ręcznikiem ruszam do szafy. Skupiam się na maksa w doborze bielizny, a kiedy jestem już pewna tego, że koronkowy, czerwony biustonosz oraz stringi z kompletu idealnie pasują na imprezę, zaczynam nasuwać na siebie materiał, kiedy do środka ktoś wchodzi.
-Puka się.- rzucam poirytowana i nie robię sobie z tego nic. I tak widział mnie nagą.
-Zamyka się drzwi.- chrząka i opiera się o framugę. -Wybierasz się gdzieś?- kiwam głową i zaciskając usta w cienką linię patrzę na swoje odbicie. Nie wiem, czy seks pomaga w wyrabianiu kobiecych kształtów, ale moja pupa jest większa i okrąglejsza, a piersi są... niczym z reklamy bielizny Victoria's Secret. Czuję palące spojrzenie Biebera, ale bagatelizuję to i odwracam się na pięcie w stronę szafy. Denerwuje mnie to, że się nie odzywa. Słyszę jedynie bicie swojego serca i oddech. Żołądek zaczyna wariować, jest mi niedobrze i mam ochotę wyjść tak na zewnątrz, bo robi mi się słabo.
-Wszystko okej?- pyta, kiedy opieram się rękami o spód szafy. Kiwam tylko głową i słyszę tupot butów. Chwilę potem Bieber pochyla się obok mnie i dotykając mnie lodowatymi dłońmi powoduje, że stan, w jakim się przed momentem znajdowałam, odchodzi. -Jesteś albo taka blada albo bardzo pomalowana.
-Albo nie powinno cię to interesować.- zrzucam jego dłoń z talii i wyjmuję obcisłą, czarną sukienkę, która jest naprawdę krótka. Wsuwam ją na siebie i wyciągam krótkie gladiatorki na szpilce z czerwoną podeszwą.
-Gdzie jedziesz?- pyta w końcu, siadając na brzegu łóżka.
-Piszesz książkę? To pomiń dwie strony i pisz dalej.- wkładam duże, złote koła, złote bransoletki i szminkuję na czerwono usta. Jestem niesamowicie zadowolona z tego, jak wyglądam. Droga kurwa. podsumowuje głos w głowie, a ja od razu wywracam oczami. Nie jestem kurwą, ale wiem, czym mogę się pochwalić. Znam swoje ciało!
-Nie wkurwiaj mnie, tylko odpowiedz na pytanie.- naprawdę irytuje mnie jego zachowanie, ale dla świętego spokoju mówię o położeniu klubu.
-Nowy dzień, nowe pytanie: kim jest porywacz?- widać, że to wybija go z rytmu, bo w momencie nieruchomieje. Obserwuję go przez chwilę w odbiciu lustrzanym, a on wstaje na proste nogi i zaczyna iść w stronę drzwi. -Odpowiedz na moje pytanie, jak ja odpowiedziałam na twoje.- wyprzedzam go i z zaciśniętymi zębami trzymam rękę na drzwiach, uniemożliwiając mu wyjście.
-Jer, człowiek około czterdziestki. Kiedyś założył rodzinę, znaczy... Spłodził syna, a potem się go wyrzekł. Nie spodziewał się jednak, że jego synek wróci.- wzrusza ramionami obojętnie, a mi zapala się żółta lampka.
-Znasz go?
-Jedno pytanie, jeden dzień.- kiwa palcem i chwyta za klamkę. Ześlizguję rękę z drewna i patrzę, jak wychodzi. Właśnie wybija siódma, więc pospiesznie wkładam okulary przeciwsłoneczne, skórzaną kurtkę, blond perukę i kapelusz. Nikt mnie nie rozpozna, za dobrze się kamufluję. 

