piątek, 25 września 2015

Rozdział 8.


~***~

Leżę na łóżku, a mój mózg przypomina czarną dziurę. Nie myślę. Czy tak się da? Jeden, dwa, trzy... Wdech..i wydech. Co się ze mną dzieje?
-Sel!- krzyczy w końcu Taylor i potrząsa moimi ramionami. Mrugam parę razy i spoglądam na nią. -Porozmawiaj ze mną w końcu!- nalega z naburmuszoną miną. Wywracam oczami i zginając ręce w łokciach dźwigam się do góry. Obserwuję blondynkę, a ta zawzięcie opowiada mi o najnowszych, szkolnych plotkach.
-Wiesz, że Nate podobno dał kosza Jessice?- mówi przejęta, a ja prycham pod nosem. -Jego koledzy przypuszczają, że nadal mu na tobie zależy.
-Mnie nie.- wzruszam ramionami i gniotę kawałek pościeli w ręce. Czuję jednoznaczne spojrzenie przyjaciółki, przez co nie wiem, co mam zrobić.
-No już, mów o co chodzi.- nalega, a ja przełykam ślinę i wlepiam wzrok w poduszkę. Co mam zrobić? Przyznać się, że ją okłamywałam? Nie... Nie mogę. To nadal tajemnica. Nie tylko moja, jak i Archibalda. A co do Justina...
-Wczoraj się tak opiłam, że przenocował mnie u siebie.- bąkam cicho. -Dał mi swoją koszulkę i spałam w jego sypialni, a on na kanapie.
-Aw!- krzyczy, zagryzając wargi w uśmiechu. Wzdycham poirytowana i nadal bawię się pościelą. -Jesteście tacy uroczy. Jeszcze niedawno nie chciałaś mieć z nim nic wspólnego, a teraz u niego spałaś.- śmieje się. Ma rację, to było jakoś miesiąc temu, a teraz? Widzę się z nim wieczorem.

Dobiega czwarta, więc powoli ruszam wziąć kąpiel. Ciągle myślę nad propozycją Justina. Otulam ciało żelem, a potem szybko je spłukuję. Myję włosy, nakładam odżywkę i otulona szlafrokiem stoję przed lusterkiem. Chwytam telefon do ręki i biorę kilka głębszych wdechów. Wystukuję wiadomość do Justina.

OD: Ja
GODZ: 04:12
Chyba podjęłam decyzję odnośnie Twojej propozycji.


Klikam wyślij i dziękuję w duchu Bogu za to, że dwa dni wcześniej wraz z Swift byłyśmy na depilacji całego ciała u kosmetyczki. Balsamuję nogi i czuję narastający we mnie stres. Każdy szmer powoduje gęsią skórkę na moich plecach. Siadam na podłodze, a serce podskakuje mi do gardła. Mam mdłości i znów dopadają mnie wątpliwości. Może nie powinnam tego robić? Tak, nie powinnam tego robić. Jestem kobietą, która się szanuje i nie ma zamiaru pójść do łóżka z pierwszym lepszym. Gomez, ale ty już to zrobiłaś... cmoka z dezaprobatą głos w głowie, a ja zaciskam mocno powieki, czując się jak ostatnia szmata. A jeśli dosypano mi prochy i dlatego nic nie pamiętam? Nie, nie... Po prostu za dużo wypiłam. A skoro już nie jestem dziewicą i nie pamiętam swojego pierwszego razu, czas najwyższy to naprawić. Tak, to jednak dobry pomysł.
Od dwudziestu minut stoję w tej garderobie i myślę, co na siebie założyć. Rzucam bluzkami na lewo i prawo i klnę pod nosem. Tak to jest, jak się ma za dużo ciuchów. Albo nie mam się w co ubrać, albo nie wiem w co się ubrać. Cholera, no! Gdyby to był zwykły spacer po Central Parku, wybrałabym najwygodniejsze jeansy i bluzę, ale zostałam zaproszona na kolację do eleganckiej restauracji... Ostatecznie wybieram różową, krótką sukienkę bez ramiączek. Prostuję włosy, robię delikatny makijaż i używam perfum. Na szóstą jestem już gotowa i wyczekuję jego przyjazdu. Siedzę w salonie i wyglądam przez okno. Robię się niecierpliwa. Szósta dziesięć...dwadzieścia...czterdzieści...Walić go! Wracam na górę i zdejmuję wysokie obcasy. Jak mogłam w ogóle pomyśleć, że on naprawdę chce to zrobić? Jestem idiotką...
Zmywam makijaż, zrzucam seksowną sukienkę i wkładam dużą koszulkę Nate'a. Związuję włosy w kucyka i wracam do sypialni. Padam na łóżko i znów wlepiam wzrok w sufit. To chyba mój ulubiony punkt widzenia w tym pomieszczeniu. Mogę tak godzinami leżeć i patrzeć się w jedno i to samo miejsce. Wsłuchuję się w to, co dzieje się za ścianą. Kółka walizek jeżdżą po płytkach w hallu. Następna właśnie zatrzymała się przy schodach. I kolejna... Widocznie nie tylko mama wyjeżdża, ale tata również. Wstaję i idę ich pożegnać.
-Szczęśliwej podróży. Wróćcie niedługo.- cmokam ich w skronie i przytulam na pożegnanie. Wchodzą do windy i kiedy ich już nie widzę, ruszam do kuchni. Melanie ma dziś wolne, ponieważ jej chrześnica ma wesele. Weekend spokoju dobrze jej zrobi, w końcu ma też swoje lata.
Wchodzę po schodach na górę i zaglądam do Jenny. Jak się okazuje zostałam sama, dlatego pospiesznie wykręcam numer do Taylor. Ta jednak nie odbiera i zamiast tego wysyła mi SMS'a z informacją o jej rodzinnej kolacji. Super! Wszyscy mnie zostawcie na pastwę losu!
Wyjmuję lody z zamrażarki i biorę dużą łyżkę. Człapię nogami do salonu i siadam na wielkiej sofie. Włączam MTV i zaczynam oglądać przypadkowy program. Kiedy jestem nasycona, odstawiam je na stół i gładzę się po brzuchu. I znów myśli biegną w stronę Justina. Nie powinnam o nim myśleć. Ale jego tatuaże i zabójcze spojrzenie... Nie, nie, nie!
Idę na górę i kładę się pod kołdrę. Wlepiam wzrok w okno i patrzę, jak noc otula Nowy Jork. Duża część ludzi dopiero teraz wychodzi na zewnątrz. Jest sobotni wieczór i tylko idioci siedzą w domu- jak ja. Nagle czuję, że wibruje mój telefon. Wyciągam go spod kołdry i spoglądam na wyświetlacz.
-Co chcesz Taylor?- pytam, leniwie przecierając oczy.
-Idziemy na imprezę?
-Nie, leżę w łóżku, idę spać.- przyciągam pościel jeszcze bliżej i mimowolnie czuję zapach perfum Justina. Przełykam ślinę i zaciskam oczy. Mam jakieś halucynacje.
-Jest sobota..- w tej chwili czuję dotyk w okolicy bioder. Momentalnie podskakuję. Odwracam się z piskiem i świecę lampkę. Wtedy dostrzegam rozbawioną minę Biebera.
-Popierdoliło cię!?- wrzeszczę i uderzam go pięścią w ramię. -Tay, muszę kończyć.- rzucam do telefonu i wyłączam go. Złość aż ze mnie kipi i jedyne o czym myślę, to o zabiciu go.
-Przepraszam, ale próbuję odbudować twój humor z tamtej nocy.- śmieje się, a ja wypuszczam powietrze z płuc, które nieświadomie wstrzymywałam. -Mam whisky. Napijmy się.
Schodzimy na dół i siadamy przy wysepce kuchennej. Czuję piekące spojrzenie na swoim ciele i w innym przypadku czułabym się niekomfortowo, ale Justin widział mnie kilkanaście godzin temu w takim samym stroju. Siadam obok niego i z uniesioną do góry głową pchnę szkło w jego stronę. Nalewa trunku i oddaje mi szklankę.
-Więc chcesz, żeby było tak, jak wtedy?- mruczy, a ja staram się zachować trzeźwy umysł.
-Nie.- kręcę ustami na lewo i prawo. Trzepoczę rzęsami i zarzucam nogę na nogę. Nadal patrzę na niego z góry i nie mam zamiaru mu ulec. Nie przyjechał o szóstej. Nie napisał durnego SMS'a, że nigdzie nie jedziemy. Zrobił mi nadzieję! Głupia łudziłam się, że należy do romantyków.
-Oh, doprawdy?- chwyta mnie gwałtownie za udo i jeździ dłonią w górę i w dół. Przełykam ślinę i nadal staram się być opanowana.
-Jeśli się zapomina o istnieniu telefonu- chwytam jego dłoń- to tak.- i ją zrzucam, ciągle patrząc mu w oczy. Oblizuję usta i rzucam mu prowokujące spojrzenie.
-Zrobiłem to specjalnie. Chcę wydobyć z ciebie temperament, jaki miałaś wtedy. Wszystko według planu, kochanie.- puszcza mi oczko i znów kładzie dłoń na udzie. Jedzie nią w górę, ale ciągle patrzy mi w oczy. Znów ją z siebie zrzucam i wzdycham poirytowana tym, co powiedział. Wypijam całą zawartość szklanki i kręcę z rozdrażnieniem ustami. Myślę, co zrobić, by doprowadzić go do szaleństwa. W ustach robi mi się sucho i czuję,że atmosfera się zagęszcza. Chcę go. Idealne usta, które ciągle są rozchylone powinny teraz dotykać mojego ciała. Czekoladowe tęczówki świecą mu się jak gwiazdy, kiedy na mnie patrzy, a seksowny uśmiech, który gości ciągle na jego twarzy wprawia mnie w szaleństwo. Nigdy, naprawdę nigdy nie miałam takich myśli, jak teraz. Czy to właśnie moment, kiedy ludzie się na siebie rzucają i idą do łóżka?
Chcąc się opanować, wypijam kolejną szklankę alkoholu i podchodzę do lodówki. Wyciągam pokrojone owoce i stawiam je przed nim. Biorę pomarańczę, a w głowie świeci się lampka. Na niejednym filmie tak było- kobieta sączy sok z pomarańczy, obserwując przy tym swojego partnera. Zazwyczaj on się podniecał, dlatego postanawiam to zrobić. Chwytam ćwiartkę cytrusa i z lekko przymrużonymi oczami patrzę na Justina. Otaczam miąższ swoimi ustami i wysysam sok. Uśmiecham się triumfalnie, kiedy źrenice szatyna zaczynają się powiększać. Znów opróżniam szklankę i ruszam do salonu. Włączam muzykę, gaszę światło i jedynym źródłem jasności, jest cień padający do pokoju z korytarzu. Właśnie leci piosenka Beyonce "Haunted"- moja ulubiona. Zaczynam zmysłowo kręcić biodrami w prawą i lewą stronę. Zarzucam swoimi włosami i czuję dłonie, które niesamowicie mocno przyciągają mnie do ciała Justina. Czuję, jak jego nos wodzi po szyi i zatrzymuje się tuż przy uchu.
-Pachniesz tak, jak wtedy.- składa pierwszy pocałunek zaraz pod uchem. Zamykam oczu i wiwatuję. Jeszcze trochę. Wytrzymam! Kręcimy się w rytm piosenki, a szatyn dalej prowadzi podróż swoimi dłońmi po mojej sylwetce. Czuję, jak jego zęby wbite w moją skórę zjeżdżają od ucha w dół i zatrzymują się na ramieniu. Tam składa drugi pocałunek. Wypinam lekko pupę i czuję materiał jeansów Justina. Na dole nie mam nic, prócz majtek, które nie zasłaniają zbyt wiele.
-Mmm...- mruczy. Wtedy odwracam się do niego i nie myśląc już o niczym, po prostu wpijam się w jego usta. Nagle zaczynają mną targać różne emocje, których nigdy nie czułam przy Archibaldzie. Chwytam krańce jego koszulki i zrzucam ją błyskawicznie na podłogę. Justin chwyta moje pośladki i zaczyna masować, przyciągając mnie jeszcze bliżej. Unosi mnie od góry, a ja oplatam go w pasie. Zaczyna nas prowadzić do mojego pokoju. Nie przerywamy pocałunku. Zarzucam mu dłonie na szyje i trzymam się go jeszcze mocniej. W końcu rzuca mnie na łóżko. W środku już piszczę jak mała dziewczynka, która dowiedziała się, że jedzie do Disneylandu. Z zewnątrz jestem jednak opanowaną kobietą, która wie, jak uwieść faceta. I to nie byle jakiego.
-Bez zobowiązań.- zrzucam z siebie t-shirt i jestem w samej bieliźnie. Przygryzam wargę, kiedy szatyn zdejmuje spodnie i spogląda nam nie.
-Nasza tajemnica.- szepcze Bieber i pochyla się, by znów złączyć nasze usta. Ciągnie mnie lekko do góry, by całkowicie leżeć na materacu i wtedy czuję jak jego dłonie są wszędzie. Badają każdy centymetr mojego ciała. Robi mi się coraz goręcej. W tej samej chwili jednak dopadają mnie wątpliwości. Poważnie? Właśnie teraz? Litości, Gomez! krzyczy głos w głowie, a ja skupiam się na nagim torsie Biebera, który właśnie dotykam. Idealnie wyrzeźbione mięśnie i tatuaże, coś niesamowitego!Wplatam ręce w jego włosy i ciągnę je w górę. Gryzę dolną wargę, przyciągając go jeszcze bliżej siebie. Wbijam paznokcie w plecy i przejeżdżam z góry na dół, by zostawić ślad. Justin cicho pojękuje i chwyta za zapięcie od stanika. Przełykam ślinę i powtarzam w głowie "raz się żyje, już to robiłaś!". I nim się orientuję, jestem już bez górnej części bielizny. Ciche jęknięcie znów ucieka z jego ust, kiedy patrzy na mnie z góry.
-Najpiękniejszy widok, jak w życiu miałem.- szepcze i znów zaczyna całować moje ciało. Co chwilę nam nie spogląda i uśmiecha się. Widzę dziwne emocje w jego oczach. Radość przeplata się z pewnością siebie i uwielbieniem. Życzę każdej kobiecie, aby ukochany się na nią patrzył w taki sposób, przysięgam!
-Jesteś taka piękna.- szepcze do ucha i wbija paznokcie w jedną pierś. Chwytam jego pośladki i mocno je ściskam. Przyciągam je jeszcze bliżej i czuję, jak coś wpija mi się w udo. Śmieję się przez pocałunek, a on momentalnie przestaje i unosi się lekko do góry.
-Co cię tak bawi, huh?- jest niesamowicie blisko, przez co czuję jego oddech na ustach. Ciemne oczy wbite są we mnie. Teraz nie przypominają karmelu. Są czarne jak smoła.
-Ty..- mruczę i wypycham biodra w górę. Leniwy uśmiech wkracza na jego twarz i znów przyszpila mnie do materaca. Po chwili wędruje dłonią do majtek. Zwinnym ruchem je rozrywa.
-Ej! To majtki z Victorii Secret!- krzyczę, udając oburzoną.
-Sądzę, że mogę ci kupić nowe.- wzrusza ramionami i zdejmuje też swoje. -W sumie winny ci jestem już dwie pary.- kontynuuje i rozchyla uda. Opada na mnie i wolnym ruchem zaczyna niesamowitą przygodę, którą mogę przeżywać cały czas.

Budzę się, ponieważ czuję, jak ktoś bawi się moimi włosami. Leżę na klatce piersiowej Justina i pierwsze, co robię, to unoszę wzrok w górę.
-Cześć, piękna.- cmoka mnie w czoło i uśmiecha się od ucha do ucha. -I jak?
-Boże kochany, jak Jenny wróci i nas zobaczy?!- piszczę nagle i prawie spadam z łóżka. W ostatniej chwili jednak łapie mnie Justin i mruga kilka razy nie wiedząc, o co chodzi.
-Z tego, co mi wiadomo, to poszła na imprezę do mojego kumpla, fotografa. Wątpię, że wróciła. Z jego imprez się nie wraca.- śmieje się i znów przyciąga do siebie. Staram się uwierzyć w to, co mówi i kładę głowę na swoim miejscu. -Więc?
-Cóż.. Mam być szczera, czy miła?- mówię, udając znawcę. Justin słysząc mój ton głosu zaczyna się śmiać i wybiera opcję numer jeden.
-Więc było świetnie. Jeśli tak było wtedy, to...
-Wczoraj było lepiej.- unoszę głowę i móc wybadać jego emocje. Tęczówki nadal są przyciemnione, a na policzkach malują się lekkie rumieńce. Wydymam usta i mrużę oczy.
-Cieszę się, ale zapominamy o tym i to by było na tyle.- klepię go w tors i dźwigam się do góry, zabierając ze sobą pościel.
-No tak, przecież nie widziałem twojego ciała i musisz się przede mną zakrywać.- mówi oburzony, a ja w tym samym momencie puszczam materiał, a on rozpływa pod moimi stopami. Słyszę, jak zaczerpuje głębiej powietrza. Chyba się tego nie spodziewał. Zresztą, sama nie wiem, skąd we mnie tyle odwagi. Ufam mu, po prostu. Spoglądam na niego przez ramię i rzucam zalotne spojrzenie. Kilka wachlarzy rzęsami, nieśmiały uśmiech i mogę iść do łazienki. Myślałam że tylko on tutaj będzie mieć rumieńce, ale widząc swoje odbicie, doznaję szoku. Całe polika są czerwone, oczy świecą się jak gwiazdki, a włosy roztrzepane na wszystkie strony. Mój pierwszy, świadomy raz. Straciłam dziewictwo. Z tym facetem. A przecież ledwo go znam. Gomez... Coś ty narobiła....
Od autorki: Hej kochani! No więc... W końcu się doczekaliście tej akcji między Seleną a Justinem. Jak myślicie, co wydarzy się dalej? Selena się w końcu przyzna Taylor? Czy może ktoś ich przyłapie? Czekam na Wasze propozycje w komentarzach! Liczę na jeszcze więcej opinii z Waszej strony! Zasypcie mnie komentarzami, uwielbiam je czytać, bo one mega mnie motywują do dalszego pisania. Pamiętajcie o hasztagu na twitterze #EndOfTheRoadJBFF, obserwacji bloga i oddawanie głosu w ankiecie po prawej stronie bloga. Tyle! Kocham, Claudia ♥

poniedziałek, 21 września 2015

Rozdział 7.


~***~

Pojedyncze lampy co chwilę rozświetlają rysy twarzy Justina. Skupiony w stu procentach patrzy na drogę i stuka palcami o kierownicę. Opieram się ręką o drzwi i przyglądam mu się, zastanawiając co ja tu właściwie robię i po co w sumie gdziekolwiek z nim jadę. No cóż, może powód jest zbyt oczywisty, by mówić o nim na głos?
-Przejdźmy się.- proponuje nagle, wytrącając mnie całkowicie z myśli. Kiwam tylko głową, a on zjeżdża na pobocze i oboje wysiadamy z samochodu. Czeka, aż będę szła tuż obok niego i zaczynamy spacerować. Na początku nie słychać nic, prócz gwiżdżącego wiatru hulającego wokół nas. Po chwili jednak ciche westchnięcie wylatuje z ust Biebera, a ja nadal nie wiedząc, co zrobić, wlepiam wzrok w dłonie. Nie jestem pewna, czy powinnam mu powiedzieć o czymś tak istotnym. Boję się, że nie mogę mu zaufać.
-Okej, więc gdzie idziemy?- pytam w końcu, kiedy bez większego celu mijamy następne ulice.
-A gdzie chciałabyś iść?- spogląda na mnie i uśmiecha się ciepło.
-Nie wiem, możemy siąść nawet na tej durnej ławce. Po prostu już mi nogi odpadają na tych kilkunastocentymetrowych szpilkach.- wzdycham i klapię pupą o pobliskie siedzenie. Oddycham z ulgą i od razu zdejmuję buty.
-Ponieść cię?- pyta nagle, a ja unoszę zaskoczona brew. Nim się jednak orientuje ten bierze mnie na plecy i zaczyna iść.
-Zwariowałeś? Odstaw mnie.- wołam i uderzam go w barki. Justin się śmieje pod nosem i zaciskając jeszcze bardziej swoje dłonie na udach, maszeruje dalej. Chichoczę i opieram dłonie o jego ramiona. Czuję twarde mięśnie, które są napięte i mam ochotę ich dotykać przez kolejne lata mojego życia.
-Chodźmy się napić.- mówię mu do ucha i zeskakuję w końcu z niego.
-Nie wiem, czy to taki dobry pomysł...
-Jeden na odwagę.- unoszę palec wskazujący i nie pytając go o zdanie ciągnę w stronę pobliskiego baru. Lokal jest zatłoczony i z trudem docieramy do lady. Jest tylko jedno wolne miejsce, więc wskakuję na nie pierwsza i triumfalnie spoglądam na szatyna. Bieber kiwa rozbawiony głową i wyciąga pieniądze, prosząc o kieliszek alkoholu dla mnie.
-Nie pijesz?
-Jestem autem, Selena.- podaje mi wódkę, a ja szybko wlewam ją w siebie, z nadzieją, że to mi doda odwagi. Mylę się, bo po upływie dziesięciu minut czuję się tak samo.
-Jeszcze jeden.- tym razem płacę ja i wiem, że to nie skończy się za dobrze...


~***~


-Powinniśmy już iść.- mówię w końcu i wstaję. Kieruję się na zewnątrz i czekam, aż przy boku znajdzie się Justin. -Teraz możesz mnie ponieść.
-Musisz wytrzeźwieć, piękna.- śmieje się i odgarnia mi kosmyki włosów za ucho.
-Bieber, nie jestem tak pijana, jak ci się wydaje.- mówię oburzona i mrużę oczy. Justin wybucha głośnym śmiechem i patrzy na mnie, jak na wariatkę.
-Na pewno?- chwyta mnie pod ramię i zaczyna prowadzić. Nie mam siły się z nim kłócić, więc milczę, aż dochodzimy do auta. Siadamy, a potem znów jest cisza. Odwracam się w jego stronę i opieram plecami o drzwi.
-Muszę ci się do czegoś przyznać.- dukam w końcu, czując napływ odwagi. Biorę kilka głębszych oddechów i zaciskam oczy.
-Straciłaś dziewictwo ze mną?- głos Justina rozbiega się po aucie w zawrotnej prędkości. Dźwięk jest wyraźniejszy niż dotychczas i mam wrażenie, jakby czas zwolnił, a my gramy w jakimś dobrym filmie.
-Nie! Zaraz, co?!- plątam się w swoich słowach, a on zjeżdża na pobocze.
-Jesteś zestresowana, ponieważ nie pamiętasz tamtej nocy. Dziwię się, że w ogóle chcesz się ze mną widywać.- śmieje się i przycisza muzykę.
-Ale..
-Selena- łapie moją dłoń i spogląda mi prosto w oczy. -jeśli chcesz wiedzieć, jak było, mogę ci opowiedzieć. Mógłbym wiele więcej, ale porozmawiamy o tym kiedy indziej, bo teraz muszę cię odwieźć do domu.- tkwi dalej w tej samej pozycji i wierci mi dziurę w głowie. Cholerny alkohol! Przez to w tym momencie jest mi niedobrze. Wyrywam dłoń, otwieram szybko drzwi, wysiadam i chwytając w ostatniej chwili włosy zaczynam wymiotować. Słyszę zamykające się drzwi i zaraz obok zjawia się Justin. Starannie zbiera resztę kosmyków w dłoń i podaje mi chusteczkę. Wzdycham ciężko, kiedy torsy się kończą i wycieram usta. Siadam na trawie i zakrywam twarz rękami.
-Przepraszam...- bełkoczę zmartwionym głosem. Czuję się jak ostatnia kretynka- jak mogłam w ogóle pomyśleć, że on o tym nie wiedział? Dlaczego oszukuję cały świat, że dziewictwo straciłam z Archibaldem? Kolejne pytania nasuwają mi się na myśl: dlaczego Nate nie wyjawił naszego sekretu, skoro się pokłóciliśmy? Uh... To nieistotne. 
-Sh... Nic się nie stało. Pojedziesz do mnie.- słyszę jak mówi mi do ucha, a ja od razu trzeźwieję.
-Ostatnio źle się to skończyło. Nie chcę, żeby historia się powtórzyła.- szepczę, a on mruga kilka razy oszołomiony i uśmiecha się ciepło.
-Nie zamierzam cię wykorzystywać...- wywraca oczami i wstaje na proste nogi. Podaje mi dłoń, którą ujmuję i pociąga mnie do góry. Trzymając mocno w pasie prowadzi do auta i sadza na moim miejscu. Zapina pasami, obchodzi samochód i zasiada przed kierownicą. 
-Napisz, proszę, SMS'a do Taylor, żeby mnie kryła, a do mamy, że śpię u Tay.- dyktuję, podając swój telefon. Szatyn szybko wystukuje wiadomości i pokazuje mi je, zanim wysyła. Potem pozwalam sobie zamknąć oczy, bo czuję, jak robię się coraz bardziej senna. Usypiam.

Budzę się dopiero, kiedy samochód się zatrzymuję. Rozglądam się uważnie i odpinam pas. Otwieram drzwi i czuję się już znacznie lepiej. 
-Wszystko okej?- pyta szatyn i staje tuż obok mnie. Kiwam tylko głową i zaczynam podążać za nim. Wchodzę do windy i opieram się o zimną ściankę. Znów zamykam oczy i słucham, jak suniemy ciągle w górę. Wreszcie wychodzimy i na wprost windy się zatrzymujemy. Justin wyjmuje klucze i otwiera pospiesznie drzwi. Przepuszcza mnie w nich i świeci światło. Tłumaczy rozmieszczenie pomieszczeń, jakby mnie to teraz interesowało.
-Pokaż, gdzie mam spać, gdzie łazienka i daj butelkę wody. Więcej mi nie trzeba.- mamroczę i człapię nogami przed siebie. Trafiam do salonu i powoli rozglądam się dookoła. Czerwono-szare ściany przykuwają największą uwagę. Kolorystycznie dobrana sofa jak i meble idealnie prezentują się w przyciemnionych barwach lamp. 
-Sam projektowałeś?- pytam, kiedy Justin staje obok mnie i wręcza butelkę wody.
-Tak.- mówi obojętnie i chwytając mnie w talii zaczyna prowadzić dalej. Otwiera kolejne drzwi i wprowadza do sypialni. Wręcza mi ręcznik, koszulkę i pokazuje, gdzie łazienka. 
-Dasz sobie radę?- pyta, kiedy stoi w drzwiach. Uśmiecham się grzecznie i kiwam głową. -Dobranoc.- opuszcza pokój i zostaję sama. Znów rozglądam się po pomieszczeniu i doskonale je poznaję. Łóżko stoi w tym samym miejscu- kiedy uniosę głowę, widzę panoramę Nowego Jorku. Na przeciwko mieści się para drzwi- jedne prowadzą na hall, a drugie do łazienki. Przy łóżku stoją dwa stoliki nocne i lampki, a nieopodal komoda. Nie myśląc dłużej nad tym, co się stało w tym pokoju, ruszam do łazienki. Zamykam się w niej i zrzucam szybko ciuchy. Wchodzę do kabiny i od razu włączam lodowatą wodę. Nie raz mi powtarzano: "jeśli jesteś pod wpływem alkoholu, nie kąp się w gorącej wodzie, bo zaliczysz zgon.". Na początku im nie uwierzyłam, więc postanowiłam to sprawdzić... Cóż... To zdanie okazało się być prawdziwe. 
Niecałe dziesięć minut później wychodzę do sypialni, gdzie na łóżku stoi taca z tostami. Uśmiecham się pod nosem i idę w ich stronę. Biorę jednego, a resztę odstawiam na stolik. Po pokoju rozbrzmiewa ciche pukanie do drzwi i po chwili zza nich wyłania się głowa Biebera.
-Nie przeszkadzam?- pyta i uśmiecha się do mnie. Kiwam tylko głową, a on wchodzi dalej i siada obok. 
-Dzięki za żarcie i koszulkę.- mówię z pełną buzią i wycieram usta dłonią.
-Pogadamy jutro. Niczego ci już nie brakuje?- pyta, a ja znów potrząsam głową. -Wpadną do mnie koledzy, więc... Jeśli nie chcesz być jakoś konkretnie zauważona, to nie wychodź. Różne pomysły przychodzą im do łba.- wstaje z łóżka i wychodzi z pokoju. Nie myślałam, żeby się stąd gdziekolwiek ruszać. Wszystko, co mi trzeba, mam pod ręką.
Rozkładam się na ogromnym łóżku i upijam łyk wody. Wtulam się w poduszkę i zamykam oczy, chcąc już zasnąć. Kiedy prawie mi się to udaje, słyszę głośne krzyki i śmiechy dochodzące z pokoju obok. Nie jestem u siebie, więc nie mam najmniejszego zamiaru iść ich upominać. Zamiast tego przekręcam się na drugi bok i ponawiam próby zaśnięcia. Uderzam pięścią o materac, kiedy znów śmiech wyrywa mnie z chwili wyciszenia. W końcu nie wytrzymuję i wstaję. Nie patrząc na to, że wyglądam jak wyglądam, wchodzę do salonu.
-Możecie kurwa trochę ciszej? Ktoś tu zdycha na kacu i próbuje spać!- wrzeszczę i tupię bosą stopą o parkiet. Wzrok każdego samca spoczywa na mojej sylwetce i w tej chwili czuję się jak dziwak na pokazie w ZOO. 
-Ulala! Bieber, nie wiedziałem, że...
-Zamknij się!- szatyn uderza mocno kolegę w ramię i patrzy złowrogo na niego. -Będziemy ciszej, sory.- próbuje być poważny, ale widzę, jak nie może się powstrzymać. Wywracam oczami i odwracam się na pięcie. W tej samej chwili wpadam na niewiele wyższego chłopaka. Ma blond włosy i zielone oczy. Uśmiech maluje mu się na twarzy od razu, kiedy mnie dostrzega. 
-Sorki.- bąkam i mijam go, nie chcąc zwracać dalej uwagi. Wchodzę do sypialni i padam na łóżko. W duchu proszę Boga, aby zasnąć. Wreszcie mi się to udaje, brawo Gomez!

Promienie słońca witają mnie zaraz po tym, jak otwieram oczy. Nie czuję bólu głowy, ani jakiegokolwiek innego bólu. Wszystko jest tak, jak trzeba. Spoglądam na zegarek, który wskazuje dziesiątą pięć. Przeciągam się i zrzucam pościel. Jest mi gorąco, mimo że spałam w samej koszulce i bieliźnie. Pocieram zaspane oczy i ruszam do łazienki. Związuję włosy w kucyka i myję twarz. Nie jest tak źle, jak się spodziewałam! Postanawiam więc iść do kuchni, by podziękować Justinowi za tosty i inne rzeczy, jakie dla mnie wczoraj zrobił. Wychodzę z sypialni i nie słyszę nic, nawet chrapania. Zaglądam więc do salonu, a tam, na kanapie śpi Justin. Musiał nieźle popić, skoro nawet nie sprzątnął butelek z wczoraj. Z uśmiechem na twarzy idę do kuchni i rozglądam się w poszukiwaniu składników. Jestem jak typowa dziewczyna z filmów i postanawiam zrobić jajecznicę. Dość "oryginalny" pomysł! Gotuję wodę i zalewam herbatę. Stawiam drugi talerz na stole, kiedy słyszę głośne chrząknięcie. Od razu się prostuję, bo doskonale wiem, że pokazuję zbyt dużo, będąc w troszkę za długim t-shircie i bieliźnie.
-Em... Dzień dobry.- zaciskam usta w cienką linię, a potem wykrzywiam je w uśmiech. Justin przeczesuje włosy ręką i przeciera zaspane oczy. 
-Hej.- mówi zachrypniętym głosem. -Dobrze, że się rozgościłaś.- siada przede mną i patrzy na talerz. -Takie poranki to ja mogę mieć.- śmieje się i znów patrzy na mnie. -Tylko mogłabyś być bez tej koszulki.- czy on się zamknie? Ignoruję jego komentarz i siadam na swoim miejscu. Czuję palące spojrzenie Biebera, przez co czuję się skrępowana.
-Możesz przestać?- wołam wreszcie, czując, że zaraz nie wytrzymam tej intensywności. 
-Ale o co chodzi?- uśmiecha się szyderczo, bo doskonale wie, jak na mnie działa. 
-O to co nie biega, skup się na jedzeniu, nie na mnie.- rzucam zła i wstaję od stołu. Myję talerze i słucham tego, co leci w radiu. -Dużo wypiliście wczoraj?- zmieniam temat i wkładam do suszarki talerz. 
-Ja? Nic, kumple? Owszem.
-To czemu spałeś..
-Nie chciałem przekraczać żadnych granic twojego komfortu. A byłem na tyle zmęczony, że nawet nie posprzątałem, tylko poszedłem spać.- wyjaśnia, a ja dziękuję Bogu, że stoję do niego plecami. Uśmiecham się jak głupia, kiedy w głowę słyszę jego słowa "nie chciałem przekraczać żadnych granic twojego komfortu"...  Zaciskam usta, by powstrzymać głupkowaty uśmiech i odstawiam szklankę. Potem myję naczynia po Justinie i pomagam mu uprzątnąć salon. 
-Idę wziąć prysznic.- informuje mnie, kiedy zbieram ostatnie papierki z podłogi. Siadam zmęczona na sofę i wlepiam wzrok w sufit. Kalkuluję to, co działo się przez ostatnie 24 h, a na twarzy mimowolnie maluje się uśmiech. Dlaczego jednak ukrywam tak ważne informacje przed Taylor? Jest moją najlepszą przyjaciółką i powinna wiedzieć o mnie wszystko, tymczasem ona wie zaledwie połowę. Jakby dowiedziała się, że tak naprawdę dziewictwo straciłam właśnie z Justinem i nic nie pamiętam, zamordowałaby mnie na miejscu. Przeszywa mnie zimny dreszcz. Sama się boję tego, co się działo. Najchętniej odtworzyłabym tamtą noc i obejrzała w zwolnionym tempie, by wyłapać najdziwniejsze sytuacje.
-Ziemia do Seleny.- Justin macha mi ręką przed twarzą i stoi w samych bokserkach. Wstaję i sama ruszam wziąć szybki prysznic. Chcę się dowiedzieć, jak to było. Niewiedza jest gorsza od próby zapomnienia tej sytuacji. Wracam do Justina i siadam na miejscu obok. Bawię się palcami i próbuję ułożyć sensowną wypowiedź. Szatyn sam wspominał, że porozmawiamy o tym, co się działo dzisiaj. Wiele by mi ułatwił, gdyby sam zaczął ten temat.
-Możemy pogadać o tej sobocie?- pytam wreszcie i spoglądam na moment w jego stronę. Kiwa głową i gryzie wnętrze policzka, myśląc nad tym, co powiedzieć.
-Chcesz, żebym ci o tym opowiedział?- wybucha śmiechem, a ja oblewam się czerwienią i zezłoszczona uderzam go w ramię. -Sory, sory! Już się uspokajam.- bierze kilka głębszych oddechów i odwraca się w moją stronę. -Wolałbym jednak ci pokazać, jak było.- poważnieje i obserwuje moją reakcję. W momencie zasycha mi w gardle.
-Że co?- szepczę, a mimo to ton głosu jest tak wysoki, że sama się skrzywiam na jego dźwięk.
-Dlatego chciałem pogadać o tym dziś. Przemyśl to.- wzrusza ramionami. -Jeśli się nie zgodzisz, to okej, opowiem, ale to nijak ma się do odczuć, których nie pamiętasz. 
Od autorki: Witam, cześć i czołem! Nie rozpisuję się. Zasada ta sama: im więcej komów, tym szybciej rozdział. #EndOfTheRoadJBFF i śledźcie bloga! Odpowiadajcie w ankiecie, buziaki! Claudia Ok. ♥

środa, 16 września 2015

Rozdział 6.



~***~

-za błędy przepraszam, nie sprawdzałam rozdziału-

Kiedy przechodzę mur szkoły, wszystkie spojrzenia spoczywają na mnie. Widzę szturchające się osoby i szepty, jak tylko mnie dostrzegają. Idę niepewnie w stronę swojej szafki i od razu dostrzegam przyjaciółki, które idą w moją stronę.
-A co to za przystojniak, który wczoraj po ciebie przyjechał?- piszczy Nicol i trzepocze sztucznymi rzęsami w moją stronę. Nie odpowiadam, lecz otwieram szafkę i sprawdzam plan lekcji, by móc wyciągnąć odpowiednie książki. -No śmiało! Ile ma lat? Uczy się jeszcze? To z nim spędziłaś całe popołudnie?
-Dziewczyny!- woła nagle Taylor, uciszając każdą. -Jeśli Sel będzie chciała nam o tym opowiedzieć, to dam sobie rękę odciąć, że to zrobi. Nie zmuszajmy jej do tego.- blondynka uśmiecha się od ucha do ucha w moją stronę, na co odpowiadam tym samym. Może i Swift należy do tych, którzy muszą wszystko wiedzieć pierwsi, ale jeśli chodzi o takie sprawy, zostawia je do momentu, aż jestem gotowa, by o nich porozmawiać.
-Chemia, idziemy?- pytam Taylor, a ona kiwa głową i obie ruszamy pod salę 320. Kiedy zatrzymuję się przed drzwiami czuję wibracje w telefonie. Wyciągam z kieszeni iphona i spoglądam na wyświetlacz.

OD: Justin
GODZ; 7:57
Dzień dobry. Ma pani ochotę na wycieczkę?

Uśmiecham się pod nosem i wystukuję szybko odpowiedź.

OD: Ja
GODZ: 7:57
Witam. Nie wiem, czy mogę... Kolejne wagary?

Przygryzam wargę na wspomnienie wczorajszego popołudnia i tego, jak bardzo go polubiłam. Takiego Justina akceptuję i z miłą chęcią mogę spędzać z nim czas... Ale po szkole. Nie mogę zawalać nauki dla jakiś wyjazdów. Jakby się rodzice o tym dowiedzieli, zapewne dostałabym szlaban, a w najgorszym wypadku wydziedziczyliby mnie. Rozbrzmiewa dzwonek i nawet nie chcę czuć kolejnych wibracji. Przez tego człowieka nie spałam pół nocy i to cud, że jeszcze nikt nie zauważył moich worków pod oczami. Jestem strasznie zmęczona i senna.
Usadawiam się w swojej ławce i wyciągam zeszyt oraz długopis. Zaczynam słuchać biadolenia profesora, aż w końcu powieki stają się tak ciężkie, że same się zamykają. Czuję kopnięcie w krzesło, przez co podskakuję z miejsca i od razu odwracam się do tyłu.
-Wszystko okej?- pyta zatroskana Taylor, a ja sennie uśmiecham się do niej i tylko kiwam głową. Potem znów opadam na ławkę i pragnę snu. Wtedy jednak postanawia zwrócić na mnie uwagę nauczyciel. Podchodzi do ławki i delikatnie uderza w blat dużą, drewnianą linijką.
-Panno Gomez!- mówi, a ja podnoszę się z ławki i spoglądam na niego. -Ciężka noc, co?- poprawia duże okulary na nosie. -Trzeba było zostać w domu, a skoro już tu jesteś, to chociaż udawaj zainteresowanie.- odchodzi w stronę tablicy, a ja przeciągam twarz i targam końce włosów. Reszta lekcji mija dość szybko, bo niemalże w przeciągu dziesięciu minut rozbrzmiewa dzwonek na przerwę. Sięgam do kieszeni i widzę kolejną wiadomość.

OD: Justin
GODZ: 8:03
Zwiedzanie nowych horyzontów to wcale nie wagary, ale lekcja geografii w plenerze. No więc...?:)

-Selena wszystko okej?- słyszę głos przyjaciółki i prawie wypuszczam telefon z rąk. Kilka obrotów w powietrzu i ponownie ląduje w moich rękach.
-Tak, tak. Jest okej.- uśmiecham się szybko do niej. Ta obserwuje mnie uważnie i wzdycha ciężko. Wiem, że długo tak nie wytrzyma, zresztą sama też nie uniosę tego w tajemnicy przed całym światem. Chwytam ją za rękę i obie pędzimy na dach budynku. Siadamy na pustych kartonach, a blondynka podekscytowana patrzy na mnie i czeka, aż zacznę. Mówię jej o tym, że przyjechał po mnie pod szkołę, pojechaliśmy do Montauku i jedliśmy lody. Rozmawialiśmy siedząc na plaży, a na zachód słońca zabrał mnie do starej latarni, gdzie było cudownie.
-Polubiłaś go!- mruży oczy usatysfakcjonowana. Spuszczam głowę w dół i uśmiecham się pod nosem. -Oooh! Gomez!
-Bądź cicho!- ganię ją i próbuję być poważna. Obie jednak wybuchamy śmiechem, a ja decyduję się, by pokazać jej SMS'y od niego.
-Na co czekasz, do cholery?! Jedź z nim! Będę cię kryć!- woła i uderza mnie w ramię. Kręcę głową niezadowolona z jej reakcji. Spodziewałam się, że mnie poprze i powie, że dobrze robię. -Masz swoje pięć minut z nim. Pamiętaj o tym, że ma ci być wstyd opowiadać później o tym, co robisz za młodu. Więc do roboty, młoda!- zabiera mi telefon z ręki i coś robi. Oddaje mi go, mówiąc proszę, a ja patrzę na wyświetlacz.
-Boże, nie! Nie dzwonimy do niego!- próbuję się rozłączyć, ale dotyk w telefonie płata figle i nie reaguje. Nagle widzę, że Bieber odebrał, więc nie zostaje mi nic innego, jak z nim porozmawiać. Zrywam się na proste nogi i odchodzę kawałek, by uciec od ciekawskich spojrzeń Taylor.
-Heeej Justin!- skrzywiam się, kiedy słyszę zbyt piskliwy głos. -Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
-Spokojnie.- słyszę jak się śmieje i sama przez ten dźwięk się rozluźniam. -To jak z naszym zwiedzaniem horyzontów?
-Za ile się wyrobisz?- zaciskam oczy i naprawdę nie mogę uwierzyć w to, co robię.
-Będę za piętnaście minut, tam gdzie wczoraj. Do zobaczenia, shawty.- połączenie przerwano. Oddycham nierówno i patrzę na budynek na przeciwko mnie.
-Powiedz wszystkim, że się źle poczułam i wróciłam do domu.- mówię, kiedy słyszę za sobą przyjaciółkę. Ta zadowolona rzuca mi się na szyję i mnie przytula. Ujmuję jej rękę i tulę do ramiona, dalej patrząc na panoramę przed sobą.

Stoję przed budynkiem i przeskakuje z nogi na nogę. Niecierpliwie wypatruję Justina, który się nie zjawia. Gniotę ze złości telefon i spoglądam za siebie. Kilka osób szwenda się na dziedzińcu i bacznie mnie obserwuje. Wywracam oczami i dziękuję Bogu, kiedy widzę znajome auto podjeżdżające obok. Wsiadam do środka i patrzę na Justina.
-Witam.- uśmiecha się od ucha do ucha i odbiera ode mnie torbę. Rzuca ją do tyłu i znów wierci mi dziurę w twarzy.
-Hej... Możemy jechać?- pytam i spuszczam wzrok w dół. Nic nie mówiąc włącza się do ruchu i zaczynamy krążyć po Manhattanie. Z głośników radia leci piosenka, którą doskonale znam. Przekręcam pokrętło i kiwam głową w rytm muzyki.
-Waiting for love, waiting for love!- śpiewamy razem, nie zdając sobie z tego sprawy. Nie zwracam uwagi na to, dokąd jedziemy, bo pochłonięta jestem utworami, jakie aktualnie lecą w radiu. Śpiewam każdą kolejną, a Justin włącza się do mnie w refrenach. Idzie nam całkiem dobrze, kiedy wreszcie samochód się zatrzymuje. Spoglądam na szatyna zdezorientowana, a on robi minę zbitego psiaka.
-No co... Teraz wysiadamy?- skrzywiam się z niezadowolenia, a on wzrusza ramionami. Jesteśmy na Greenpoint,
-Idziemy na molo!- otwiera drzwi, obchodzi auto i wypuszcza mnie na zewnątrz. Idziemy krok w krok, aż przed nami rozlewa się woda. Wchodzimy po drewnianych schodkach i zaczynamy spacerować wzdłuż molo. Podziwiamy most Brooklyński i gawędzimy.
-Drugie wagary?
-Nie przypominaj...- wzdycham i idę dalej. Słyszę, jak Justin się śmieje. Spoglądam na niego i nie mylę się.
-Teraz pójdzie tylko z górki.- zatrzymuje się i uderza otwartą ręką w czoło. -Poczekaj tu.- i nagle biegnie w przeciwną stronę. Obserwuję, jak jego sylwetka porusza się wzdłuż parkingu, aż dochodzi do auta i zaczyna w nim coś szukać. Wraca do mnie po około trzech minutach i daje mi papierową torbę.
-Co to?- pytam i spoglądam na podarunek. Napis Shake Shack od razu rzuca mi się oczy i na myśl przychodzi mi już to, co jest w środku. -Aż zgłodniałam!- śmieję się i otwieram torbę, a następnie papierowe pudełko. Frytki, burger, kilka sosów do wyboru i woda.
-Pamiętam, że nie lubisz coli.- wyjaśnia skąd pomysł na wodę. Unoszę brew zaskoczona. -Jak się poznaliśmy chciałem ci postawić whisky z colą, a ty mi powiedziałaś, że nie pijasz tego. Wolałaś coś mocniejszego.- wzrusza ramionami, a ja oblewam się czerwienią.
-Ciężki wieczór miałam, okej?
-Przecież nic nie mówię. Jedz, smacznego.- uśmiecha się i sam gryzie swojego burgera. Ja zaś zaczynam od frytek i wolnym krokiem idziemy wzdłuż mola. Wreszcie siadamy na jedynej wolnej ławce i mamy widok na środkowy Manhattan i Empire State Building. Kończymy jeść i wyrzucamy opakowania do kosza.
-Dziękuję.- mówię, gładząc się po brzuchu. Justin ni stąd ni zowąd zaczyna się śmiać. Nie wiedząc, o co mu chodzi, unoszę brew do góry i czekam na jakiekolwiek wyjaśnienia, kiedy nagle dzwoni mój telefon. Serce podskakuje mi do gardła. Na wyświetlaczu miga zdjęcie mamy. Uspokajam oddech i szykuję dobrą wymówkę.
-Selena?- mówi zdenerwowana. -Gdzie ty do cholery jasnej jesteś?!
-Em... Zaraz będę w domu.
-Dlaczego w domu, a nie w szkole? Wczoraj wróciłaś dopiero około 11, a nie było cię w szkole. Co się dzieje?!- zaczyna się. Milczę, szukając odpowiedniej wymówki i wypuszczam w końcu powietrze z ust.
-Nic, po prostu się źle czuję.- kłamię.
-A wczoraj?
-Koleżanka z innej klasy poprosiła, abym wyjaśniła jej kilka zadań, a potem nie opłacało mi się wracać na lekcję.- czuję palące spojrzenie Justina na sobie.
-Wracaj natychmiast, porozmawiamy w domu.- dźwięk przerwanego połączenia jest poniekąd ulgą dla mych uszu. Nienawidzę słuchać mamy krzyku, zresztą... Dlaczego ona do mnie dzwoni, skoro jej nie ma w NY? Setki pytań nasuwa mi się na myśl, ale nie to teraz jest ważne.
-Muszę wracać do domu.- bełkoczę i odgarniam kosmyk włosa za ucho.
-Okej, ale nie taka brudna.- mówi i wyciera z policzka resztki sosu czosnkowego. -Nie powiem, jak to dwuznacznie wyglądało.- i oblizuje kciuka. Przełykam ślinę i mrugam kilka razy, by nie stracić kontroli. -Może spotkamy się później?- pytam, a Bieber aż cofa głowę ze zdziwieniem.
-Selena Gomez proponuje mi randkę?!- krzyczy i zasłania usta ręką, a ja wywracam oczami.
-Nie randkę, idioto, tylko spotkanie.- tłumaczę, a on z ogromnym uśmiechem na ustach wstaje i podchodzi do mnie. Chowa dłonie do kieszeni i przybliża się tak, że nasze ciała dzieli może milimetr.
-I tak wiem, że tego byś chciała.- szepcze, poważniejąc na chwilę, a potem odsuwa się i znów wybucha śmiechem.
-Boże, Bieber, nie wiem, co ty dzisiaj brałeś, ale rzuć to w pizdu, bo zachowujesz się jak głąb!- wyrzucam ręce w górę i kręcę głową ze zdenerwowania. Ten zaczyna iść obok mnie i kładzie dłoń na moim boku, przysuwając mnie do siebie. -Nie widzę konieczności bycia tak blisko siebie.- odchodzę kawałeczek dalej i zrzucam jego rękę w dól. Nic już nie mówiąc idziemy do auta i mkniemy na Manhattan.

~***~

-Nawet nie powiedziałaś, że wracasz!- rzucam na swoją obronę, kiedy mama po raz setny czepia się wszystkiego.
-Nie muszę nikomu deklarować, ze wracam do własnego domu!- krzyczy i rzuca ścierkę na blat kuchenny.
-W sumie to mieszkanie taty.
-Selena, nie przeginaj!- unosi palec i zaczyna nim kiwać na prawo i lewo. Wywracam oczami i idę do swojego pokoju, nie chcąc kontynuować bezsensownej kłótni. Dochodzi trzecia, a ja już mam dość dzisiejszego dnia. Udawanie chorej wcale mi nie wychodzi. Mama od razu się zorientowała, że to nie prawda i od tego się zaczęło. Drze się o wszystko i na wszystkich. Biedna Melanie- jako jedyna z całego mieszkania musi być jej posłuszna, bo inaczej wyleci z pracy...
Gniotę małą piłeczkę w dłoni i od czasu do czasu podrzucam ją do góry. Słyszę dzwonek telefonu, więc od razu przykładam go do ucha i odbieram połączenie. W słuchawce rozbrzmiewa przyjemny głos Justina, który zaprasza mnie na kolację.
-Chciałaś spotkanie, ja proponuję kolację.- mówi pewnie, a ja uśmiecham się pod nosem.
-To randka.
-Jak zwał, tak zwał, Gomez. Idziesz, czy nie?- wzdycha poirytowany moim komentarzem.
-W co się ubrać?
-Idź nago.- czerwienieję i gniotę pościel, którą trzymam w rękach. -Załóż coś ładnego.- kończy rozmawiać, a ja zrzucam z siebie kołdrę i odkładam telefon na szafkę nocną. Zrywam się na równe nogi i mknę do garderoby. Przeglądam kilka sukienek, przymierzam je, ale w żadnej nie wyglądam seksownie i grzecznie za jednym razem. Nie chcę wypaść na jakąś gwiazdeczkę, albo rozpieszczoną nastolatkę. Chcę wyglądać elegancko, seksownie i z klasą. W końcu wybieram czarne spodnie idealnie dopasowane do mojej sylwetki, czerwoną bluzeczkę na ramiączkach i czarne szpilki. Ruszam do łazienki i biorę błyskawiczny prysznic. Prostuję włosy, delikatnie podkreślam oczy i muskam usta czerwoną szminką. Kiedy jestem gotowa, w tej samej chwili wchodzi do mojego pokoju Melanie i informuje mnie o obecności Justina. Schodzę na dół i spoglądam na przystojnego faceta w czerni. Tak, ten kolor to oficjalnie kolor Biebera. Za każdym razem, kiedy go widzę, jest ubrany prawie cały na czarno.
-Dobry wieczór.- uśmiecha się i wyjmuje zza siebie pudrowego tulipana. Wręcza mi go, a ja dziękując wkładam go do pobliskiego wazonu, by jak najszybciej wyjść z mieszkania. Wchodzimy do windy, a ja pozwalam sobie na to, by perfidnie go obejrzeć. Przyglądam się skórzanej kurtce, czarnym, luźnym topie, spodniom opuszczonym na pośladki i wystającym bokserkom. Oh...
-Już?- śmieje się, a ja unoszę brew i mrużę oczy.
-Jeszcze.- przygryzam usta i sama wybucham śmiechem. Nie wiem, co ten chłopak ze mną zrobił, ale nie poznaję samej siebie. Uważam, że Justin jest przystojny, naprawdę! Do tego potrafi się zachować. No i dał mi tulipana, co było słodkie. -Gdzie jedziemy?
-Greenwich village.- przepuszcza mnie na wyjściu, a ja idę w stronę auta. Wsiadam na swoje miejsce nie czekając, aż otworzy mi drzwi. Chwilę potem jedziemy, a następnie piętnaście minut później jesteśmy na miejscu. Słońce zdążyło się schować za wieżowce, przez co wprowadza nas w cudowny nastrój... To znaczy mnie. Zapowiada się cudowny wieczór.

Od autorki: Witam! Oj zawiodłam się... Spodziewałam się większej liczby komentarzy, a tu TYLKO pięć... Jest zasada- im więcej komów, tym szybciej rozdział, pamiętajcie o tym. :) Do tego przychodzę do Was z zwiastunem tego bloga. Mam nadzieję, że się spodoba. Na szablon WCIĄŻ czekam, ale nie wiem, czy się doczekam. Powoli puszczają mi nerwy, jeśli chodzi o to, ale czekam do 20 września. Okej, nie przedłużam. Pamiętajcie- KOMENTUJCIE, OBSERWUJCIE I ŚLEDŹCIE BLOGA NA TWITTERZE POD HASZTAGIEM #EndOfTheRoadJBFF Buziaki Claudia ♥

piątek, 4 września 2015

Rozdział 5.



~***~

Kładę telefon na łóżko i patrzę przed siebie. Nie wiem, co mam zrobić. Spoglądam kilka razy w stronę drzwi, jakbym się bała, że lada moment może w nich zawitać szatyn.
-On sobie żartuje.- mówię cicho. -Nie przyjedzie tu.
-Mówiłaś, że jest nieobliczalny, więc skąd możesz wiedzieć, że nie przyjedzie?- pyta blondynka. W sumie ma racje. Po Justinie mogę się spodziewać wszystkiego. Odkąd go znam, a znam go bardzo krótko, zrobił tyle niespodziewanych rzeczy...
I jak na zawołanie, do pokoju puka Melanie i oznajmia mi, że mam gościa. Przeklinam się w myślach, że nie zdążyłam się przebrać, bo gdybałam nad tym, czy on się tu zjawi, czy nie. Na dodatek gosposia informuje, że zostaję sama w domu. Świetnie!
-Ja też się zaraz zbieram.- mówi blondynka, a ja od razu mierzę ją wzrokiem. -Przepraszam, no! Ale rodzina do nas przyjeżdża i robimy uroczystą kolację.
-Super! Zostawcie mnie z tym wariatem samą!- wołam i w tej samej chwili do pokoju wchodzi Justin. Ubrany cały na czarno z czapką na głowie i okularami przeciwsłonecznymi na nosie.
-Gwiazdo, słońca nie ma.- rzucam komentarz na początek, a na twarzy maluje mu się seksowny uśmiech.
-Moja zajebistość mnie oślepia.- porusza brwiami i puszy się jak paw. Podchodzi do Taylor i przedstawia jej się. Widzę, że jej policzki lekko różowieją. Chwilę jeszcze siedzi i dyskutuje z Justinem, a potem zbiera się i wychodzi. Wzdycham, kiedy winda się zasuwa i mknę na górę. Bieber siedzi przed komputerem i ogląda zdjęcia, które mi zrobił. Pokazuje swoje ulubione i tłumaczy, dlaczego te, a nie inne.
-A widzisz to?- wskazuje na fotkę, na którym patrzę na fotografa, ręce trzymam wyprostowane między udami, a usta są lekko rozchylone. -Sposób w jaki patrzysz w obiektyw jest... Niebezpiecznie pociągający.- kontynuuje. Spoglądam to na niego, to na zdjęcie i zaczynam cicho się śmiać.
-Patrzę się na ciebie z miną "wtf, uważasz się za fotografa?".- i wybucham. Zaczynam płakać ze śmiechu, a on obserwuje mnie z góry, z uniesioną brwią. - Pełna profeska, szefunciu.- dukam między oddechami, próbując się uspokoić.
-Skończyłaś?- pyta, kiedy podnoszę się do góry. Kiwam głową i oglądam dalsze zdjęcia.
-To pójdzie na facebook'a.- komentuję, kiedy w oko wpada mi zdjęcie, gdzie włosy są w powietrzu. Wyglądam jak modelka z okładki Vogue albo Bazaar.  Chwilę jeszcze siedzimy i przeglądamy zdjęcia, a potem oddaję Bieberowi kartę pamięci. Cicho myślę, że sobie pójdzie, bo nie mam zamiaru z nim rozmawiać. Ten jednak siedzi dalej. Boże, wynieś go stąd, inaczej wyleci z ostatniego piętra przez okno.
-Masz jakieś plany na resztę wieczoru?
-Tak.- kłamię i patrzę na niego.
-Cóż, musisz z nich zrezygnować, shawty.- wzrusza ramionami przepraszająco.
-Nie będziesz mi mówić, co mam robić, dobrze? A teraz chciałabym się trochę pouczyć do jutrzejszych testów. Nie obrazisz się, jeśli cię wyproszę? Nie? To fajnie.- mówię szybko i wstaję na proste nogi. Otwieram szeroko drzwi i ruchem ręki pokazuję, żeby sobie poszedł. Ten rozsiada się na łóżku jeszcze bardziej i z uśmiechem cwaniaka czeka na moją reakcję. -Nie prowokuj mnie!- rzucam zła i tupię stopą o podłogę.
-Zluzuj stringi kochanie.- puszcza mi oczko, a ja czerwienieję. Uh, zaraz mu przywalę, jak sobie nie pójdzie. - Czyżbyś musiała się pouczyć anatomii człowieka? Chętnie ci potowarzyszę.- rusza brwiami, a ja chwytam miśka, który stoi na komodzie obok i rzucam w stronę szatyna. Ten go łapie i zaczyna się śmiać.
-Wypad Bieber!- krzyczę, a on z uniesionymi rękami do góry wstaje i podchodzi do mnie.
-Masz mój numer, jakbyś chciała pogadać, słonko.- głaszcze mój policzek, a potem przejeżdża kciukiem po dolnej wardze. Uderzam go w rękę i piorunuję go wzrokiem. Cwaniacki uśmieszek nie opuszcza jego twarzy dopóki drzwi windy się nie zasuwają. Oddycham z ulgą, kiedy zostaję sama. Maszeruję do kuchni i biorę butelkę wody. Ruszam na górę i wyjmuję wszystkie materiały do nauki. Po raz setny próbuję wklepać do głowy równanie na matematykę, ale znów przed oczami pokazuje mi się Justin. Może i mam jakieś uprzedzenie do niego przez to, że wykorzystał mnie kiedy byłam pijana, ale tak seksownego faceta nie widziałam od dłuższego czasu. W głębi duszy chciałabym powtórzyć sobotnią noc z tą różnicą, że byłabym trzeźwa i zapamiętała wszystko. Cholera, Gomez, co ty wygadujesz?! Uderzam się w czoło i kolejny raz powtarzam wzór. Zrezygnowana zatrzaskuję książkę i idę wziąć prysznic. Może gdybym poznała go w innych okolicznościach, nie byłabym tak wrogo nastawiona? Nie, wtedy by na ciebie nie spojrzał. odzywa się głos, a ja zmarnowana spuszczam głowę w dół i obserwuję, jak krople wody spadają na dół z moich włosów. Zamykam oczy i opieram ręce o bok kabiny. Czemu czuję się tak dziwnie?

~***~

Sprawdzian z matematyki poszedł mi słabo. Nie mogłam się na nim w ogóle skupić, a do tego dostawałam SMS'y od samego rana. Cała szkoła mówiła o moim zerwaniu z Archibaldem. Nikt nie znał przyczyny i za to byłam wdzięczna Nate'owi. Gdyby cała szkoła miała się dowiedzieć, dlaczego nie jesteśmy razem... Uh, przechodziłabym przez piekło.
Właśnie trwa przerwa obiadowa. Wielu uczniów wychodzi na dziedziniec, by nacieszyć się śliczną pogodą. Wokół słyszę nieustające plotki na temat Archibalda. W końcu do mojego stolika dosiadają się dziewczyny i same zaczynają wypytywać.
-Po prostu drogi się rozeszły.- wzruszam ramionami i upijam łyk soku marchewkowego. Co innego miałam im powiedzieć? Chcę unikać tego tematu. Zamknęłam ten dział. Sądziłam tylko, że Nathaniel i ja zostaniemy przyjaciółmi. Cóż, nie wychodzi nam to za dobrze. Nagle słyszę jakiegoś pierwszoklasistę. Odwracam się, a ten macha w moją stronę. Marszczę brwi i nie reaguję. Nagle podchodzi do nas zdyszany i głośno mówi, że jakiś chłopak mnie woła przed szkołę. Od razu mogłam się domyślić, że to on. Czuję serce w gardle, a wnętrzności wywracają się w każdą stronę. Wstaję od stolika, przepraszam dziewczyny i chwytam swoją torbę oraz sok. Dziękuję nieznajomemu i znikam w korytarzach szkolnych. Kiedy wychodzę przed budynek dostrzegam znajome mi auto. Coś dziwnego zaczyna dziać się w moim żołądku. Czuję mdłości i stres, a nawet nie wiem, dlaczego. Nagle wychodzi z lewej strony i uśmiecha się na mój widok.
-Co ty tu robisz?- splatam ręce na klatce piersiowej i zatrzymuję się kilka metrów przed nim.
-Zabieram cię na przejażdżkę.- otwiera szeroko drzwi pasażera i pokazuje ręką, abym wsiadła.
-Mam lekcje, co ty...
-Olej to, i tak niedługo będę koniec roku.- wzrusza ramionami i chwyta moją dłoń. Lekko ciągnie w swoją stronę, a ja zmartwiona myślę, co zrobić. Pierwszy raz poszłabym na wagary. W końcu każdemu się kiedyś należą. Wsiadam do samochodu i zapinam pasy. Spoglądam w stronę budynku i orientuję się, że przy drzwiach stoi grupka gapiów, która obserwowała akcję. Wzdycham, kiedy Bieber zajmuje miejsce obok mnie.
-Gdzie jedziemy?- pytam i rzucam torbę z zeszytami na tył. Na twarzy szatyna maluje się uroczy uśmiech. Nie odpowiada, a włącza się do ruchu. Droga dłuży się i dłuży. Kiedy wyjeżdżamy z miasta, zaczynam być senna. Spoglądam w lusterka boczne, a następnie patrzę na szatyna.
-Czemu mi się przyglądasz?- pyta nagle i uśmiecha się skrępowany moim ciekawskim spojrzeniem.
-Bo mogę. Bo chcę.- mówię i nadal na niego patrzę. Nerwowo oblizuje usta, a potem je przygryza. Odwracam wzrok w drugą stronę i nawet nie wiem, kiedy, zasypiam.


Czuję powiew wiatru pod plecami. Otwieram gwałtownie oczy i widzę znów twarz Justina. Niesie mnie gdzieś, a ja rozglądam się dookoła.
-Witam księżniczko, wyspałaś się?- pyta, a ja wiercę się, by mnie puścił. Zeskakuję w końcu z jego rąk i zatrzymuję się na chwilę.
-Gdzie jesteśmy?
-Montauk.- kiedy byłam mała zawsze przyjeżdżałam tutaj z tatą. Oczywiście to było wtedy, kiedy mama groziła mu rozwodem, bo nie miał dla nas czasu. Chodziliśmy po plażach i czekaliśmy na zachód słońca, który swoją drogą był niesamowity.
-Oh uwielbiam to miasteczko.- wzdycham i wsadzam dłonie do swetra. Zaczynam iść znaną mi już drogą i rozglądam się dookoła. Nic się tu nie zmieniło. Te same sklepy w tych samych miejscach. Nawet babcie, które siedziały na gankach, dalej to robią. Tak! Wciąż żyją!
-Wstąpimy do tej lodziarni?- pytam z nadzieją w głosie i wskazują na mały budynek między innymi domkami jednorodzinnymi.
-Jeśli chcesz.- wzrusza ramionami i idzie ze mną. Kobieta, która ma sześćdziesiąt lat uśmiecha się do nas od razu.
-Selena! Jak ja cię dawno nie widziałam!- woła na powitanie, a ja posyłam jej ciepłe spojrzenie.
-Dzień dobry pani Roberts! Panią też dawno nie widziałam.- siadam przed ladą, a miejsce obok zajmuje Bieber. Przysłuchuje się rozmowie i odpowiada na pytania kobiety.
-To jak długo jesteście ze sobą?
-Oh, nie jesteśmy razem.- śmieję się i spoglądam na szatyna. -Jesteśmy po prostu znajomymi.- nic nie odpowiada, a potakuje i wręcza nam pucharki z wafli. Życzy smacznego i prosi, abym pozdrowiła rodziców. Wychodzimy na dwór i kierujemy się wzdłuż ulicy, aż dochodzimy do plaży.
-Skąd znasz tą kobietę?- pyta w końcu, kiedy siadamy na piasku.
-Kiedy byłam mała często tu przyjeżdżałam. Tata uwielbiał nas tu zabierać i prawie każde wakacyjne popołudnie tutaj spędzaliśmy. Oczywiście zanim zaczął taki biznes. Wierz mi, lub nie, ale to był dosłownie rok, kiedy osiągnął tak wiele.- mówię. -A ty? Byłeś tu?
-Tak, kiedyś tu mieszkałem, ale ojczym postanowił przenieść się do dużego miasta. Rozumiesz? Chciał rozkręcić swój biznes.- opowiada. W między czasie jemy lody i podziwiamy, jak fale unoszą się do góry i opadają. Robi się coraz chłodniej, ale chcę zostać tak długo, jak mogę. Justin się orientuje, że trzęsę się z zimna, więc zdejmuje kurtkę z siebie i nakłada mi ją na ramiona.
-Pójdziemy zaraz na gorącą herbatę, co?- proponuje, a ja spoglądam na niebo.
-O nie! Niedługo zachód, chcę to zobaczyć!- protestuję smutno, a on się śmieje.
-Co do zachodu mam kolejną niespodziankę.- wstaje i podaje mi rękę. Chwytam ją i zaczynam iść za nim. Wtedy dzwoni mi telefon. Spoglądam na wyświetlacz. Na nim miga zdjęcie przyjaciółki, więc wyciszam połączenie, a potem wyłączam urządzenie. Chowam go z powrotem do kieszeni i oglądam miasteczko, jakbym tu była pierwszy raz. W końcu witamy w kawiarni, gdzie zamawiamy herbatę na wynos. Długo nie czekamy, bo po pięciu minutach dostajemy kubki i możemy wyjść z lokalu.
-Gdzie teraz?- pytam, kiedy Justin się nie odzywa. Dalej milczy, więc po prostu idę za nim. Kierujemy się jakimiś uliczkami, aż z daleka widzę latarnię, o której opowiadał nam tata. Nieskończona liczba legend na jej temat i lęk za każdym razem, kiedy koło niej szłam. Tak było, kiedy byłam jeszcze dzieckiem, bo teraz już wyrosłam z takich "strasznych" historyjek. Idziemy wąskim chodnikiem i mijamy dom, w którym prawdopodobnie ktoś mieszka. Wchodzimy do budynku przy latarni i witamy starszego pana. Justin zaczyna z nim rozmawiać w innym języki i nagle szatyn chwyta moją dłoń.
-Chodźmy.- mówi z uśmiechem na ustach i ciągnie mnie w stronę krętych schodów. Wchodzę po nich na samą górę, aż w końcu jesteśmy na balkonie, na którym jest latarnia. W tej samej chwili słońce zaczyna chować się za linią wody, dając niesamowity efekt. Upijam łyk herbaty i spoglądam na Justina. Jemu też jest chłodno, ale zgrywa twardziela przede mną.
-Dziękuję za dziś.- uśmiecham się w jego stronę i oddaję mu kurtkę, kiedy czuję, że zrobiło mi się cieplej.
-Załóż, bo ci zimno.
-Już nie, ale tobie owszem.- śmieję się z jego miny, a on szybko ją zakłada. Staję blisko niego i dalej podziwiam zachód słońca. Mewy cudownie śpiewają, a szum fal mnie uspokaja. Oddycham z ulgą i chcę, aby ta chwila trwała wiecznie. Tak właśnie, niech trwa wiecznie. Nie chcę wracać do Nowego Jorku. Tu mi jest dobrze. Z nim mi jest dobrze.
-Wracajmy. Wszyscy się już pewnie o ciebie martwią.- mówi nagle, a ja robię minę zbitego psiaka.
-Nie, proszę. Zostańmy tu jeszcze.
-Przed nami 3 godziny drogi do domu. Musimy wracać, idziesz jutro do szkoły.- odwraca się w moją stronę i kładzie dłonie na ramionach. -Z miłą chęcią bym tu został, ale niestety musimy wracać.
-Okej.- rzucam smutno i zaczynam kierować się w stronę schodów. Milczymy w drodze powrotnej, ale ta cisza nie należy do tych krępujących. Każdy jest pochłonięty swoimi myślami. Czuję narastające we mnie szczęście. W dodatku polubiłam Justina, co jest chyba przekleństwem. Znaczy... Teraz jest innym człowiekiem, niż wtedy, kiedy go poznałam. Polubiłam go.
Wsiadam do auta, zapinam pas i włączam telefon.
-Poważnie? Wyłączyłaś go? Twoja psiapsi mnie zabije!- woła, udając przerażonego. Chichoczę i piszę krótkiego SMS'a do niej i do Jenny. Informuję, że wrócę gdzieś za trzy godziny. Dochodziła ósma, więc nie będzie tak późno. Gdyby jednak była mama, na pewno by mi się nie upiekło.
W drodze powrotnej ciągle rozmawiamy. Justin opowiada mi, jak doszło do tego, że trafił do domu dziecka. Jego matka go nie chciała, kiedy zostawił ją jej partner- biologiczny ojciec Justina. Kiedy miał sześć lat zaadoptował go Jared Bieber i postanowił zmienić nazwisko na jego. Z całego serca nienawidzi swoich biologicznych rodziców. Mówi, że gdyby mógł, napluł by matce w twarz za to, że go zostawiła.
-Wiesz, że to mogła nie być jej wina? Może nie miała pieniędzy, aby cię wychowywać?
-Nie próbuj jej bronić.- syczy przez zęby, a ja wzdycham ciężko i próbuję go zrozumieć. Kiedy widzę Nowy Jork, pragnę wrócić do Montauku. Dojeżdżamy na Manhattan, a ja spoglądam na Justina. Auto się zatrzymuje, a  z ust wymyka się kolejne westchnięcie.
-Wspaniałe popołudnie. Dziękuję.- uśmiecham się i chcę wysiąść z auta, ale decyduję się na to, by go przytulić. -Dobranoc Justin.
-Dobranoc Selena.

Od autorki: Na początku wielkie PRZEPRASZAM! Nie dodawałam rozdziału, ponieważ po pierwsze nie miałam na niego pomysłu, a po drugie czekałam na szablon, który ostatecznie nadal nie jest zrobiony, a miał być na 29 sierpnia... No cóż, czekamy dalej. :) Jeśli chcecie dowiadywać się o rozdziałach, to podawajcie w komentarzu swoje user. Mam nadzieję, że rozdział wam się mimo wszystko podoba, bo znów pisałam chyba z 5 wersji ciągu dalszego, ale wybrałam tą. Cóż, troszkę słodkości się przyda. Czekam na Wasze komentarze. Mam nadzieję, że będzie ich jeszcze więcej, niż ostatnio. Nie zawiedźcie mnie. Do usłyszenia niebawem. Powodzenia w szkole. xoxo Claudia ♥ PS. Jeśli chcecie wiedzieć na bieżąco co się dzieje na blogach, zapraszam na mój tt- @ClaudiaMaslowx albo wpisujcie na TT hasztag #EndOfTheRoadJBFF

czytasz=komentujesz

#EndOfTheRoadJBFF
Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon.