~***~
Podchodzę do przyjaciół całkowicie pewna siebie. Wiem, że ruszyłam na przód i muszę im to udowodnić. W innym przypadku będą ciągle wmawiać mi, że moje miejsce jest na Manhattanie.
-Hej.- uśmiecham się od ucha do ucha i lustruję każdego z osobna. Taylor schudła i podcięła znów włosy. Nate też to zrobił i odrobinę przypakował, a Davis się nie zmienił. Wciąż wygląda jak dzieciak. Nagle na mojej szyi zawisa przyjaciółka, a ja stoję jak sparaliżowana i nie wiem, co zrobić. Odwzajemnić jej gest czy raczej wstrzymać się od takich rzeczy? Unoszę lekko dłoń, by poklepać ją po plecach, a ona w tym czasie odkleja się ode mnie i z ogromnym bólem w oczach wraca na swoje miejsce.
-Możemy porozmawiać?- pyta Nate, a ja przytakuję grzecznie głową, kierując nas do w miarę cichej kuchni. -Jak się czujesz?
-Dobrze. Nie widać?- śmieję się i siadam na blacie kuchennym.
-Sęk w tym, że nie.- odzywa się Davis i od razu tego żałuje, kiedy dostrzega mordujące spojrzenia przyjaciół. Poruszam tylko brwiami i czekam na dalszy stos pytań, który ciśnie im się na język.
-Gdzie teraz mieszkasz? Twoja mama się martwi.- mówi zakłopotana blondynka, a ja prycham pod nosem.
-Czyżby? Powiem to wam i już nad ranem będę mogła się jej spodziewać pod drzwiami.- trzepoczę rzęsami z udawanym uśmiechem.
-Spokojnie, to zostanie między nami.- zapewnia Archibald, a ja tylko potrząsam ironicznie głową. Nawet nie wiem, dlaczego to robię. Co, jak co, ale on potrafi dochować tajemnicy. W końcu wciąż nikt nie dowiedział się o naszym sekrecie.
-Jakieś pytania? Śmiało.- macham ręką lekko poganiając znajomych.
-Mieszkasz z Justinem?
-To jego mieszkanie?- przeganiają się pytaniami.
-Tak i tak.- odpowiadam grzecznie i spoglądam na kolejną grupkę wchodzącą do mieszkania. Dostrzegam Seana, który od razu rozgląda się po tłumie ludzi. Rzuca krótkie spojrzenie w moją stronę a na twarzy maluje się uśmiech. Zeskakuję z wysepki kuchennej i ruszam mu na spotkanie.
-Dobry wieczór, piękna.- mówi na powitanie i cmoka mnie w usta.
-Cześć.- odpowiadam i zarzucam ręce na jego szyję.
-Mam nadzieję, że dzisiaj również spędzimy miłą noc.- mruczy mi do ucha, a ja zamykam oczy i przypominam sobie ostatni wieczór z nim. -Ścięłaś włosy? Ślicznie wyglądasz.- komentuje moją fryzurę i odsuwa się odrobinę dalej.
-Były bardzo zniszczone.- wyjaśniam i jak na zawołanie, przy jego boku wyrasta Bieber, który dosłownie morduje go wzrokiem.
-Anderson.
-Bieber.- wymiana zawistnych spojrzeń, a potem oboje spoglądają na mnie. -Zatańczymy?- odzywają się w tym samym momencie, a ja cmokam z dezaprobatą i odwracam się na pięcie, by sprawdzić, czy grupa rozmówców wciąż na mnie czeka. Stoją i przyglądają się całej sytuacji, więc ponownie odwracam się do mężczyzn i uśmiecham najsłodziej jak potrafię, by potem im odmówić i wrócić do ludzi z Manhattanu.
-Chłopak?- Davis wskazuje brodą na odchodzącego faceta.
-Powiedzmy.
-Razy dwa?- wtrąca zaskoczona Taylor, a ja muszę siąść i chwilę pomilczeć, by nie odpowiedzieć zbyt chamsko.
-Nie. Razy jeden. Chodźcie lepiej się bawić. Przecież widać, że ze mną wszystko okej.- tłumaczę i otwieram kolejną puszkę piwa. Ignorując ich badawcze spojrzenie, chcę wyjść, lecz w ostatniej chwili ktoś łapie mnie za rękę i zatrzymuje.
-Chciałam tylko powiedzieć, że zawsze będziesz moją siostrzyczką i co by się nie działo, wskoczę za tobą w ogień. Jak masz potrzebę wygadania się, wal śmiało. Jestem tu po to, byś wiedziała, że możesz na mnie liczyć. Tęsknimy za tobą i naprawdę chcemy, żebyś wróciła do normalnego życia.- zamurowana patrzę na nasze dłonie i łzy w oczach dawnej przyjaciółki. -To boli, kiedy nas tak ignorujesz. To znaczy... Boli mnie, że mimo wszystko odtrącasz moją pomocną dłoń.- dodaje, a ja odwracam wzrok w drugą stronę.
-Sęk w tym, że tej pomocy nie potrzebuję i to właśnie próbuję wam wyperswadować od początku.- delikatnie wyrywam swoją rękę z jej uścisku. Nic więcej nie mówię, odchodzę. Zszokowana i całkowicie zdezorientowana zaczynam błąkać się po mieszkaniu niczym cień. Potykam się o przypadkowych ludzi, wytrącam im z rąk alkohol i przepraszając, idę dalej. W głowie panuje totalny chaos i wiem, że lada moment wybuchnę płaczem. Zależy mi tylko na tym, by dotrzeć na czas do swojego pokoju. Widząc już drzwi, zaczynam biec. Wyciągam z szafeczki kluczyk i otwieram je. Wpadam do środka, ponownie je zamykam i czuję pierwsze krople spływające po policzku. Przegrałam. Tym razem przegrałam walkę z samą sobą. Odtrącam i ranię wszystkich. Z jednej strony na to zasługują. Nie starają się zrozumieć, tylko usiłują mi wmówić, że jest mi potrzebna pomoc psychiatry. Nie jestem wariatką, spójrzcie! Wszystko ze mną okej! Może mój strój i ostatnie wydarzenia na to nie wskazują, ale czuję się dobrze. Poświęćcie mi tylko parę chwil, a udowodnię wam, że tak jest.
Opadam na kolana i chowam twarz w dłoniach. Kurtyna kasztanowych włosów osłania mnie przed oknem i wszelkim światłem wpadającym do środka. Słońce chowa się za horyzont, tym samym dając miejsce pięknym, małym gwiazdkom. Jestem jak jedna z nich. Pokazuję się w nocy by świecić. Mimo mojego blasku jestem sama, otula mnie jedynie ciemność. Tą mroczną częścią jest to miasto. Potrzebuję czegoś nowego. Miejsca, gdzie odpocznę, gdzie nikt nie zna mojej historii i nie będzie o nią pytać. Spakuję się i ucieknę, nie mówiąc nikomu o tym. Z takim pomysłem wstaję na proste nogi i ocieram ostatnie spływające łzy. Dawna Selena wróci. Będzie poraniona, ale czujna na przyszłość. Nagle w głowie odzywa się podejrzany głos. Postać siedzi w kącie ciemnego pokoju, całkowicie odwrócona tyłem do mnie. Podśpiewuje melodyjkę jak w jakimś horrorze, przez co zaczynam bać się jeszcze bardziej. Całkowicie tracę kontakt z rzeczywistością i teraz jestem tylko w tym pokoju, co owy człowiek. Staram się zidentyfikować osobę, ale na marne.
-To wszystko wina Justina.- kobiecy głos powoduje, że każdy włos na rękach staje dęba. Przełykam ślinę i podchodzę bliżej. -To od niego powinnaś uciec.- zaczyna kręcić głową na wszystkie strony i dostrzegam, jak jeździ paznokciami po ścianie. Dłonie są sine, a wszystkie żyły idealnie widać gołym okiem. -To on cię zniszczył.
-Co? Nie rozumiem.- zatrzymuję się parę metrów przed kobietą i obserwuję ją. Wtedy z jej ust wylatuje szaleńczy chichot. Cofam się parę kroków do tyłu i wytężam wzrok. Nagle osoba odwraca głowę w moją stronę, a z moich ust wylatuje głośny pisk. To jestem ja- przekrwione oczy, podrapana twarz, kilka siniaków i wielkie zmarszczki. Usta popękane i spowite krwią, a wzrok mam mordercy. Wtedy ponownie znajduję się w swoim pokoju. Sama. Głośna muzyka dobiegająca zza drzwi przypomina, że to jest rzeczywistość, a scena sprzed momentu to tylko moja chora wyobraźnia. Może i rodzice mają rację i powinnam poddać się leczeniu psychiatrycznemu? Próbuję podnieść się do góry, ale trzęsące się nogi mi na to nie pozwalają. Siedzę więc jeszcze przez chwilę i zbieram swoją rozdartą duszę w kawałki. Teraz jestem totalnie zdezorientowana. W końcu jednak podnoszę się do góry i po prostu wracam do bawiących się ludzi. Chcę przestać o tym myśleć. Wiem, że robię to ponownie- uciekam w wir imprez i alkoholu, by nie musieć wracać do tych wszystkich, okropnych wspomnień, ale tak strasznie tego nie chcę. Marzę by ruszyć dalej. Tylko tyle chcę.
-Selly! Szukałem cię!- woła Zac i uśmiecha się od ucha do ucha. Kiedy widzi mój wyraz twarzy, od razu poważnieje. -Boże, wyglądasz jakbyś płakała. Coś się stało?- pyta i zarzuca na mnie swoje ramię. Zaprzeczam jedynie ruchem głowy i idę razem z nim do jego przyjaciół. Brian i Robbie pytają o to samo, a Ryan bawi się z jakimiś dziewczynami.
-Hej, lala... Wiem, że to był trudny...
-Oh błaagam, zamknijcie się i nie wspominajcie ponownie tego pierdolonego piekła!- wykrzykuję, mając już dość. Rzucam puszką o podłogę i po prostu odchodzę od nich, nie chcąc dłużej tego słuchać.
-Ej, co jest...- nagle trafiam w ramiona Seana, a ja już nie daję rady. Ponownie zaczynam płakać i błagam w duchu, by nie dostrzegł tego Nathaniel, Davis czy Taylor. To byłby mój koniec. Sean pociera tylko moje plecy i unosi delikatnie głowę w górę. -Nie płacz, księżniczko.- szepcze i przejeżdża kciukiem po policzku.
-Staram się.- uśmiechnęłam się przez łzy i ponownie wtuliłam się w niego. Zaczynam ciągnąć go w stronę swojego pokoju, by móc siąść chwilę w ciszy i po prostu się do niego przytulać. Dostrzegam kątem oka, że obserwuje nas Justin. W tej samej chwili przekręcam ponownie zamek do drzwi i wpuszczam chłopaka do środka. Tym razem ich nie zamykam. Zapalam lampkę przy łóżku i ponownie wybucham płaczem. Siadam na brzegu. a Sean przyciąga mnie do siebie i pociera lekko plecy, aby dać poczucie bezpieczeństwa. Mija kilkadziesiąt minut, nim wypłakuję z siebie ostatnią łzę, a potem siedzę jak wariatka mając wzrok wlepiony w jeden punkt.
-Już okej?- pyta nagle mężczyzna, a ja kiwam wolno głową i unoszę się do góry. -Możemy wracać.- uśmiecham się lekko i pociągam nosem. Zaczynam iść w stronę wyjścia, kiedy nagle Sean mnie wyprzedza i staje tuż przed drzwiami. Unoszę brew, nie rozumiejąc jego zachowania i patrzę mu prosto w oczy. Dostrzegam, że prowadzi wewnętrzną walkę i nie wie, co zrobić. Wreszcie wzdycha zrezygnowany i delikatnie sugeruje mi, abym się odwróciła. Tak też robię i idę w stronę łóżka. Siadam na nim ponownie i wyczekuję tego, co ma zamiar mi powiedzieć.
Nagle chłopak wyjmuje coś z kieszeni i rzuca to na podłogę, potem na miejsce papieru odkłada czapkę, którą ma na głowie i spogląda na mnie. Nagle rzuca się niczym rozwścieczony zwierzak i zaczyna mnie całować.
-Ej, ej, ej...- odpycham go delikatnie od siebie, ale on nadal na mnie napiera. Całuje każdy cal mojego ciała. -Proszę cię, nie mam ochoty dzisiaj.- szepczę i ponownie próbuję go od siebie odepchnąć. Nadal jednak to nie skutkuje, a jego dłonie błyskawicznie dźwigają moją sukienkę do góry. -Sean, zostaw mnie.- rzucam ostro i zbieram całą siłę w sobie, by zrzucić go z siebie. -Puszczaj mnie!- krzyczę, a on ponownie przywiera do moich ust i tym samym sposobem mnie ucisza.
-Nie opieraj się, dziwko.- szepcze do ucha i jedną dłonią łapie moje nadgarstki i ciągnie je nad głowę, a drugą dotyka mojego ciała. Zaczynam piszczeć, wić się pod jego ciężarem i robię wszystko, by zyskać chwilę przewagi. Na marne, jest za silny. Nie mogę dopuścić do siebie myśli, że ponownie zostanę wykorzystana. Nie jestem pierdoloną zabawką, którą można od tak pieprzyć, kiedy się zapragnie.
-Puszczaj mnie!- wołam przez łzy i widzę satysfakcję malującą się na twarzy Seana. -Proszę cię, zostaw mnie.- mam wrażenie, że ponownie zostałam porzucona na pastwę losu. Jestem sama z sobą i nikt nie słyszy mojego wołania. Wydaje mi się, że im głośniejszy jest mój krzyk, tym muzyka za ścianą gra głośniej. Proszę Boga, aby ten koszmar już się skończył. Nie chcę przechodzić przez to więcej razy. Mam nauczkę. Myślałam, że napotkałam na zwykłego chłopaka, który chciał się zabawić na jedną noc. Wykorzystałby mnie wtedy, ale nie stawiałam żadnych oporów. Dziś już to robię i mam za swoje- jestem gwałcona we własnym pokoju, gdzie za drzwiami bawią się ludzie i nikt nie słyszy moich wrzasków ani próśb. Co boli najbardziej? Bezradność. Leżysz na materacu i nie możesz zrobić nic, by sobie pomóc. Jesteś słaba i poddajesz się walkowerem, nawet nie próbując zwyciężyć.
-Zostaw ją!- do uszu dobiega głos Justina, a ja otwieram zapłakane oczy. Widzę go jak przez mgłę i dostrzegam coś srebrnego w jego dłoni. Mrugam szybciej, by obraz stał się wyraźniejszy i widzę broń. Źrenice rozszerzają się do granic możliwości, a Sean tylko prycha pod nosem.
-Zabij mnie, a przyjdzie kolejnych pięciu po nią.- rechocze i lekko podnosi się z mojego ciała. Ulga i przerażenie. Nie wiem, która z nich przeważa w tej chwili w moim ciele. Dziękuję Bogu, że koszmar skończył się szybciej, niż się spodziewałam, a z drugiej strony chcę uciec z piskiem do domu i zamknąć się w pomieszczeniu, w którym nikt mnie nie znajdzie.
-Wstań, skurwielu.- warczy Bieber, ciągle celując mu spluwą w głowę. Kiedy ciało Seana całkowicie mnie uwalnia, od razu podsuwam pod brodę kolana i chowam głowę w zgięcie. Lekko kołyszę się do przodu i do tyłu, przypominając sobie kołysankę, którą śpiewała mi Jenna, kiedy byłam mała. Zaciskam powieki i chcę, aby to wszystko okazało się jednym, wielkim, podłym snem.
-Bieber, nie bądź żałosny. Wiesz, jaki on jest... I tak przyśle po nią kolejnych.
-Twój szefuńcio dostanie Cię poćwiartowanego w kawałkach. Kto wie, może na święto niepodległości upiecze sobie którąś część twojego ciała na obiad?- Bieber wygląda jak seryjny morderca. Oczy błyszczą się w świetle lampki nocnej, a każdy mięsień jest napięty. W tej chwili do pokoju wchodzi Brian i Robbie. Ten drugi podchodzi do Seana i wyciąga paralizator. Razi go nim, a chwilę potem Brian wstrzykuje mu coś w organizm. Nieprzytomne zwłoki Andersona wynoszą i słyszę, jak tłumaczą gościom, że po prostu się zaćpał.
-Shh... Nie płacz.- szepcze Justin i siada na brzegu łóżka. -Nie pozwolę cię skrzywdzić nikomu. Chciałem uniknąć takich sytuacji, dlatego nie pozwalałem ci nigdzie wychodzić.- tłumaczy, głaszcząc mnie po głowie i mocno przytulając do szybko bijącej piersi.
-Dziękuję.- mamroczę przez łzy i chowam głowę w zgięciu szyi szatyna. -Przepraszam, że sprawiam ci kłopoty. Tak bardzo..
-Nie, kochanie. Spokojnie. To moja wina.- wzdycha i puszcza mnie na moment, by wyciągnąć z szafki nocnej chusteczki. -Impreza skończona, idę ich wyjebać.- wychodzi, nie czekając na moje słowa. Słyszę głośny ryk, a fala niezadowolonych, wychodzących ludzi obija się echem o moje uszy. DJ błyskawicznie zbiera sprzęt i w przeciągu piętnastu minut nie ma już nikogo. Zostaliśmy sami. Kiedy Bieber wraca do środka, już od drzwi otwiera szeroko swoje ramiona, by móc mnie ponownie przytulić. Zrywam się z miejsca i człapiąc nogami ruszam w jego stronę. Znów czuję mocne bicie serca przy swoim policzku i przysięgam, nie chcę czuć nic innego, jak woń jego perfum i poczucie bezpieczeństwa, jakie w tej chwili mam. Wiem jednak, że prawda jest inna. Nie jestem bezpieczna. I chwila, kiedy cała prawda wyjdzie na jaw zbliża się niemiłosiernie szybko.
-Powiesz mi wszystko.
-Miało..
-Justin, proszę.- po policzku spływa kolejna łza, a on wzdycha ciężko i obejmuje mnie jeszcze mocniej.
-Nie chcę cię tracić tak szybko.- przyznaje i opiera brodę o moją głowę. Coś we mnie pęka. Bariera przed nim znika. Wcześniej budowany mur właśnie runął. Co, jak co, ale przed nim nie powinnam uciekać.
-Nie pozwól mi odejść.- ściskam go jeszcze mocniej. -Muszę się przebrać. Mam dość tej sukienki.- rzucam smuto i puszczam go na moment. Błyskawicznie porywam spodenki i t-shirt z szafki i ruszam do łazienki. Nie patrzę w swoje odbicie, by nie załamać się jeszcze bardziej. Pamiętam, jak ten facet z burdelu nie pozwolił mi na to. Wiedział, że tym sposobem dziewczyny załamywały się jeszcze bardziej, a nie potrzebuję w tej chwili kolejnego powodu do smutku.
Zrzucam z siebie kawałek materiału i wkładam materiałowe spodenki i dużą koszulkę. Związuje włosy w kucyka i wypróżniam nos. Wszystko mnie boli i marzę o śnie, ale zanim jednak to nastąpi, muszę dowiedzieć się całej prawdy. Wychodzę do pokoju, a Justina nie ma. Lekko spanikowana słyszę jednak, jak sprząta butelki w hallu. Ruszam tam i zaczynam mu pomagać.
-Nie, zostaw to.- mówi od razu i odstawia worek na śmieci obok. Idzie umyć ręce i ponownie zjawia się przede mną.
-Matko, ale ci pobrudziłam koszulkę.- wzdycham zmartwiona widząc dwie, czarne od mascary plamy. Bieber tylko uśmiecha się lekko i wzrusza ramionami. -Musisz mi powiedzieć wszystko. Zero kłamstw i pomijania szczegółów.-mówię zachrypniętym od łez głosem i ruszam w stronę salonu, gdzie na swoje miejsce wróciła sofa. Siadam na niej i czekam, aż Bieber zajmie miejsce obok mnie.
-Okej.- klaszcze w dłonie i przeciąga roztrzepane włosy. -Nie zdziwię się, jeśli po moich..
-Justin, kurwa mów!- nie wytrzymuję tego napięcia i przerywam mu. Po raz ostatni spogląda prosto w moje oczy. Widzę, że jest mu cholernie ciężko to powiedzieć.
-Jeremy to mój ojciec. Biologiczny ojciec.
Od autorki: Witam kochani! Mam nadzieję, że pod tym rozdziałem pojawi się więcej niż 11 komentarzy... :( Co myślicie na temat tego rozdziału? Spodziewaliście się takiego obrotu akcji? Plus te halucynacje Seleny.. Chyba nie jest z nią w porządku. Czekam na Wasze opinie! Im więcej komentarzy, tym szybciej rozdział. Pamiętajcie, że możecie na bieżąco dowiadywać się o rozdziale pod hasztagiem #EndOfTheRoadJBFF na twitterze! Zawsze przed rozdziałem pojawia się dawka spoilerów. :) Do następnego misie! ♥
#EndOfTheRoadJBFF
CZYTASZ=KOMENTUJESZ.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz! pozdrawiam <3 mam nadzieje że szybko pojawi się następny! :3
OdpowiedzUsuńJezu! Sean ale chuj !(--〆)
OdpowiedzUsuńSel nie strać Jsutina ! Jeju ale się pokręciło ⊙﹏⊙
O matko ale zwrot akcji :0 czeeeekam ze zniecierpliwieniem na nn :*
OdpowiedzUsuńCzekamy na next <3
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystko w jeden dzień :)
OdpowiedzUsuńjak zwykle nie zawiodłaś <3 bardzo dobry rozdział i czekam oczywiście na więcej <3
OdpowiedzUsuńŚwietne ! Czekam na następny !
OdpowiedzUsuńZakochalam sie w tym jak piszesz. Koniecznie musisz kontynuowac to.
OdpowiedzUsuńPo tych dwoch ostatnich rozdzialach tak sie zzylam z bohaterka tej ksiazki, ze az sama nie wierze. Jestes tak bardzo genialna!! <3 pozdrawiam i zycze powodzenia :)
Świetny rozdział kochana ❤️
OdpowiedzUsuńPisz szybciutko nowy :*
Fantastyczny rodział ! Nie mogę się dczekać następnego ❤
OdpowiedzUsuńDziwi mnie to że Jus i Selena czasem są tacy słodcy i zachowują się jakby byli razem a czasem pieprzą się z innymi. Oni powinni być razem, no! ;)
OdpowiedzUsuńBywały lepsze ale ciekawy zwrot akcji
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie, od wczoraj przeczytane za jednym zamachem ;)
OdpowiedzUsuńZnalazłam ostatnio to ff i sie zakochałam :) Co ile dodajesz rozdziały ? Spodziewałam sie tego ...
OdpowiedzUsuńKocham to
OdpowiedzUsuńTego się nie spodziewałam :o czekam niecierpliwie na następny rozdział !
OdpowiedzUsuńKiedy kolejny? Awww ♡
OdpowiedzUsuńNoooowy rozdział proszę :'D
OdpowiedzUsuńKiedy nowy? :(
OdpowiedzUsuńWow! Znalazłam tego bloga jakieś 3 godziny temu i przeczytalam wszystkie rozdzialy. Piszesz genialnie! Nie mogę się doczekać następnego :)
OdpowiedzUsuńKolejny rozdział ?^^
OdpowiedzUsuńO CHUJ CHODZI Z TYM "*CZYTAJ PRZY TYM*"
OdpowiedzUsuń