~***~

Wchodząc do klubu, od razu się w nim zakochuję. Do niedawna naprawdę bałam się tutaj przyjeżdżać. Brooklyn to nie dzielnica dla osób takich jak ja. Jestem zbyt bogata i do pewnego czasu za grzeczna. Teraz... W sumie nie mam nic i nie jestem grzeczna. Pozory mogą mylić.
Dudniąca, hip-hopowa muzyka dobiega aż do samych drzwi, a przede mną ciągnie się długi, zadymiony korytarz. Czuję, jak adrenalina buzuje w żyłach. Dobry pomysł, żeby przychodzić tutaj samej? odzywa się głos w głowie. Pierdolenie! Nie mam już nic do stracenia. 
Zrzucam perukę, kapelusz, okulary i poprawiam burzę loków. Wkraczam do sali, w której bawią się wszyscy. W kącie dostrzegam grupę ludzi- jedna dziewczyna i czterech facetów, którzy ją obmacują. Widać, że laska jest naprawdę zadowolona z tego, co robią. Ignoruję dalszą orgię i idę przed siebie, szukając baru. W końcu dochodzę do niego i proszę o najmocniejszy drink, jaki tu podają. Dostrzegam, że kelner mnie obserwuje. Pod pusty kieliszek wsuwam napiwek.
-Nie widziałeś mnie.- rzucam groźnie i wstaję z krzesła. Idę na środek parkietu i nie przejmując się nikim, zaczynam tańczyć. Wiję się w rytm muzyki. Kręcę biodrami w lewo i w prawo i prawdę mówiąc lubię czuć się tak, jak teraz. Tykająca seks bomba! Kobieta, która wie, czego chce i nie oczekuje związku. Nie wiem, czy to normalne, mam dopiero dziewiętnaście lat (za miesiąc, ale shh).
Nagle czuję czyjeś dłonie, które najpierw niepewnie, a potem groźnie jeżdżą po całej mojej sylwetce. Zamykam oczy i z uśmiechem na twarzy wiję się jeszcze śmielej, niż do tej pory.
-Cudownie pachniesz.- słyszę szept i oddech na szyi. Nie odpowiadam, lecz w zamian wypycham w jego stronę tyłek, co widocznie bardzo go zaskakuje, bo przez chwilę przestaje się ruszać. Zaraz jednak się otrząsa i mocno chwyta za moje biodra, jakby właśnie w tej chwili miał ze mną uprawiać dziki seks. Śmieję się cicho, a on nagle drugą dłonią łapie prawą pierś i przysuwa do siebie tak blisko, jak tylko potrafi.
-Dziewczyno, nie wiem, co ty ze mną robisz, ale..
-Wiem, pragniesz mnie.- mruczę i odwracam się w jego stronę, by poznać w końcu mojego partnera. Rozczarowanie jednak sięga zenitu i mam ochotę zwymiotować. Od razu odsuwam się od niego na krok do tyłu i wybucham śmiechem.
-Coś nie tak?- przekrzykuje muzykę, a ja tylko kiwam głową, macham ręką i odchodzę, zostawiając go bez komentarza. Chłopak jest niższy ode mnie i ma.. może z szesnaście lat. Burza loków, dziecięce rysy twarzy i ten błysk w oku. A już myślałam, że to prawdziwy facet.  Napalony małolata! i znów wybucham śmiechem. Podchodzę do baru i spoglądając przez łzy na barmana, kiwam mu, dając znać, że chcę to samo. Nagle obok siada ciemnoskóry mężczyzna, który podsuwa mi kieliszek alkoholu.
-Od obcych nie pijam.- odpycham szklankę i odbieram drinka od barmana.
-W takim razie pozwól, że się przedstawię.- spoglądam na niego i zamieram. Ten facet jest.. naprawdę seksowny. Idealnie błyszczące, czarne oczy, lekki zarost, który dodaje mu uroku i ten styl... Wow! Jestem pod ogromnym wrażeniem. -Jestem Sean, ale mówią na mnie Big Sean.- mruży oczy i unosi jedną stronę ust do góry, wyglądając przy tym naprawdę seksownie. -I wiem, kim jesteś ty. Cały Nowy Jork o tobie gada.
-Oh, doprawdy? Nie wiedziałam!- udaję zdziwioną, a potem poważnieję i wypijam zawartość szklanki. Odstawiam ją na blat i znów spoglądam na mężczyznę.
-Zatańczymy?- pyta, a ja przypominam sobie tego chłopca i modlę się, by Sean po prostu potrafił się poruszać jak on. Mimo, że był gówniarzem, to tańczyć potrafił. Potakuję głową i zaczynamy kierować się na środek parkietu. Muzyka zwalnia, a z głośników zaczyna lecieć The Weeknd. Idealnie pasuje do tego, jak wyobrażam sobie ten taniec. Sean chyba zna scenariusz tej sceny, bo robi dosłownie to, o czym myślę. Odwraca mnie tyłem do siebie i dotykając bioder, kołysze nimi na lewo i prawo, ocierając się o swoje krocze. Najpierw jeździ dłońmi po brzuchu, pieszcząc każdy cal mojego ciała w tym miejscu. Potem jedzie lewą ręką w górę, chwyta mnie za gardło i przekrzywia głowę w bok, by złożyć gorący pocałunek na mojej szyi. Potem zaczyna ją gryźć, a z ust wydobywa się cichy jęk. Potem zaczyna poruszać swoimi biodrami i czuję jak jego krocze ciągle ociera się o pośladki. Zarzucam ręce do tyłu i dotykam jego twarzy, a potem karku. Czuję, jak jego perfumy przesiąkają przez moje ciuchy. Poprawiam kraniec sukienki, który jest już zdecydowanie za wysoko i wiem, że ten facet może być moją przygodą na jedną noc, ale chcę zrobić wszystko, żeby mnie o to błagał. W końcu czuję, że nie wytrzymam i się na niego rzucę, więc przestaję tańczyć i pod pretekstem toalety, znikam mu z pola widzenia. Prawdę mówiąc idę po kolejnego drinka, by rozluźnić się do końca. Spodobał mi się. Sean jest naprawdę seksowny i wie, jak zadziałać, żeby spodobać się dziewczynie.
Po jakiś piętnastu minutach odnajduję go. Siedzi na loży i niczym jastrząb polujący na jedzenie, przeczesuje wzrokiem całą hołotę, która się tutaj bawi. Staję na środku i ciągle na niego patrząc, zaczynam tańczyć. Kiedy nasze spojrzenia się krzyżują, uśmiecha się seksownie i pociera brodę, kładąc nogę na kolano i opierając się na niej. Zarzucam włosami, wypinam dupę i pokazuję to, na co mnie stać. Kiedy odwracam się  z powrotem w jego stronę, nie widzę go. Chwilę stoję zdezorientowana, a potem znów zaczynam tańczyć, aż ktoś chwyta mnie za nadgarstek i pociąga w swoją stronę. Ląduję w ramionach Seana, który automatycznie wpija się w moje usta i zaciska ręce na tyłku. Zaczyna iść do tyłu, a ja coraz ciszej słyszę muzykę. Czy my właśnie idziemy się pieprzyć?
-Jesteś taka seksowna, że nie mogę dłużej wytrzymać.- mruczy przez pocałunki i stara się podwinąć sukienkę w górę, ale ja się uśmiecham i biorę jego ręce do góry. -Proszę...- szepcze i przypiera mnie do ściany, a ja kiwam tylko głową. Jestem na tyle trzeźwa, że wiem, co robię. Seks w korytarzu na imprezie- tak brzmiałyby jutrzejsze nagłówki w prasie.
Nic nie mówiąc zaczynam go ciągnąć za rękę i wyprowadzam tylnym wyjściem.
-Jedźmy do ciebie.- rzucam mu wyzwanie, seksownie trzepocząc rzęsami. Sean nawet się nie zastanawia, tylko znów mnie całuje, a następnie prowadzi do jakiegoś auta. Kiedy mam już wsiąść do środka, słyszę głośny krzyk Biebera. Zamykam oczy, modląc się, aby to nie był naprawdę on.
-Księżniczko, dokąd to?- pyta pewny siebie, a ja unoszę brew. Coś mu się chyba pomyliło.
-Nie interesuj się nie swoim tyłkiem, Bieber.- uśmiecham się arogancko i wsiadam do auta. Zapinam pasy i patrząc na niego po raz ostatni, odjeżdżamy z parkingu.
Wchodzimy do mieszkania i nim zdążę coś powiedzieć, on przyszpila mnie do ściany i zaczyna namiętnie całować. Ręce unosi do góry i przytrzymuje je swoją dłonią, a drugą znów trzyma na szyi i zjeżdża ustami w dół. Mój oddech przyspiesza. To będzie dobra noc...

~***~

Wchodzę do mieszkania i słyszę głośno grającą muzykę. Po parkiecie walają się ciuchy, a na stoliku stoją butelki po piwie. Damska bielizna mówi mi jedno. Nawet nie zaglądam do Biebera, po prostu idę do siebie. Czuję się jak nowo narodzona. Sean był na tyle wspaniały, że postanowiłam nie zrywać z nim kontaktu. Ustaliliśmy sobie, że będziemy do siebie dzwonić, kiedy zapragniemy poczuć znów przygodę. Tak, seks jest dla nas przygodą, o której nie warto mówić głośno.
Ruszam pod prysznic i wracam do swojego normalnego wyglądu- zero makijażu, włosy związane w kucyk, luźne, dresowe spodnie i t-shirt odsłaniający mój brzuch. Na zewnątrz jest wyjątkowo ciepło. W końcu czuć przychodzące do nas lato. Ludzie, których mijałam chodzili w cienkich ciuchach. Kocham lato, to zdecydowanie najlepsza pora roku.
Wchodzę pod kołdrę i zamykam oczy, wykończona przeżyciami z ostatniej nocy. Trochę minie, niż znów będę potrafiła szaleć dwie noce pod rząd. Kiedy prawie udaje mi się usnąć, słyszę wysoki ton głosy i cichy chichot. Okej, Bieber, wiemy, że się dobrze bawiłeś, ale odpuść sobie. Mnie to jebie... Zaciskam poduszkę na głowię i próbuję usnąć ponownie, ale ta lalusia nagle wybucha takim śmiechem, że moje nerwy puszczają. Staram się jednak nie robić afery, bo to nie moje mieszkanie, a Bieber może robić co chce. Zaciskam zęby i czuję, że już nie usnę. Zdenerwowana patrzę na drzwi i nasłuchuję dźwięków zza nich. Ciche "dzięki Biebs", "jesteś najlepszy", "musimy to powtórzyć". Oh, shawty... Chyba nie wiesz, jakim on jest lowelasem.
Wychodzi, słyszę przekręcany zamek i oddycham z ulgą, bo wiem, że nie będzie więcej zbędnego hałasu. Znów układam się wygodnie na łóżku, ale to nic nie daje. Nie mogę zasnąć. Zirytowana wstaję, czując głód i ruszam do kuchni.
-Witam.- mówi radośnie, a ja unoszę brew i wyjmuję karton soku pomarańczowego. -Zła noc?
-Oh, najwspanialsza jaką miałam.- uśmiecham się złośliwie.
-Zupełnie jak moja.- wzrusza ramionami i wsypuje płatki do miski.
-Nie za ciasna była?
-A twój nie za duży?- odgryza się, a po chwili oboje zaczynamy się śmiać. -Gomez, nie chcę się o ciebie martwić.
-Jakoś ostatniej nocy się nie martwiłeś. Chyba, że grzmociłeś jakąś laskę ciągle myśląc o mnie.- poruszam brwiami i zarzucam nogi na blat. Odsłaniam bardziej swój brzuch i gładząc się po nim, jem banana. -Wyobrażałeś sobie, jak  fenomenalnie było ze mną. Wierz mi, lub mnie, teraz jestem jeszcze lepsza.- mruczę i zmysłowo gryząc następny kawałek, patrzę prosto na niego.
-Przetestujemy?- mówi i opiera się nade mną. -Jestem gotowy tu i teraz.
-A ja jestem zniesmaczona.- wołam i odpycham go od siebie, chichocząc jak jakaś głupia małolata. Obserwuję, jak szatyn porusza się po mieszkaniu w samych bokserkach i dostrzegam kilka zmian. Pojawiły się nowe tatuaże na jego ciele, a mięśnie widać jeszcze lepiej, niż miesiąc temu. Jedyne, co mnie w nim denerwuje, to te długie, blond włosy, jakie sobie postanowił wyhodować... Bo jak inaczej mogę to nazwać?
-Bieber- krzyczę na całe mieszkanie.
-Co?!- wychyla się z łazienki z pianką do golenia na twarzy.
-Zgól to coś, co masz na głowie.- mówię, a on wywraca oczami i wraca do swojego zajęcia.

Od autorki: Witam, cześć i czołem! Przede wszystkim chcę podkreślić, ze zostały ostatnie dni na głosowanie na blog miesiąca, więc BŁAGAM! wchodźcie i oddawajcie głos na tego bloga. Z góry bardzo dziękuję ♥ Druga sprawa: smuci mnie to, że nie ma już tylu komentarzy, ile było... Stąd te rozdziały dodawane są później, niż powinny. Jeśli sytuacja się poprawi, to kto wie, może rozdziały będą częściej? Okej. Z takich informacji to tyle. Przepraszam za błędy, ale znów nie sprawdzałam. Im więcej komów, tym szybciej rozdział. Zapraszam na wattpad i twitter-> wpisujcie hasztag #EndOfTheRoadJBFF i dowiadujcie się na bieżąco co się dzieje z blogiem! ♥ xoxo

#EndOfTheRoadJBFF

CZYTASZ=KOMENTUJESZ.  

środa, 18 listopada 2015

Rozdział 15.


~***~
*rozdział nie sprawdzany, przepraszam za błędy*

-Nie powiem ci.- rzuca szybko, a ja marszczę brwi. -Te informacje cię zniszczą, szczególnie teraz.- mówi.
-Justin, niszczy mnie niewiedza. Chcę znać odpowiedź na te cholerne pytania, no!- wyrzucam z frustracją ręce w górę i sądzę, że to jakoś poskutkuje. Nic to jednak nie daje. Bieber tylko patrzy na mnie z troską. Dostrzegam jego błysk w oku. Rozważa moją opcje, doskonale to wiem. -Wiem, że to nie brzmi przekonująco, ale naprawdę pokładam w tobie dużą nadzieję. Wiem, że ty wiesz znacznie więcej ode mnie.- manipulacja? Tak to się nazywa? Biorę go na litość, może to brzmi lepiej. Bo który facet nie zlituje się nad cierpiącą i dobijająco wyglądającą dziewczyną? Każdemu mięknie serce, nie ma się co oszukiwać!
-Umówmy się tak.- rzuca w końcu poirytowany, a głos wewnątrz zaczyna piszczeć jak mała dziewczynka. Sukces, proszę państwa! -Codziennie odpowiem ci na jedno pytanie. Nie chcę, żebyś się załamała nerwowo po ogromnej dawce informacji. No i chcę jeszcze trochę się tobą nacieszyć, nim mnie znienawidzisz.- wzrusza ramionami, jakby mówił o pogodzie.
-Jak to znienawidzę?- pytam, zaskoczona końcem zdania.
-Właśnie wyczerpałaś jedno pytanie na dziś. Znienawidzisz mnie, bo ta sprawa dotyczy mnie i trafiłaś tam z mojego powodu.- urywa i zaczyna przeczesywać włosy do tyłu. Mrugam kilka razy w jego stronę i nie za dobrze wiem, co powiedzieć. Całe piekło, przez które przechodziłam było spowodowane jego interesami? Mam być wściekła właśnie teraz, bo nie zupełnie wiem, co robić!
-Oh...- urywam i cofam głowę do tyłu, lekko nią potrząsając. Nic nie rozumiem... -Znasz tego, który mnie..
-E,e,e!- kręci palcem z cwaniackim uśmiechem na twarzy. -Jedno pytanie na dzień.- mówi stanowczo i patrzy mi prosto w oczy. Przeplatam ręce na klatce piersiowej niczym naburmuszony dzieciak i wydymam usta. -Nie jest z tobą tak źle, jak media mówią.- dodaje radośnie, a ja przewracam oczami.
-Trzeba było się mną zainteresować..
-Nie wkurwiaj mnie... Przychodziłem codziennie.- przerwa mi, a jego brwi niemalże się spotykają w groźnej minie. To fakt. Już mi o tym wspominał. -Jak się czujesz?
-W tej chwili.. Oh... Sama nie wiem. Mam mętlik w głowie, ale zdecydowanie lepiej, niż kiedy siedzę w domu.- wzdycham i do głowy przychodzi szatański plan. A gdybym wyprowadziła się z domu? Kupiła własne mieszkanie, usamodzielniła się? Ileż można żyć na garnuszku rodziców? Za miesiąc mam urodziny, więc czemu by nie zażyczyć sobie kluczyka do nowego mieszkania? Zrobię wszystko, by uciec od tych idiotów. Ciągłe kontrolowanie mnie, czy wszystko w porządku i opieka niczym nad niemowlakiem doprowadza mnie do szału.
-Może chcesz zostać parę dni u mnie?- pyta Justin, a ja uśmiecham się. Czy on czyta mi w myślach?
-Marzę, aby uciec z domu, ale wiesz, jacy są moi rodzice teraz...- wzdycham i przypominam sobie sytuację ze szpitala. Z drugiej strony to jednak dobry pomysł. Odpocznę od tych ciągłych kontroli. Nie chcę chodzić do psychologa. Mam dość odpowiadania na jedno i to samo pytanie. -Zresztą, co mnie to obchodzi. Jebie mnie to.- wzruszam ramionami i wstaję na proste nogi. Nikt nie będzie mi mówił, co mam robić. Po prostu wrócę do domu po swoje rzeczy i przyjadę tutaj.
-Wow, Gomez, lubię twój ostrzejszy język.- porusza brwiami, a ja chwytam kraniec poduszki i uderzam go nią.
-Oh, zamknij się.- wywracam oczami i wychodzę z mieszkania. Piszę SMS'a do Jenny o swoich planach, bo wiem, że ona jedyna nie będzie robiła z tego awantury i jeszcze stanie w mojej obronie. Teraz, cokolwiek by się nie działo, staje przede mną murem. Afera w mediach? Spokojnie, blondyna w momencie wszystkim pozamyka mordy.

~***~

-Selena, co ty robisz?- pyta mama, stojąc we framudze drzwi.
-Wynoszę się stąd na parę dni. Nie wiem, kiedy wrócę, ale po prostu dajcie mi odpocząć.- mówię, wrzucając ciuchy do torby.
-Będziesz tego żałować, dziecko. Wiesz, że nie jest z tobą..
-Co nie jest? Kobieto, rozejrzyj się! U mnie wszystko okej! Przez te pieprzone wizyty u psychiatry czuję się gorzej. Przechodzi mi za każdym razem, kiedy jestem jak najdalej od tego gówna. Muszę odpocząć, dajcie mi spokój na parę dni! Obiecuję, nic sobie nie zrobię.- wzdycham i wrzucam ostatnią parę stringów. Oczywiście mama to dostrzega i marszczy brwi.
-Gdzie ty się przenosisz?- pyta i widzę, jak jej ciśnienie wzrasta. Oho, zacznie się.
-Mamo! Musisz tutaj szybko przyjść!- słyszę głos Jenny i wiem, że robi to specjalnie. Kocham ją, bo mimo, że nie popiera tego pomysłu, to i tak mi na to pozwala. Zasuwam szybko torbę i wykorzystuję chwilę nieuwagi matki. Schodzę szybko na dół i zjeżdżam windą. Na parkingu za wieżowcem stoi już samochód Justina. Staram się, aby nikt mnie nie zobaczył. Wychodzę tylnym wyjściem i kiedy widzę pusty parking i ani jednej żywej duszy, oddycham z ulgą. Wsiadam do auta i niesamowicie podekscytowana zapinam pas. Tak się czują nastolatki, które igrają z życiem? W normalnych okolicznościach nie uszłoby mi to na sucho, ale nie będą się na mnie wściekać. W końcu jestem po przejściach, a oni nie mogą dokładać mi kolejnej dawki stresu. Uśmiecham się triumfalnie, zadowolona ze swoich działań i wtedy słyszę cichy chichot. Odwracam głowę w stronę szatyna, a on kręci głową we wszystkie strony.
-Jesteś tak podjarana, jakbym cię zabierał do Disneylandu.
-Wystarczy, że dajesz mi odpocząć, to wszystko.-mruczę i relaksuję się w zmysłowych nutach The Weeknd. Na ulicach Nowego Jorku panuje już mrok. Piosenka w tle, przystojny facet obok i relaks jaki odczuwam, powoduje, że czuję się jak w jakimś filmie. Zakochani uciekają przed rodziną dziewczyny do mieszkania chłopaka, gdzie potem uprawiają dziki seks w każdym pomieszczeniu... Chyba przez ten miesiąc stałam się erotomanką. Jak nie jestem zła, to znów głowę nachodzą jakieś fantazje erotyczne. Czy ze mną wszystko okej? Może jednak mama miała racje i potrzebuję psychiatry?
-Jesteśmy.- otwieram drzwi, biorę torbę, którą Bieber i tak szybko wyrywa mi z ręki.-Nie możesz się przemęczać.- mówi i uśmiecha się ciepło w moją stronę. Wzdycham i potakuje lekko głową.
Kiedy wchodzimy do mieszkania, w tle gra muzyka.
-Czy na każdym kroku musisz słuchać radia?- pytam i zdejmuję skórzaną kurtkę z pleców.
-Tak, to mnie relaksuje.- wzrusza ramionami i znika gdzieś za drzwiami. Świeci światło w pomieszczeniu, a następnie macha ręką, bym weszła za nim. Kiedy przekraczam próg pokoju, widzę kolejną sypialnie. Nie dostrzegłam jej wcześniej, albo o niej nie pamiętam...
-Stwierdziłem,że możesz nie czuć się komfortowo w mojej sypialni, więc przygotowałem Ci osobny pokój. To twoje cztery ściany. Zrób z nimi co chcesz.- wsadza ręce do kieszeni i uśmiecha się ciepło patrząc w przestrzeń.
-To miłe, ale nie musiałeś.
-Ale chciałem.- odpowiada szybko i rzuca mi krótkie spojrzenie. Odwraca się na pięcie i wychodzi, zostawiając mnie samą. Przygryzam wargę z podekscytowania i bacznie przyglądam się pomieszczeniu. Pokój jest ciemny- bordowe ściany, brązowa podłoga, orzechowe meble i ogromne łóżko, które od razu rzuca się w oczy. Podchodzę do niego, a następnie padam jak kłoda twarzą na mięciutką pościel. Mogę stąd nie wychodzić do końca życia. Pokój jest idealny. Zaglądam do szafy, która jest pusta, więc wypełniam ją swoimi ciuchami. Dobrze się składa, że w głębi szuflady miałam schowane oszczędności. Przydadzą się na teraz. Dołożę się do czynszu, kupię jedzenie i dam radę!

Dochodzi dziesiąta wieczorem. Turban mokrych włosów stoi na mojej głowie, a mi ani się nie myśli go zdejmować. Wspominałam, że mam własną łazienkę? Nie? To teraz to robię. Justin zadbał o to, by nie brakowało mi niczego. Nawet pokupował jedzenie, które uwielbiam. Szkoda tylko, że wciąż mało jem... Wychodzę na hall, a światła są pogaszone. Słyszę jedynie głośno grający telewizor. Justin ogląda mecz. Idę na palcach w stronę salonu i kiedy widzę go zrelaksowanego na kanapie, zatrzymuje się. Bieber trzyma w dłoni piwo, a drugą rękę zarzuconą ma na oparcie sofy. Wzrok wlepiony ma w migający obraz i nawet nie dostrzega mojej obecności. Pozwalam sobie na chwilę obserwacji: nic się nie zmienił. Może prócz zmęczonej twarzy...
-Nie śpisz?- słyszę nagle, a szklana butelka przylega do ust szatyna. Nie odkleił nawet na sekundę wzroku od kolorowego pudła. Zaciskam usta w cienką linię i bawię się stopą, nie wiedząc, co powiedzieć. W końcu ruszam w jego stronę i siadam kawałek dalej. -Jesteś głodna?- pyta, a ja tylko kiwam głową. Jasne, że nie jestem, o tej porze?!
-Kto gra?- pytam w końcu, próbując wkręcić się w trwającą akcję.
-Orlando City SC i New York City FC.- odpowiada i przysuwa w moją stronę miskę z popcornem. Nadal siedzi z ręką zarzuconą na oparcie sofy, a ja staram się uniknąć jego dotyku. Nie chcę poczuć jego bliskości, bo to może się źle skończyć, tym bardziej, że jestem rozstrojona nerwowo. A parę godzin temu uważałam, że jestem zdrowa...
Dobiega końcówka meczu, a Nowy Jork wbija ostatnią, zwycięską bramkę. W tle słyszymy, jak widownia szaleje, a my bez żadnego entuzjazmu oglądamy dalej.
-Liczyłam na Orlando...- wzydcham ciężko i chwytam jednego popcorna do ręki.
-Ja też. Chujowy mecz...- rzuca i chwyta pilota do ręki.
-Teraz ja!- wołam i wyrywam mu go z ręki. Siadam po turecku i włączam MTV. Leci mój ulubiony program, więc całą uwagę skupiam na nim.
Czuję palące spojrzenie szatyna, dlatego szczelniej naciągam rękaw bluzki na dłonie. Całe szczęście, że mam na sobie dresowe spodnie, bo naprawdę nie lubię pokazywać swojego ciała teraz. Jest całe w siniakach, zadrapaniach i w niektórych miejscach wygląda jak martwe. To na pewno nie wzbudzi w nikim pożądania. Raczej odrazę albo strach.
-Nie patrz tak na mnie.- wzdycham i odwracam głowę w jego stronę. -Proszę, nie rób tego...- dodaję. Z jego ust wylatuje ciche "przepraszam", a ja wracam do oglądania. W końcu zaczyna mnie to nudzić i po prostu chcę iść spać. Ruszam do swojego pokoju, zamykam cicho drzwi i wsuwam się pod kołdrę. Cieszę się, że mnie przyjął do siebie.

Deszcz stuka o parapet, a ja obserwuję, jak samotne krople wody spływają w dół, we własnej gonitwie. W mieszkaniu panuje idealna cisza, która powoduje u mnie wewnętrzny spokój. Coś, co pokochałam, odkąd mnie stamtąd wyciągnęli, to cisza. Wcześniej nie mogłam obejść się bez muzyki, a teraz? Mam jej dość.
Około jedenastej postanawiam zwlec się z łóżka. Wkładam na stopy puchowe skarpetki i znów mocno naciągam na siebie bluzkę. Każdy ciuch jest na mnie co najmniej rozmiar za duży, a w każdym wyglądam jak w worku. Chciałabym wrócić do swojego dawnego wyglądu, do normalnego życia- do imprez, alkoholu, zabawy. Mam dość życia pod kloszem.
Wchodzę do kuchni, gdzie również jest pusto. Zaglądam do lodówki i wyjmuję karton mleka. Potem przeszukuję resztę mebli w poszukiwaniu płatków na mleko. Kiedy je w końcu znajduję, wsypuję je do miski i zalewam zimnym mlekiem. Siadam przy wysepce kuchennej i bawiąc się łyżką, zaczynam jeść. Kiedy słyszę hałas, momentalnie podskakuję na miejscu i czuję, jak dopiero połknięte jedzenie wraca się do góry. Wstrzymuję oddech i wytężam słuch, by móc zidentyfikować intruza. Kiedy jednak widzę zaspanego Justina w samej bieliźnie, oddycham z ulgą. Mimo wszystko widok jest zadowalający. Idealnie wyrzeźbione mięśnie brzucha, kilka nowych tatuaży i roztrzepane włosy. Seksownie.
-Dzień dobry.- mruczy, przejeżdżając dłonią po twarzy.
-Hej.- mówię i bezczelnie wlepiam wzrok w jego sylwetkę. Justin dostrzega moje zainteresowanie i sam postanawia nawiązać ze mną kontakt wzrokowy. Nagle oboje wybuchamy śmiechem, a chłopak znika za drzwiami do łazienki. Potem wraca i siada obok mnie, zabierając mi łyżkę i miseczkę.
-Ej! To moje!- krzyczę, robiąc naburmuszoną minę.
-Dobre.- mówi z pełną buzią i oddaje mi jedzenie z powrotem. Justin zaczyna krążyć po kuchni i cicho podśpiewuje jakąś piosenkę. Przygotowuje jajecznicę, a ja rozmyślam, czy poinformować go o planach na wieczór. W końcu się decyduję, a reakcja jest całkowicie inna, niż się spodziewałam.
-Nigdzie nie idziesz.- rzuca oschle i doprawia jajka.
-Nie będziesz mi rozkazywać.
-Opiekuję się tobą i tak, będę rozkazywać, shawty.- puszcza mi oczko, a ja unoszę brew, lekko zaskoczona jego postawą.
-Sado-maso?- chichoczę, a on w momencie sztywnieje i wolno odwraca się w moją stronę. -No co?- śmieję się jeszcze głośniej, widząc jego mimikę.
-Z tobą? Zawsze.- rzuca pod nosem, a ja i tak to słyszę. Chwytam ścierkę, która leży obok i rzucam nią w chłopaka. Skąd we mnie tyle energii i radości? A no tak! Nie muszę iść do psychiatry i nie jestem w domu. Żyć, nie umierać.
Chłopak siada obok mnie a ja przyglądam mu się, jak je. Bieber zaczyna się śmiać, kiedy dostrzega, jak długo go obserwuję.
-Idę na imprezę, Justin.- rzucam w końcu i kładę rękę na jego nagim udzie.
-Nie.- mówi ponownie z pełną buzią, a moja dłoń jedzie wyżej. Nagle łapie ją i odkłada na moje kolano. -Nie rób tego.- patrzy na mnie pociemniałymi oczami, a ja mrużę lekko oczy i uśmiecham się seksownie. I tak wiem, że to na niego działa. Wraca do jedzenia, a ja ponawiam moją metodę namawiania. Kiedy ręka zaczyna jechać wyżej i wyżej, on wstaje z miejsca i biorąc talerz, wychodzi. Zrobiłam coś nie tak? Oh, jebać to. I tak pójdę na tą imprezę.

Od autorki: Taki prezent dzień przed moimi urodzinami dla Was. Jak się podoba rozdział? Spodziewaliście się takiego zachowania po Selenie? Pewnie myśleliście, że jest załamana i ledwo radzi sobie z życiem, a tu proszę bardzo! Gomez jest naprawdę silna i nieraz Wam to pokaże! Komentujcie kochani, im więcej komentarzy, tym szybciej rozdział, pamiętajcie! No i głosujcie na blog miesiąca, link niżej. Wpadajcie też na wattpad! Do następnego, buziaki! ♥ 

#EndOfTheRoadJBFF

CZYTASZ=KOMENTUJESZ.  

środa, 11 listopada 2015

Rozdział 14.


~***~

Serce wali jak oszalałe, a ślina gromadzi się w nadmiarze w ustach. Przełykam ją i spoglądam zza ramienia Zaca w stronę wyjścia przed nami.
-Musimy wiać.- rzuca szybko i chwytając mnie za rękę zaczyna biec w stronę drzwi ewakuacyjnych. Otwiera je błyskawicznie, a ja nagle trafiam w czyjeś ramiona, które miażdżą moje żebra na nowo. Kolejna fala bólu przepływa przez organizm, a ja nie wiem, ile zdołam jeszcze przetrwać. Powtarzam jak modlitwę w głowie, że nie mogę się poddać. Jestem tak blisko wolności, mam ją na wyciągnięcie ręki. Znów czuję łzy spływające po policzku. Nie, nie, nie!
-Mam cię, mała szmato.- słyszę ochrypnięty głos obok swojego ucha i w momencie robi mi się słabo.
-Puść mnie!- syczę cicho i dostrzegam, że Zac powala kolegę przede mną. Wyciąga spluwę ze spodni i celuje napastnikowi prosto w skroń.
-Puść ją, a ujdziesz z życiem, szmaciarzu.- warczy przez zaciśnięte zęby, ale mężczyzna nawet nie drgnie. Zamiast tego wybucha głośnym śmiechem, przez co ból jest jeszcze silniejszy.
-Chłopcze, masz jakieś 30 sekund, żeby zw...- nim dokańcza, w korytarzu rozbrzmiewa głośny strzał. Mężczyzna od razu mnie puszcza i opada na ziemie, a ja razem z nim. Zwijam się z bólu i błagam Boga, aby ten koszmar się skończył, żeby ktokolwiek zawiózł mnie do domu. Marzę o tym, by to okazało się jednym, wielkim snem, z którego się obudzę. Rzeczywistość jest tak okrutna, że samo spojrzenie na nią powoduje u mnie potok łez.
-Sel, chodź!- woła Zac i próbuje mnie podnieść do góry. Wtedy z ust wylatuje spazmatyczny krzyk, na co sam chłopak się krzywi. Wtedy podchodzi jeszcze bliżej, bierze mnie na ręce i biegnie ile sił w nogach w stronę parkingu. Odkłada mnie delikatnie na tylne siedzenie, a w tym samym czasie słyszę pisk opon i zaraz obok jego auta parkuje drugie.
-Pierdolony sukinsyn.- znajomy głos obija mi się o uszy. -Co ty kurwa sobie wyobrażasz?! Miałeś mi mówić, jak się czegoś dowiesz, pierdolony kutasie!- wymierza cios w nos Zac'a, a on odwraca się o 180 stopni i upada na ziemię. -Jasno wyraziłem się, że nie działasz na własną rękę, kurwa!- spluwa obok i podaje mu dłoń.
-Zostaw go.- szepczę załamanym głosem, a Bieber jak na zawołanie staje jak sparaliżowany. -Błagam, jedźmy stąd.- bąkam, a Justin spogląda w stronę otwartych drzwi, a następnie pochyla się i wtedy napotykam jego przekrwione oczy. Wygląda jak człowiek na kacu narkotykowym, a nawet gorzej. Nie mówi nic, tylko trzaska głośno drzwiami i rzuca w stronę Efrona klucze od swojego auta, a następnie wsiada na miejsce kierowcy i z piskiem opon odjeżdża spod koszmarnego miejsca. Nienawidzę człowieka, który mi to zrobił. Zamykam oczy, skulam się w kulkę i cichutko łkam w brudne, mokre ręce. Jestem wrakiem człowieka, mam dość... ale się stamtąd wydostałam. Koniec tego pierdolonego koszmaru.

~***~

Właśnie mija 14 dni, odkąd uciekłam z piekła. Pierwszy tydzień trzymano mnie w szpitalu, by wykonać wszystkie badania i wykluczyć groźne choroby. Codzienne wizyty u psychologa doprowadzają mnie do szału. Odkąd wyszłam z tamtego gówna, stałam się agresywna. Denerwuje mnie wszystko- rodzina, znajomi, pies sąsiadki, trąbiące samochody za oknem czy nawet tykanie zegarka. Jak się dowiedziałam, przez cały miesiąc byłam na psychotropach, bym była łatwiejsza dla klientów. Rewelacyjna wiadomość- nie nabawiłam się jakiegoś HIV'a czy AIDS.
-Selena za 5 minut wychodzimy.- informuje mama, a ja siedzę przed toaletką i bacznie obserwuję każdą ranę na ciele. Wszystko jest tak świeże, jakby było zrobione wczoraj. Zdenerwowana przeczesuję swoje włosy i wstaję z miejsca. Kolejna wizyta u psychiatry, kolejne spotkanie z rzeszą fanów nieodstępujących mnie na krok- mówię tu o paparazzi. Odkąd jestem wolna, stałam się źródłem sensacji, jakbym była co najmniej królową Anglii. Chodzą za mną wszędzie- do lekarza, do sklepu, szkoda, że do mieszkania mi jeszcze nie weszli.
Schodzę po schodach i naklejam na twarz uśmiech. Nie chcę niepokoić mamy, po prostu jest mi jej szkoda. Postarzała się- jej skóra już nie jest tak jędrna i świeża. Widać zmarszczki, a zmęczone oczy świadczą o tym, że nie sypia za dobrze. Wzięła urlop, by się mną zaopiekować. Sęk w tym, że nie potrzebuję już niani. Jestem niesamowicie twardą dziewczyną, co ciągle wypisują mi na twitterze. Każdy tweet do mnie jest zakończony #SilnaSelena. Gdzie się nie obejrzę, mówią o mnie. Wcześniej o tym marzyłam, ale teraz pragnę po prostu chwili spokoju. Wyjść spokojnie do kina, pójść na kawę, czy jak każdy w moim wieku skończyć szkołę. Szkoła... Ominęło mnie tak wiele, ale pocieszające jest jedno: przede mną 2 najważniejsze wydarzenia w życiu każdego nastolatka: bal i rozdane świadectw. Oczywiście wszyscy odradzają mi prom, ale i tak stawiam na swoim. Pójdę na niego, choćby miało się walić i palić.
Wsiadam do windy i już szykuję się na to, co czeka mnie na parterze oraz przed wieżowcem. Zakładam ciemne okulary przeciwsłoneczne, na głowę wciskam ogromny kapelusz i otulam swoje wychudzone ciało płaszczem. Wtedy słyszę, że winda się otwiera i jak na zawołanie spojrzenia wszystkich skierowane są na mnie. Idę przed siebie, z głową spuszczoną w dół. Słyszę wiele pytań, ale nawet nie myślę, aby na nie odpowiadać. Jedna wypowiedź jednak powoduje, że ciało automatycznie się zatrzymuje, a każdy mięsień napręża. W spowolnionym tempie odwracam głowę w bok i spoglądam na dziennikarza, który miał  czelność wypowiedzieć te słowa.
-To jak? Ilu ich było?- ponawia pytanie z satysfakcją malującą się na twarzy. Tłum milknie, a ja zdejmuję okulary z oczu i zaczynam iść w jego stronę.
-Masz czelność się jeszcze pytać o takie rzeczy?- zaciskam szczękę i z całych sił próbuję się na niego nie rzucić z pięściami.
-Pytam, bo nie odpowiadasz na żadne inne pytania.- wzrusza obojętnie i wyciąga w moją stronę dyktafon, który błyskawicznie ląduje na chodniku. Patrzę na niego i uśmiechając się od ucha do ucha miażdżę go stopom, a potem wyjmuję z kieszeni sto dolarów i wciskam mu je w ręce. Zakładam ponownie okulary i nie robiąc dalszego przedstawienia, po prostu idę do auta.
-Co to było?- pyta lekko rozzłoszczona matka i rzuca mi gniewne spojrzenie.
-Oh zamknij się.- mruczę, wkładam słuchawki do ucha i zamykam się w swoim własnym świecie, gdzie mam wszystkich i wszystko w dupie. Odwracam głowę w stronę okna. Patrzę na przechodni i jest mi ich szkoda. Żałośni, nędzni ludzie. Nie wiedzą, co to prawdziwy ból. Nie zdają sobie sprawy, że otacza ich dookoła. Idą z ucieszonymi twarzami ciesząc się tym, co jest. Czym się tutaj tak radować? Tym, że ta pierdolona pogoda znów jest do dupy? Tym, że ptaki ćwierkają? Oh... No tak, cieszą się chwilą.

~***~

-Jak się czujesz?- pyta z uśmiechem na twarzy starsza kobieta i liczy, że jej coś powiem. Prycham pod nosem i odwracam głowę w drugą stronę. Czy oni mają mnie za wariata? Ciągła kontrola- rodzice, psycholog, nawet indywidualne nauczanie, żeby mnie rówieśnicy nie przytłoczyli. W czym to niby im pomaga? Aaa... To ma pomóc mi.
-Dobrze.- wzruszam ramionami po dłuższej chwili ciszy i zaczynam się bawić sznureczkami na lewym nadgarstku. Odkąd wyszłam z tego gówna, na nadgarstku mam długi sznur owinięty kilkanaście razy wokół. Dostałam go od Zac'a, nawet nie wiem, dlaczego. A z Justinem nie widziałam się od... tego razu w aucie. Matka uznała, że to przez niego tam trafiłam i mam kategoryczny zakaz spotykania się z nim. Nie może mi rozkazywać. Jestem na tyle dorosła, że mogę sobie sama wybierać znajomych. Taylor tego nie zrozumie, a to jedyna osoba, z którą mogę teraz się spotykać.
-Jakie są w tobie emocje w tej chwili? Opisz je. Wyrzuć to, co ci na sercu leży.- kontynuuje psycholog i znów uśmiecha się pocieszająco w moją stronę. Kobieto, błagam, przestań się tak głupkowato do mnie uśmiechać, bo czuję się, jakbym siedziała z wariatką. Im więcej czasu tutaj spędzam, czuję się taką wariatką jak ona.
-Jest dobrze, nie rozumiem po co tyle pytań.- staram się być miła, żeby dotarło to do jej wiadomości. Ta zaś ostro notuje coś w swoim zeszyciku, a ja wzdychając zrywam się z siedzenia i po prostu wychodzę z gabinetu. Ignorując spojrzenie mamy chwytam płaszcz, zakładam go, wkładam słuchawki i wychodzę z tego popieprzonego miejsca. Chcę spotkać się z Justinem i Zac'iem, bo wiem, że oni na pewno odpowiedzą mi na parę pytań związanych z porwaniem. Jak mnie znaleźli, skoro nawet FBI tego nie zrobiło?
-Selena, zaczekaj!- woła za mną, a ja odwracam się na pięcie i patrzę na nią.
-Nie zatrzymuj mnie po raz kolejny, bo to ci nic nie da. I tak się z nimi spotkam. Muszę i koniec. Nie powstrzymasz mnie, do cholery. Całe życie się mną nie interesowałaś i teraz będziesz grać moją matkę?- wybucham, a potem zostawiam po sobie nicość i wychodzę ze szpitala pospiesznie. Gdzie mieszkał.. Brooklyn, no tak! Podaję adres taksówkarzowi, a on zdumiony moją obecnością jedzie we wskazane miejsce. Daję mu napiwek za to, by milczał, a potem wysiadam i spoglądam na ogromny, dobrze mi znany budynek. Kiedy wchodzę do środka, modlę się, by Justin był w mieszkaniu. Pierwsze piętro, drugie... Winda jedzie tak wolno, że boję się, iż zaraz się zatrzyma i utknę tutaj na następne parę godzin. Kiedy jednak zatrzymuje się na przedostatnim, wysiadam i od razu widzę drzwi mieszkania Biebera. Uspokajam oddech i zaciskając usta w cienką linię, idę w ich stronę. Pukam, najpierw cicho, a potem stanowczo i zaraz potem słyszę tupot butów, przekręcający się zamek i w drzwiach wita on.
-Hej..- szepczę i spoglądam w jego karmelowe tęczówki. Jest zszokowany moją obecnością, ale otwiera szerzej drzwi i wpuszcza mnie do środka. Kierujemy się do salonu, gdzie siadamy na sofie i czekamy, aż ktokolwiek coś powie. -Chciałam poro..
-Tak bardzo za tobą tęskniłem...- jego głos się łamie, a oczy momentalnie szklą się od łez. Widok odbiera mi mowę. Czuję ogromną gulę w gardle i nawet notoryczne przełykanie śliny nie pomaga. -Codziennie jestem odprawiany z kwitkiem spod twoich drzwi. Myślałem, że nie chcesz...
-Justin..- przerywam mu w końcu i próbuję uspokoić drżące ręce. Nie tak to miało wyglądać. Miałam wejść do tego mieszkania, zastać jakąś laskę, która paraduje w jego ciuchach, a samego Justina zobaczyć roznegliżowanego, jakby co najmniej oboje wyszli dopiero z łóżka. Zamiast tego spotykam szatyna gotowego do wyjścia, samego, bez śladu jakiejkolwiek dziewczyny. -Ja nie miałam o tym zielonego pojęcia. Nikt mi nie mówił, że przychodzisz, poinformowano mnie tylko o tym, że mam kompletny zakaz spotykania się z t..
-To co tu robisz?- unosi zaskoczony brew i wszelki smutek odpływa.
-Muszę z tobą porozmawiać.- mówię szybko i spoglądam na niego. -Dłużej nie zniosę tej nie wiedzy. Po prostu musisz mi powiedzieć, skąd wiedzieliście, gdzie jestem i czy to związane jest z tobą, Justin.

Od autorki: Przepraszam! To po pierwsze. Rozdział miał być już dawno, ale zero czasu wolnego... A teraz wyjaśnienia: pracuję. W tygodniu mam praktyki, po których jestem zmęczona, a od piątku siedzę po 16 godzin w pracy, więc wykluczone jest, żebym cokolwiek dla Was napisała. I przepraszam za to, że rozdział jest taki krótki, ale chciałam po prostu skończyć go w tym momencie. Nadrobię za to w następnym. No i przepraszam, że tak napędzam tempo, ale... taki miał być plan. To tylko w tym rozdziale, więc spoko, a dużo Was nie ominęło, bo życie Seleny wyglądało jak gówno haha. Dobra, nie przedłużając. Śledźcie losy bloga na twitterze #EndOfTheRoadJBFF i komentujcie rozdział. Oraz! GŁOSUJCIE NA BLOG W BLOGU MIESIĄCA NA SPISIE FF O JB, LINK NIŻEJ. Nie przedłużając i nie zanudzając, to tyle! A no i mam dla Was oczywiście zwiastun tego bloga w wersji niestety DEMO, o którym wspominałam w poprzednim rozdziale. Wszelkie linki niżej. Buźka! ♥

#EndOfTheRoadJBFF

CZYTASZ=KOMENTUJESZ.  


Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon.