poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Rozdział 4.



~***~

Siedzę dalej w tej samej pozycji i włóczę drugą nogą o posadzkę. Co chwilę spoglądam na Justina, który aktualnie rozmawia z kimś przez telefon. Rzuca kilka wyzwisk i przekleństw, zaciska dłonie w pięść i uderza w ścianę. Coś bardzo go denerwuje. Nie chcąc się narażać zaczynam iść w stronę garderoby. Siadam przed wielkim lustrem i sprawdzam swojego smartphone. Jest SMS od Archibalda, ale jakoś nie mam potrzeby, by go odczytać. Zamiast tego rzucam urządzenie na blat i obserwuję swoje odbicie. Zmęczone spojrzenie, worki pod oczami i blada twarz. Nie wyglądam jak materiał do robienia zdjęć. Dostrzegam gumkę, którą błyskawicznie chwytam do ręki. Przeciągam twarz po raz kolejny z nadzieją, że zyskam trochę młodzieńczego blasku. Kiedy jednak nic się nie poprawia, chwytam włosy i związuję je w niesfornego boba przy szyi. Zdejmuję z siebie marynarkę i szybko zakładam stanik, z nadzieją, że nikt mnie nie widzi. Potem naciągam spodnie i zaczynam zmywać makijaż. Wtedy słyszę pukanie do drzwi. Odwracam się w ich stronę, a do środka niepewnie wchodzi szatyn.
-Przepraszam za ten telefon, ja...
-Nie musisz mi się tłumaczyć.- przerywam i odwracam się z powrotem do lustra. Przejeżdżam wacikiem po powiece i ścieram grubą warstwę cienia.
-Czemu się przebrałaś?- podchodzi bliżej i siada na czerwonej, skórzanej kanapie po mojej lewej stronie. Czuję palące spojrzenie, jakim mnie obdarowuje. Przełykam ślinę, prostuję się i spoglądam na niego.
-Nie mów, że nie zauważyłeś tych worków...- wzdycham, wskazując palcem na miejsce pod oczami. Bieber unosi brew, próbując coś dostrzec, ale ostatecznie znów opada plecami na bok sofy. -Faceci..
-Facet, który robił ci zdjęcia wcale ich nie dostrzegał.- uśmiecha się triumfalnie, na co ja wywracam oczami. -To jak z tą kawą?
-Nie dasz mi spokoju, tak samo, jak wtedy, z odwózką, prawda?- kiwa głową w odpowiedzi, a z ust wylatuje głośne westchnięcie. Skupiam się na zmyciu resztek makijażu i kiedy jestem już czysta, odwracam się do Justina. Mrugam kilka razy, ciągle zastanawiając się, czy to dobry pomysł. Ostatnio nie myślę zbyt długo nad tym, co robię, więc w momencie się godzę. W oczach szatyna wita nieznany mi blask, co przez chwilę mrozi krew w moich żyłach. Tak, dosłownie się go boję. Wygląda jak wampir tuż przed swoim świeżym obiadem.
-Przerażasz mnie...- chwytam torbę i wychodzę z pomieszczenia. Rozglądam się za siostrą, której nigdzie nie widzę. Zdenerwowana wyjmuję telefon i piszę jej krótką wiadomość. Nie szczędzę słów, ponieważ denerwuje mnie takie zachowanie. Skoro jest moją menadżerką, to powinna tu być do końca, bo co, jeśli by mi się coś tu stało? Oh! Jenna naprawdę zachowuje się jak takie duże dziecko.
Wychodzimy z magazynu, a Justin zamyka go na klucz. Wrzuca go do kieszeni i całkowicie się rozluźniając idzie tuż obok.
-Opowiedz coś o sobie.- rzuca nagle, a ja śmieję się pod nosem.
-Co mam ci opowiadać?
-Próbuję cię poznać. Udaję dobrego chłopaczka. Dajesz maleńka! Nie wiem, twój ulubiony film?- zastanawiam się chwilę nad wyborem, który jest naprawdę trudny.
-Seria "Szybcy i wściekli".- odpowiadam, a on aż się zatrzymuje.
-Żartujesz?! Ty i Diesel czy Walker?- jest tak zaskoczony, jakbym właśnie powiedziała, że jestem zakonnicą. -Wydajesz się być taką, co siądzie przy dobrym romansidle.- przyznaje.
-Czy ja powiedziałam, że ich nie oglądam? Oglądam, ale nie tak często jak szybkich i wściekłych.- wzruszam ramionami i idę dalej przed siebie. Justin milczy, co daje mi ogromną satysfakcję. Wyglądam jak dziewczyna, którą da się szybko zranić? Cóż, ostatnio po rozstaniu z Nathanielem jakoś nie byłam specjalnie przygnębiona.
-A ty jakie filmy lubisz?- pytam w końcu, kiedy się nie odzywa.
-Sęk w tym, że te same, co ty.- śmieje się pod nosem, a ja przez moment myślę, że robi to specjalnie, by mi się przypodobać.
-Doprawdy?- zatrzymuję się i spoglądam w jego karmelowe tęczówki. -W której części umiera Letty?
-Wiedziałem, że o to zapytasz.- siada na pobliskiej ławce i zarzuca ręce na jej oparcie. -Szybko i wściekle.- mówi spokojnie, a na mojej twarzy wita spokojny uśmiech. Czyli jednak nie kłamie.
-Nie lubię, jak człowiek oszukuje, a przyłapałam cię na tym kilka razy, dlatego sprawdzam.- tłumaczę, a on klepie miejsce obok, dając jasno do zrozumienia, bym usiadła. -Mieliśmy iść na kawę.- szatyn kręci rozbawiony głową i wstaje z ławki. Ruszamy do pobliskiej kawiarni. W między czasie ciągle dyskutujemy na temat muzyki i filmów. Kto by powiedział, że będziemy mieć tak podobne gusta?
-Cholera, to ja myślałem, że mam do czynienia z typową laską z Manhattanu, która uwielbia zakupy, szpilki, romansidła i Beyonce albo Rihanne.
-Ej! Je też lubię!- przerywam oburzona porównaniem. -I za dużo myślisz.. O mnie.- poruszam brwiami, na co on zaczyna się śmiać.
-Mówiłem, że o takich ustach ciężko zapomnieć.- wlepia swoje palące spojrzenie w moje wargi, a ja aż odwracam głowę w bok, by przed tym uciec. Wzdycham ciężko, uspokajam oddech i prostuję się. Upijam łyk kawy, rozglądam się po pomieszczeniu, a potem stukam paznokciami o blat, czując się coraz dziwniej.
-Słyszałem, że Wiz Khalifa ma dawać koncert w przyszłym tygodniu w Barclays Center.- zaczyna i bawi się kubkiem.
-Oo, fajnie. Może się wybiorę.
-Ten twój ex słucha takiej muzyki?- pyta zaskoczony i unosi brew do góry. Spoglądam w jego stronę i wzruszam ramionami obojętnie.
-Nie mówię, że z nim. Swoją drogą nie, nie słucha.
-Więc z kim?- jego ciekawość zaczyna wyprowadzać mnie z równowagi.
-Za dużo chciałbyś wiedzieć.- mruczę i kończę kawę. Wstaję, chwytam katanę i zaczynam iść w stronę wyjścia. Justin rusza za mną i idzie krok w krok. Otwiera przede mną drzwi i przepuszcza mnie w nich. Macham w stronę nadjeżdżającej taksówki, która i tak się nie zatrzymuje.
-Ugh!- wypuszczam na zewnątrz całą frustrację, która się we mnie zebrała.
-Odwiozę cię.- mówi w końcu Justin i zaczyna bawić się kluczykami w ręce.
-Nie ma takiej potrzeby.- w duchu zaczynam przeklinać rodziców za to, że nie mam prawa jazdy i samochodu. Gdyby byli bardziej zainteresowani moim życiem, już dawno woziłabym się cudownym, nowym dodge chargerem.
-Chodź..- chwyta delikatnie moją dłoń i zaczyna ciągnąć w swoją stronę. Czując jego skórę oddech przyspiesza. W końcu się zgadzam. Czemu nie?

~***~

Wchodzę do mieszkania i nikogo nie ma w środku. Rozglądam się dookoła i nic, prócz ciszy nie dobiega do moich uszu. Ignorując tą dziwną pustkę, ruszam do kuchni. Wlewam sobie soku i od razu go piję. Stoję chwilę w miejscu i czuję, jak mój żołądek nieprzyjemnie się zaciska. Wyciągam telefon i dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego, że od momentu, kiedy Justin wszedł do garderoby on był wyłączony. Pospiesznie go włączam i chwilę czekam, aż przyjdzie jakakolwiek wiadomość. Serce wali jak szalone, a ja modlę się w duchu, żeby nikomu nic się nie stało. W naszym domu nigdy nie jest pusto. Zawsze ktoś się tu kręci. Jak nie Melanie, to Jenny, a w ostateczności rodzice. A teraz? Jestem sama w tym ogromnym mieszkaniu i nie wiem, co się dzieje z resztą. Siostra powinna wrócić po sesji od razu do domu i na mnie czekać, a jej tu nie ma. Rodziców prawie zawsze nie ma, więc to nie nowość. Natomiast Melanie u nas mieszka, dlatego czuję niepokój, kiedy nikogo nie zastaję. Wpadam w paranoję. Pewnie poszła na zakupy, a Jenny musiała jechać do pracy. Idiotka ze mnie.
Ruszam do pokoju, rzucam torbę w kąt i mam ogromną ochotę obejrzeć którąś z części mojego ukochanego Fast&Furious. Bez zastanowienia podchodzę do telewizora, włączam go i uruchamiam blu-ray'a. Z komody wyjmuję szóstą część i wkładam do napędu. Ruszam wziąć szybki prysznic i w spodenkach oraz luźnej koszulce kładę się na łóżku i zaczynam oglądać.
Zasypiam...
Budzę się dopiero kilka minut po dwunastej, następnego dnia. Nawet nie wiem, jak mogłam tyle przespać. To ponad 18 godzin snu! Nie da się tyle spać, to nieludzkie. Powinnam zostać za to zamknięta, albo coś...
-O! Wstała panienka.- słyszę głos gosposi. Unoszę głowę do góry i widzę starszą kobietę stojącą w drzwiach z przyjaznym uśmiechem wymalowanym na twarzy.
-Tak, dosłownie przed momentem się obudziłam.- przecieram zaspane oczy i dźwigam się do góry.
-Ma panienka gościa, Nathaniel przyszedł.
-Wpuść go.- mówię i podciągam pościel pod same pachy. W tej chwili mój telefon wibruje.

OD: NieznanyGODZ: 12:14Zdjęcia wyszły niesamowicie! Koniecznie musisz je zobaczyć. Ale to dopiero początek. Miłego dnia shawty, Justin.

Mrugam kilka razy i nagle słyszę chrząknięcie. Podnoszę wzrok w stronę drzwi i widzę spokojnego Archibalda. Uśmiecham się do niego i klepię miejsce obok. Zdejmuje kurtke, siada i spogląda na mnie.
-Słyszałam, że byłaś na kawie z tym.. Jak mu tam? Justin?- pociera swoje dłonie i wlepia wzrok w podłogę.
-I co w związku z tym? Nie jesteśmy razem...- wzdycham i osuwam się w dół. -Nate, nie zrozum mnie źle, ale po prostu nie czuję już tego. Nie wiem, starałam się, ale dotarło to do mnie, kiedy..
-Kiedy się z nim przespałaś?- wtrąca się, a ja aż podnoszę się do góry i patrzę na niego jak na zjawę.
-Przepraszam, co?- mrużę oczy i zaciskam ręce w pięść.
-Nie udawaj, Selena. Owszem, pocałowałem Jessice, ale się z nią nie pieprzyłem. Nowy Jork może i jest dużym miastem, ale ściany mają uszy, skarbie.- puszcza mi oczko, a ja wybucham.
-Oh, doprawdy? No cóż, owszem. Spałam z nim, a wiesz, co ci jeszcze powiem? Że było fantastycznie. A to dopiero początek, bo z tobą już skończyłam.- czuję narastającą satysfakcję, więc nie szczędzę słów. -Masz zamiar mnie teraz o coś obwiniać? To TY rozpieprzyłeś nasz związek. Byłam ci wierna, a z Justinem przespałam się, kiedy nie byliśmy razem.
-No tak, bo ty pieprzysz każdego nowo poznanego faceta.- nie wytrzymuję i go uderzam. Furia. To ona teraz dowodzi moim ciałem. Uderzam go drugi raz, a w oczach błyszczą łzy. Nie ze smutku, ze złości.
-Jesteś skończonym idiotą. Pierdól się!
-Czego ty ode mnie oczekiwałaś, co? Czego ty w ogóle chcesz od życia? Dziewczyno, zrozum, że nie będę na każde twoje zawołanie. Ty dla mnie nie byłaś, nigdy.
-To moje życie, palancie! Wiedziałeś, w co się pakujesz. Znasz mnie od dziecka! Nie miej pretensji, że nie zawsze miałam czas na twoje plany! Zresztą, mam to w dupie.- wyrzucam ze złości ręce.
-Huh?
-Wynoś się.- rzucam i pocieram niespokojnie czoło dłonią, bojąc się, że zaraz pobiję go jeszcze bardziej. Archibald patrzy na mnie i nadal siedzi. -Głuchy jesteś? Wynoś się stąd.- wrzeszczę, a on w końcu wstaje i wychodzi. Trzaskam drzwiami i ruszam po telefon. Jedyna osoba, której mówiłam to Taylor. Nie sądzę, by Justin znalazł Nate'a i mu o wszystkim powiedział. Dzwonię do blondynki, która już po dwóch sygnałach odbiera telefon.
-Powiedziałaś mu?!- wrzeszczę, a łzy cisną się do oczu.
-Ale o co chodzi?- pyta wystraszona, a ja opowiadam jej o wszystkim. Na końcu się rozklejam. -Kochana, ja ci przysięgam, że nic mu nie powiedziałam! Zwariowałaś?! Przecież dobrze wiesz, że twoje sekrety zawsze są u mnie bezpieczne!- tłumaczy się, a ja sama nie wiem, co mam o tym myśleć. Nim zdążę coś powiedzieć, dziewczyna się rozłącza. Przecież to oczywiste, ona nigdy nie powiedziałaby komuś czegoś tak ważnego dla mnie. Jak mogłam być tak głupia i ją o coś takiego podejrzewać? W tej samej chwili słyszę, jak drzwi się otwierają i w pokoju wita zdyszana Swift. Wstaję na równe nogi i po prostu ją przytulam. Zaczynam łkać jeszcze bardziej. Przepraszam ją za wszystko i na nowo opowiadam, co się od wczoraj wydarzyło.
-O matko! Poważnie? Skoro wspomniał o koncercie, to kto wie, czy cię na niego nie zaprosi!- woła podekscytowana, a ja smarkam i wyrzucam chusteczkę do kosza.
-Proszę cię... Nie chcę nawet o tym myśleć, zresztą on powiedział o tej nocy Nate'owi. Przegiął.- rzucam zdenerwowana i związuję włosy w kucyk. Przyjaciółka tylko piorunuje mnie wzrokiem i widzę, że najchętniej rzuciłaby we mnie poduszką.
-Dziewczyno, Nate dobrze mówił! Ściany mają uszy. Nie pamiętasz tego, jak trafiłaś do niego do domu, więc kto tam wie, czy nie spotkałaś kogoś z naszej szkoły? Wystarczy się rozejrzeć, tu każdy plotkuje!- wyrzuca zdenerwowana ręce w górę, a ja ją obserwuję. -Daj szansę Justinowi, bo wydaje się być naprawdę spoko. A z opisów wnioskuję, że to niezłe ciacho.- porusza brwiami, a ja jęczę poirytowana i padam do tyłu wprost na poduszki. Czy ona czasem może zachować komentarze dla siebie?
Melanie woła nas na obiad, więc schodzimy na dół i siadamy w jadalni. Naszym zwyczajem jest wspólny posiłek w przeciągu weekendu. Raz jest to sobota, raz niedziela, raz kolacja, a raz obiad. Znamy się od dziecka i już od małego miałyśmy takie spotkania. Nasze matki przyjaźniły się od liceum, znaczy dalej się przyjaźnią, tylko mniej. Same tak robiły, ale kiedy moja zaczęła podróżować ze swoimi książkami, nie miała już na to czasu.
-Smacznego!- wołam i wbijam widelec w spaghetti. Ciągle plotkując pochłaniamy posiłek. W końcu pojedzone wędrujemy na górę i zaczynamy myśleć nad balem, którego jesteśmy organizatorkami.
-DJ to wspaniały pomysł. Poszukajmy czegoś na necie, znajdziemy kogoś dobrego.- Taylor porywa mojego laptopa i od razu go uruchamia. Chwilę potem szukamy kogoś, kto nie bierze dużo, a gra dobre kawałki. Widząc po raz dziesiąty polecanego tego samego DJ'a, decydujemy się do niego zadzwonić. Bal jest za dwa tygodnie, dlatego musimy jak najszybciej to zorganizować. Po kilku sygnałach odbiera jakaś młoda kobieta. Przedstawia się jako Dakota i jak się okazuje, to ona jest tym muzykiem. Całkiem szybko dogadujemy się co do sobotniej imprezy i kończymy rozmowę. Teraz tylko dekorację, a wszystko jest załatwione. Po dłuższych przemyśleniach dochodzimy do wniosku, że najlepiej będzie, gdy wynajmiemy firmę, która się zajmuje takimi rzeczami. Kiedy wszystko dopięte jest na ostatni guzik, padamy na łóżku i patrzymy w sufit.
-A teraz najgorsze...- wzdycha blondyna i zasłania twarz rękami. -Kreacje.- mamrocze.
-Nie panikuj. Ileż to iść do galerii i coś kupić?
-Sęk w tym, że chcę wyglądać jak księżniczka. Chcę zostać królową balu, oh Gomez wiesz o co chodzi. Uwielbiam te klimaty.- podnosi się i patrzy na mnie z góry. To prawda. Odkąd pamiętam to ona grała rolę księżniczki, a ja byłam rycerzem, czy coś w tym stylu. To nie tak, że jestem chłopczycą, bo ewidentnie nie można mnie tak nazwać, ale wolałam tą rolę, niż wytapetowanej, sztucznej księżniczki, która sama nie umie nic zrobić i każdy za nią pracuje.
-Wiem, wiem Swift. Coś wykombinujemy.- puszczam jej oczko i słyszę dzwonek telefonu. Nie patrząc na to, kto dzwoni odbieram.
-Hej shawty...- ochrypły, ściszony głos Justina rozbrzmiewa w moich uszach. Przełykam ślinę, od razu poważniejąc. Podnoszę się do góry, opieram plecy o poduszki i podsuwam pod brodę kolana, by móc na nich oprzeć głowę. -Dzwonię, by powiedzieć, że będę za pięć minut u ciebie ze zdjęciami.- kontynuuje, a moje oczy wręcz wypadają z oczodołów.
-CO?- prawię krzyczę i tym samym zyskuję stuprocentową uwagę przyjaciółki. -Jak to, przyjeżdżasz?!
-Normalnie. Siostra powiedziała, że siedzisz cały dzień w domu, więc postanowiłem zrobić ci niespodziankę. A znając was, kobiety, wolałem zadzwonić, niż wpaść bez zapowiedzi i słuchać godzinnego lamentu z powodu twojego ubioru. Do zobaczenia, shawty.- połączenie zostaje przerwane. Rzucam błyskawicznie telefon na łóżko i zrywam się na proste nogi.
-Co się dzieje?!- pyta zdezorientowana Taylor, a ja biegam po całym pokoju nie wiedząc, co robić.
-Justin tu jedzie!

Od autorki: Witam! Koniec wakacji zbliża się coraz szybciej. Tak straasznie nie chcę wracać do szkoły. Przede mną egzaminy zawodowe, a co za tym idzie- mniej czasu na blogi. To straszne, ale co poradzić? Zresztą, co ja Wam będę o szkole pisać. Zamówiłam szablon na bloga, więc teraz cierpliwie czekamy na ZMIANĘ! Prawdopodobnie pojawi się też zwiastun tego opowiadania, ale to jeszcze nie jest pewne. Wracając do rozdziału- co o nim sądzicie? Pisałam go... Łącznie chyba 3 dni. Miałam 2 różne rozdziały, które się od siebie całkowicie  różniły. Nie wiedziałam, który lepszy, ale ostatecznie wybrałam ten. Mam nadzieję, że Wam się mimo wszystko spodobał i zostawicie po sobie komentarz. Zapraszam również na Wattpad. W sumie to tyle. Korzystajcie na maxa z ostatnich dni wakacji. Cieszcie się słońcem. Love, xoxo Claudia ♥

czytasz=komentujesz

wtorek, 18 sierpnia 2015

Rozdział 3.



~***~

Wpadam do mieszkania i ignorując gosposię ruszam na górę. Rzucam torbę z książkami w kącie pokoju i padam na łóżko. Zamykam oczy i w tej chwili nie wiem, co ze sobą zrobić. Wszystkie emocje zaczynają się zlewać. Nie potrafię określić tego, co czuję do Archibalda. Wiem, że to nie to samo, co na początku- nie ma pasji i chęci do odnawiania uczuć. Jest najzwyklejsza sielanka. Żyje nam się dobrze, ale czy nie lepiej by nam było jako przyjaciele? Skąd ten pomysł Gomez? Od dziecka myślałaś o ślubie z Nathanielem, a teraz, kiedy pojawił się Justin, nagle te plany zmieniasz? Oj, Selena. Co się z tobą dzieje? gani mnie głos w głowie, a ja aż zaczynam piszczeć w poduszkę. Zamknij się, cholerny głosie! Doprowadzasz mnie do szału!

~***~

Opuszczam szkolne mury i cieszę się, że nadszedł upragniony weekend. Idąc chodnikiem ostatni raz myślę o sesji. Jenny trajkotała mi o tym przez cały czas- robiła wszystko, abym się zgodziła. Widziała w tej sesji coś, czego nie potrafiła wyjaśnić. Była tak zdeterminowana, że prała mi ręcznie bieliznę, co przechodziło już ludzkie pojęcie. Tak, zgadzam się na tą sesję. Nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale raz się żyję. Jedyne, co muszę zrobić, to ostrzec Justina, aby trzymał język za zębami, w przeciwnym razie poczuje jak smakuje beton.
-Hej Jenny!- wołam, kiedy tylko przekraczam próg budynku. Blondynka od razu owija mnie swoimi chudymi ramionami i kieruje w stronę windy.
-Powiedz tylko, że masz dla mnie dobre wieści...- bełkocze, gdy drzwi się zasuwają. Trwam w ciszy, próbując wyprowadzić ją z równowagi, a chwilę potem wybucham śmiechem i kiwam energicznie głową. Niebieskooka rzuca się po raz kolejny na szyję i wręcz piszczy. Że niby ona jest starsza? Okej, może rocznikowo, ale jej umysł jest na poziomie podstawowym.
-No, już..Już!- klepię ją po plecach i próbuję wytargać z uścisku. Wreszcie idziemy do jej biura i siadamy wygodnie na skórzanej sofie po lewej stronie pomieszczenia. Jenny wyjmuje telefon i wykręca pośpiesznie numer do Justina.
-Witam Bieber, z tej strony Gomez.- mówi spokojnie z uśmiechem na twarzy. Policzka oblewają się czerwienią i dopiero teraz dochodzi do mnie, jak bardzo się stresuję. Nie wiem, co to ma być za sesja. Mam nadzieję, że na akta się nie godzę... Uh, aż serce pcha się do góry, by je wypluć.
-Jutro, Brooklyn, dwunasta? Dobrze. Będziemy.- rozłącza się i mruga kilka razy w moją stronę. Zdziwiona wyrazem twarzy pociera ramię w ramach pocieszenia i odstawia telefon na szklaną ławę przed nami.
-Będzie dobrze mała, spokojnie!- woła i wstaje. Daje mi do zrozumienia, że ma parę zadań do zrobienia, dlatego muszę iść. Chwytam więc swoją granatową marynarkę i wychodzę z pomieszczenia. Czuję wibracje w kieszeni, więc unoszę go do góry i spoglądam na wyświetlacz.

OD:Nieznany
GODZ: 04:17
Do zobaczenia jutro. 

Wzdycham z poirytowaniem wiedząc, że to SMS od Justina. Wchodzę do windy, opieram się o zimną ścianę pomieszczenia i zamykam oczy. Delektuję się ciszą, jaka mnie otacza i cicho oddycham. Odpisać? Nie odpisywać? Na niewidzialnej kartce zaczynam wypisywać plusy i minusy tego, co zamierzam zrobić, po czym nie analizując tego dłużej, wyciągam z kieszeni iphona i wystukuję krótką odpowiedź.

OD:Ja
GODZ: 04:21
Mam nadzieję, że nie będę tego żałować.

Klikam "WYŚLIJ" i w tej samej chwili otwiera się winda. Wychodzę z niej i od razu napotykam zdezorientowane spojrzenia pracowników, których znam od dziecka. Patrzę na Margaret, potem na Izabelle i każda ma uniesione ze zdziwieniem brwi. Co jest nie tak?
-Mam coś na twarzy?- pytam przypadkowego człowieka, którego mijam, a on nic nie mówiąc po prostu odchodzi. Wyjmuję telefon po raz któryś tam w przeciągu godziny i włączam przednią kamerkę. Na twarzy malują się ogromne rumieńce. Jeśli ktoś się na mnie spojrzy, to pierwsze co zobaczy, to dwie czerwone plamy po jednej i drugiej stronie. Wyglądam co najmniej tak, jakby ktoś mnie spoliczkował. Zdezorientowana całą tą sytuacją mknę do łazienki i z torebki wyjmuję puder. Nakładam go na zaczerwienioną skórę i spoglądam w odbicie. Ale co tak właściwie się ze mną stało?

OD:Nieznany
GODZ: 04:25
Nie wiedziałem, że moje spojrzenie tak na Ciebie działa. Będę mieć buraka na zdjęciach.

Odczytuję wiadomość i mrugam kilka razy w odbicie, a potem znów patrzę na ekran. Kiedy on mnie widział? Mijałam go gdzieś? Nie napotkałam się na niego, więc jak... Zresztą, to na pewno nie przez niego. Wychodzę z łazienki i spuszczając głowę w dół nie patrzę przed siebie. Chcę jak najszybciej wyjść na zewnątrz. Oczywiście, los mi dziś nie sprzyja i jakby to było do przewidzenia, wpadam na Justina. Chwyta mnie za ramiona i przytrzymuje, bym nie potknęła się o własne nogi. Odrzucam ręką włosy, które opadły na twarz i spoglądam w jego karmelowe tęczówki.
-Gdzie rumieńce?- chichocze, a ja zaciskam dłonie w pięść i jestem gotowa go uderzyć, kiedy słyszę głos siostry. -Cześć Jenny!- spogląda mi przez ramię i macha w jej stronę.
-Selena? Co ty tu robisz?- pyta zaskoczona i zmieszana jednocześnie.
-Wracam do domu?- omijam ich i wychodzę. Ciepłe powietrze od razu rozwiewa czekoladowe fale na wszystkie strony. Rozglądam się za taksówką i macham ręką w stronę najbliższej, która jedzie w stronę Manhattanu. Wsiadam, podaję adres i po prostu odpływam w utworach, które lecą w słuchawkach.

~***~

Jenny wróciła późno w nocy i to nie sama. Naprawdę chcę się mylić, bo jeśli mam rację, to chyba zwymiotuję. Tylko nie wiem, na kogo będę bardziej zła- czy na nią, czy na Justina? Jenny nie ma pojęcia o tym, co się między nami wydarzyło, a Justin o tym doskonale wie i powinien zahamować swoje popędy seksualne. Błagam... Trzeba być palantem, żeby pieprzyć obie siostry. Grunt, że nie jednocześnie Gomez. krzyczy głos w mojej głowie, a ja wręcz duszę się powietrzem, które nagle nabieram do płuc. Jest kilka minut po trzeciej, a ja nadal nie mogę spać. Świadomość, że za ścianą może być Justin jest nie do zniesienia. Kręcę się z boku na bok i błagam Boga o sen. Zmęczenie coraz bardziej dawało się we znaki, a jeśli nie będę wypoczęta, to na sesji na pewno nie zaprezentuję się tak korzystnie, jak chce Jenny. Przy którymś obrocie usypiam, co jest zbawieniem od narastających obaw.
Budzik rozbiega się z prędkością światła po pokoju. Macam dłonią półkę, ale na niej nie ma telefonu, więc wyciągam drugą rękę i szukam go na poduszce. Wyłączam go i nakładam na głowę poduszkę, chcąc jeszcze usnąć. W tej samej chwili jednak do pomieszczenia wchodzi gosposia. W rękach ma tacę ze śniadaniem i najnowszą pocztę. Stawia to na półkę i lekko szturcha moje ramię. Miauczę cicho, dając do zrozumienia, że nie spałam za dobrze i znów naciskam na głowę poduszkę.
-Panienka powinna się przygotować do sesji. Jest dziesiąta trzydzieści.- mówi w końcu, a ja poirytowana wywlekam swoje ciało spod materiału i siadam przed tacą. Dziękuję jej za przygotowanie posiłku i obserwuję, jak odchodzi. Chwytam tosta, gryzę kawałek i wolną ręką zaczynam przeglądać listy. Wszystko to podziękowania od fotografów, z którymi pracowałam. Nic, co mnie bardziej zainteresowało. Wrzucam je więc do szuflady i upijam łyk zielonej herbaty. Wstaję i kieruję się do garderoby. Słyszę pukanie do drzwi, a potem cichy głos przyjaciółki. Wystawiam rękę na zewnątrz, pokazując gdzie jestem i dalej zastanawiam się nad strojem.
-Bielizna musi być sexy!- woła na początek i przepycha się do przodu. Staje przed szufladą i zaczyna grzebać w środku. Wyjmuje czerwone, koronkowe stringi i stanik do kompletu.
-Czy ja idę na dziwkarski pokaz?- unoszę brew i patrzę na szmatki w jej rękach. -I tak w tym nie będę. A bielizna musi być odpowiednio dopasowana, więc odpuszczamy te twoje seksowne rady.- chichoczę, wyrywam jej komplet i wrzucam z powrotem do szuflady. W zamian za to wyciągam cielisty stanik bez ramiączek i takiego samego koloru bokserki.
-Stresujesz się?- pyta, siadając na białej leżance w kącie garderoby.
-Teraz? Jest mi wszystko jedno. Wczoraj się stresowałam.- wzruszam ramionami i biorę do ręki biały t-shirt, jeansy z dziurami i ruszam do łazienki. Po dwudziestu minutach wychodzę i siadam na łóżku, by dokończyć śniadanie. Taylor zajmuje miejsce obok i porywa tosta.
-Pisz mi jak i co, okej?- pyta, a ja potakuję i wywracam oczami, kiedy słyszę, że czas się zbierać. Przepraszam blondynkę za brak czasu dla niej i biegnę umyć zęby. Zabieram podręczną torebkę, do której wrzucam klucze, telefon, portfel i słuchawki i mknę na dół. Jenny stoi sama, nadzwyczaj uśmiechnięta i zrelaksowana. To na pewno była sprawka Justina. Musiał spędzić z nią noc, a jej było dobrze... FU! O czym ja myślę?! Ganię się za te obrzydliwe wyobrażenia i sztucznie uśmiecham się do siostry.
-Gotowa?- kiwam tylko głową i chcąc już być po wszystkim, znów zamykam się we własnym świecie muzycznym i SMSuje z Archibaldem.
Około południa jesteśmy już na miejscu. Rozglądam się dookoła i widzę zwykły magazyn. Przez chwilę mam wrażenie, że kierowca pomylił adresy, ale kiedy masywne drzwi otwierają się przed nami szeroko, dociera do mnie, że to po prostu dobrze urządzone miejsce na zdjęcia. No tak, czego się miałam spodziewać? Justin NIE JEST fotografem.
-Hej Juss!- Jenny nagle ląduje w jego ramionach, a ja mam ochotę zwrócić śniadanie. Poważnie? Oni mają zamiar się tak zachowywać na moich oczach? Justin jest już skończony.
-Witaj Jenny. Hej Sel.- podchodzi do mnie i chce mnie przytulić, a ja cofam się na krok i naklejam wielki, sztuczny uśmiech na twarz i błyskawicznie wyciągam przed siebie rękę.
-Cześć Justin.- trzepoczę rzęsami i spoglądam na zdezorientowaną siostrę. Ignoruję to i rozglądam się dookoła. Makijażystka, fryzjerka i stylistka już na mnie czekały. Doskonale je znałam- Penelopa, Julia i Leila. Towarzyszyły mi przy sesji do Elle. To jest moim pocieszeniem. Jedyne profesjonalne tu osoby, z którymi mogę porozmawiać.
-Selena!- krzyczą równocześnie i otaczają mnie ramionami. Grupowy uścisk jednak szybko się rozlatuje, bo przy nas zatrzymuje się Justin. Daje polecenia kobietą, a one tylko potakują i spoglądają co chwilę na moją sylwetkę. Dyskutują, a potem idą na kompromis.
-Dobrze, chodźmy cię pomalować.- Penelopa chwyta mnie za ramiona i prowadzi w stronę wysokiego krzesła przed kwadratowym lustrem, pooświetlanym małymi żarówkami.
-Od kiedy ty pracujesz dla Justina?- pytam, kiedy zajmuję wskazane miejsce.
-Bieber? To mój dobry kolega i jestem mu winna przysługę, dlatego tu jestem.- wzrusza ramionami z uśmiecham, a ja potakuję jak gdyby nigdy nic i powtarzam jego nazwisko. Justin Bieber... Justin Bieber...
-Za dziesięć minut ma być gotowa. Muszę ją uczesać!- woła Julia i już tupie ze zniecierpliwieniem swoim butem. Chichoczę, obserwując jej zachowanie w odbiciu lustrzanym i posłusznie wykonuję zadania, jakie daje mi Penelopa. Kiedy jestem gotowa, bacznie obserwuję swoje odbicie. Całkiem inna osoba- mocno podkreślone oczy eyelinerem i cieniem do powiek, sztuczne rzęsy, matowe usta i dobrze wyregulowane brwi. I w momencie moje włosy pociągnięte są do tyłu. Jęczę cicho, a Julia chichocze.
-Przepraszam, ale byłaś nieobecna.- tłumaczy, a ja wywracam oczami. Zaczyna je czesać, a potem psika jakimiś preparatami, które ochronią je przed temperaturą suszarki, lokówki, czy czego ona tam użyje. Zmacza całe włosy i zaczesuje je do tyłu. Nie robi przy nich za dużo. Zostawia w naturalnych lokach jakie się potworzyły. Na koniec Leila porywa mnie do garderoby, gdzie ubiera mnie w czarny strój kąpielowy, który ma paski przez środek klatki piersiowej. Do tego na ramiona zarzuca czarno białą marynarkę w paski i złoty łańcuch na szyję. Wychodzę gotowa w miejsce, gdzie robiona ma być sesja. Czarne tło, czarna podłoga i wszystko, na czym mogę siąść również czarne. Justin coś sprawdza przy aparacie, a ja czuję, jak mięśnie w dole brzucha się zaciskają. Stoi bez koszulki i widzę znów jego tatuaże. A wtedy przyłapuje mnie na obserwowaniu i z triumfalnym uśmiechem na twarzy zaczyna iść w moją stronę.
-Co się tak lampisz?- pyta, a ja wzdycham i wywracam oczami. -Podoba ci się to, co widzisz?
-Nie, możemy to mieć za sobą?- rzucam zdenerwowana, a on jest rozbawiony moją reakcją.
-Jak sobie życzysz, księżnisio.- mówi wysokim tonem i pcha lekko w stronę scenerii. Mówi mi, jak mam się ustawić, a wtedy pomieszczenie pustoszeje. Jestem sama z Bieberem, a serce wali jak szalone. Gotowe wręcz wyskoczyć z klatki piersiowej.
-Zarzuć włosami, zrób coś z nimi.- radzi, a ja robię to, co mówi. Zaczynam się nimi bawić i trząść we wszystkie strony. Widzę, jak w między czasie uśmiecha się w dziwny sposób- przez to zaczynam mieć dziwne mrowienie w brzuchu.
-Okej. Zaraz zjawi się tu drugi fotograf, który zrobi nam zdjęcia. Te są świetne. Jestem naprawdę niesamowita.- mówi i siada obok mnie. Wzruszam ramionami udając pewną siebie, a potem chichoczę. Całkowicie zapominam o tym, co on mógł robić z moją siostrą ubiegłej nocy. Tak dobrze mi się z nim rozmawiało i pracowało, że ta sesja mogła trwać i trwać.
-Co powiesz na kawę, jak skończymy?- pyta, a ja unoszę zaskoczona brew.
-Hm... Najpierw mnie pieprzysz, potem zachowujesz się jak kretyn i wariat, a teraz postanawiasz grać słodkiego romantyka, który znajomość zaczyna od kawy? Jesteś popieprzony!- śmieję się i zginam nogę, aby na niej siąść.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo.- mruży oczy i uśmiecha się jednoznacznie. -To jak będzie?
-Oh, to nie jesteś z moją siostrą?- pytam zaskoczona, a on marszczy brwi.
-Że co? Skąd ci to przyszło do głowy?
-Słyszałam was w nocy...
-Jesteś nawiedzona. Ty mnie już wszędzie widzisz i słyszysz.- nagle zaczyna się ze mnie śmiać, jak z jakiejś wariatki, a ja nie wiedząc o co mu chodzi patrzę na niego, jak na kretyna. -Nie byłem u twojej siostry. Musiałaś mnie z kimś pomylić. Pracowałem do późna tutaj. Ryan, drugi fotograf to potwierdzi.- dodaje, a ja czuję się jak ostatnia idiotka. Skąd mi to przyszło w ogóle do głowy?

Od autorki: Hejka! Przepraszam, że rozdział dopiero teraz, ale nie dość, że mnie długo nie było w domu, to ciągle mi coś wypadło. A kiedy miałam chwilę wytchnienia, to najzwyczajniej nie miałam pomysłu na rozdział. Stąd on jest... Dziwny. Naprawdę. Przepraszam, ale on jest wręcz beznadziejny. Dodaję go tylko dlatego, że nie wiem, jak przejść do dalszej akcji, więc po prostu przesyłam Wam to. Mam nadzieję, że nawet takie "coś" Was ucieszy. Pamiętajcie, że im więcej komentarzy, tym szybciej rozdział! Buziaki, Claudia ♥ 

czytasz=komentujesz

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Rozdział 2.



~***~

Kiedy wchodzę do mieszkania, Melanie od razu posyła nam przerażone spojrzenie. Kiwam tylko głową, dając jej jasno do zrozumienia, by się nie wtrącała i prowadzę Archibalda po schodach do swojego pokoju. Przejęta całą sytuacją mknę do łazienki i zabieram z niej apteczkę. Kucam przed szatynem i przejeżdżam wzrokiem po jego ranach. Rozcięta warga, zadrapania na szyi, lekki siniak na policzku i to tyle. Przynajmniej na razie. Nasączam wacik płynem i przykładam do ust. Ocieram szybko spływającą krew, obserwując reakcję Nate'a. Ten tylko patrzy na mnie z bólem w oczach, a moje wnętrzności zaczynają się nieprzyjemnie skręcać.
-Przepraszam za to, co ci się przytrafiło.- szepczę, drżącą ręką odgarniając kosmyk jego włosów z czoła. -To nie może się powtórzyć. Pójdę z tym na policję.- mówię i wrzucam waciki do kosza. Następnie naklejam plastry na miejsca większych ran i wzdycham, siadając obok niego.
-A potem cię znajdą i jeszcze zgwałcą. Oni są niepoczytalni.- mówi nagle całkowicie rozwścieczony. Zapewne, gdyby Justin był sam i mierzyłby się z Archibaldem, to ten drugi by wygrał.
-Nie przesadzaj. Damy radę.- śmieję się i przejeżdżam po jego szyi paznokciem. Zamyka oczy, czując przyjemne mrowienie, a chwilę potem otwiera je i spogląda na mnie.
-Co z nami będzie?- pyta, odwracając całe swoje ciało w moją stronę. Skrzywia się lekko z bólu i znów wierci mi dziurę w głowie. Wzruszam ramionami i przygryzam usta. Nie zapomniałam, co on zrobił. Tym bardziej, że przez tą sytuację doszło do... Spotkania z Justinem. Tego nie da się zapomnieć, szczególnie, kiedy on zjawia się ze swoimi buciorami w moim życiu.
-Dajmy sobie czas, okej?- oparta o jego ramię ręką, mierzwię włosy i uśmiecham się pokrzepiająco. Trwamy w ciszy. Nie mówimy nic, tylko patrzymy na siebie. Nagle Archibald zrywa się z miejsca i rusza w stronę drzwi. Ostatni raz odwraca się tuż przed nimi i macha mi ręką na pożegnanie. Robię to samo i kładę się na łóżku zmęczona przeżyciami z całego dnia. Nigdy w życiu nie miałam tak zwariowanej niedzieli! Ruszam po piżamę, rzucam telefon na biurko i idę wziąć prysznic. Po dziesięciu minutach zaczynam pakować zeszyty, z których się uczyłam i kładę się do łóżka. To był długi, męczący dzień...


~***~

Dzień w szkole zleciał mi bardzo szybko. Kolejne piątki do kolekcji i z wielką ulgą opuszczam mury szkoły. Wszyscy dziś plotkowali na mój temat. Ktoś podpatrzył scenę z parku, a potem puścił plotkę, że mój kochanek postanowił pobić aktualnego chłopaka. Tak mówią plotki, ale ani grama w tym prawdy. Justin nie jest moim kochankiem, a Archibald chłopakiem. Ten, kto puścił tą famę, musi mieć dość nudne życie towarzyskie, skoro skupia się na moim.
-Hej, Sel!- słyszę głos swojej przyjaciółki, której nie widziałam cały dzień. Jakim cudem? Przytulam ją na powitanie i odsuwam na odległość ramion. Uśmiech wkrada się na nasze twarze i chwytając się pod rękę idziemy w stronę Time Square na codzienną kawę. -Słyszałam te plotki.- mówi poważnie i wyjmuje telefon, by pokazać SMS'a od swojej koleżanki. Czytam jego treść i wywracam oczami.
-On nie jest moim kochankiem, litości. Czy my występujemy w "Seks w wielkim mieście" i mamy po 40 lat?- wzdycham poirytowana określeniami, jakimi obdarowują Nate'a i Justina. Tego drugiego mam głęboko w poważaniu, ale Archibald to co innego.
-Znam cię Gomez od dziecka i wiem, że nie lubisz się bawić chłopakami, ale... Seksowny Justin i uroczy Nathaniel, a do tego ty... Gorący trójk..
-Swift! Napaleńcu!- uderzam ją w ramię całkowicie zszokowana jej pomysłem. Wchodzimy do knajpki i zamawiamy latte, czekamy chwilę, aż przyniosą nam zamówienie i wychodzimy. Spacerujemy po głównej ulicy Manhattanu i plotkujemy, tak, jak mamy w zwyczaju w każdy poniedziałek. 
-Dobra, za godzinę mam korki z francuskiego. Spotkamy się później.- przytula mnie i łapie pierwszą taksówkę, która jedzie w naszą stronę. Chwilę potem znika mi z pola widzenia, a ja zaczynam kierować się w stronę biura swojej siostry. Ponoć ma dla mnie kilka nowych projektów, a wraz z zakończeniem tej szkoły chce ruszyć z czymś większym. Dla niej to zwykła zabawa, w której mogę się trochę zakręcić, a dla mnie? Kolejny obowiązek wpisywany na listę niekończących się rzeczy do zrobienia. Tak to jest, jak chce się iść na dobre studia, do tego dorabiać, mieć pasję i bogate życie towarzyskie. 
Wkraczam do ogromnego, szklanego budynku i witam się z personelem. Każdy posyła mi wesołe spojrzenie, a ja mknę do windy i w towarzystwie jakiś mężczyzn wjeżdżam na 13 piętro. Odnajduję pokój siostry i wcześniej pukając wchodzę do środka.
-Dobrze, że jesteś.- mówi i wstaje razem z jakimś gościem. Stoi tyłem do mnie. Jest ubrany na czarno- spodnie z krokiem opuszczone nisko na pośladkach, bluza i czapka z daszkiem. Przełykam ślinę bojąc się tego, co zobaczę. Przez myśl przebiega wiele myśli, ale jedna przejmuje główny ster. -Justin jest modelem i fotografem. Zaproponował nam współpracę.- uśmiecha się i w tym samym momencie szatyn odwraca się w moją stronę z cwaniackim uśmieszkiem wymalowanym na twarzy. Przełykam głośno ślinę i jedyne, na co mam w tej chwili ochotę, to pisk i ucieczka.
-Em... Jenny... Możemy pogadać na osobności?- wyszczerzam się sztucznie i trzepoczę rzęsami w stronę prześladowcy. Tak, on nim jest. Gdziekolwiek się nie ruszę od sobotniej nocy spotykam go cały czas.
-Jasne. Justin, zaraz wracam.- kiwa głową w stronę chłopaka i opuszcza ze mną pomieszczenie. Zatrzymujemy się na hallu, a ja nie chcąc przedłużać zaczynam.
-Nie chcę z nim pracować.- tupię butem i marszczę brwi, co bardzo dziwi blondynkę.
-Niby dlaczego?
-Nie i koniec.- wydymam usta i spuszczam wzrok w dół.
-Selena, ugh! W show biznesie nie liczą się czyjeś kaprysy. To praca. Nie pasuje ci to, to równie dobrze możesz zrezygnować z całego modelingu i może pójdziesz na lekarza?- krew buzuje w żyłach, a język aż rwie się do powiedzenia uszczypliwych komentarzy. Wzdycham, by opanować rosnący gniew i znów podnoszę głowę, by spojrzeć jej w twarz.
-Rozumiem, że jesteś moją menadżerką, ale to ja decyduję, z kim będę pracować, a z kim nie. Znam go i wiem jedno: na pewno nie będę przed nim pozować.- w tym samym momencie z biura Jenny wychodzi Justin i posyła mi rozbawione spojrzenie. -A ty co się palancie tak cieszysz?- syczę, a on wywraca oczami i znów wierci dziurę w mojej głowie.
-Przepraszam Jenny, ale muszę iść na kolejne spotkanie. Będziemy w kontakcie.- układa palce tworząc telefon, a potem wyciąga jeden z nich w jej stronę i odchodzi. Zaciskam usta w prostom linię i wodzę wzrokiem za szatynem. Pewny chód i lekko zgarbiona sylwetka powoduje, że przez żołądek przebiega dziwne uczucie. Ugh... Jest mi niedobrze, jak na niego patrzę.
-Dotarło? Wracam do domu.- odwracam się na pięcie i idę w stronę windy, nie myśląc o niczym innym, jak o tym, że nienawidzę swojej siostry za to, że próbowała mi to zrobić. Fakt faktem, nie wiedziała, że mam na pieńku z tym fagasem, ale kiedy jej mówię, że nie będę z nim współpracować, to widocznie mam powody. I w tej samej chwil staję już przed windą i czekam, aż wjedzie ona z powrotem na 13 piętro. Przeskakuję z nogi na nogę niecierpliwiąc się coraz bardziej. Kiedy jednak drzwi się otwierają, postanawiam poczekać na kolejną windę. Justin stoi i wpatruje się we mnie, robiąc specjalnie miejsce, abym stanęła obok. Cmokam z dezaprobatą i odwracam się plecami, próbując nie zrobić czegoś głupiego. Mówiłam już, że on mnie prześladuje?
-No chodź, chcę porozmawiać.- słyszę kroki za sobą, a następnie szarpnięcie za rękę. Wpadam do windy, a ona pospiesznie się zasuwa. Nim się orientuję, szatyn naciska guzik, który ją zatrzymuje między piętrami. Odwraca się w moją stronę i oblizuje usta.
-Czego chcesz?- mówię, opierając się plecami o chłodną ścianę pomieszczenia.
-Cóż... Ciężko o tobie zapomnieć, Gomez. Kiedy dowiedziałem się, co robisz, postanowiłem to wykorzystać.- wzrusza ramionami i zaczyna iść w moją stronę. Oddech przyspiesza, a ciało paraliżuje strach. Więc to nie prawda?
-Nie robisz zdjęć?- pytam, a on kręci głową. -Nie jesteś modelem?- znów to samo. -Więc kim ty jesteś?- bełkoczę, kiedy jest już kilka centymetrów przede mną. Opiera dłonie o rurki po obu moich stronach, przez co ja znów wciskam swoje ciało jeszcze bardziej w ścianę. Przełykam ślinę i odwracam głowę w drugą stronę, by zyskać trochę przestrzeni. Zaraz dostanę klaustrofobii.
-Kimś..- zaczyna przejeżdżając palcem od ucha w stronę dekoltu. -Przez kogo zwariujesz.- szepcze, a jego oddech łaskocze moją szyję. Zaciskam usta w cienką linię i kręcę głową z dezaprobatą.
-Masz za wysokie mniemania o sobie, człowieku.- kładę dłonie na jego klatce piersiowej i odpycham od siebie. Omijam go i wciskam guzik, który uruchamia windę na nowo. Czując rosnącą adrenalinę odliczam sekundy, aż będziemy na dole. Czuję dłoń, która jeździ od stanika w dół kręgosłupa, aż znajduje się na pośladku. Ściska go, a z ust wylatuje stłumiony głos.
-O tak... Tak właśnie jęczałaś w sobotnią noc. Musimy to powtórzyć.- wzdycha, a ja uderzam go w rękę i naprawdę chcę już stąd wyjść. Przeskakuję z nogi na nogę, a on staje obok. Lustruje mnie od góry do dołu, a ja wyskakuję jak oparzona, kiedy tylko drzwi się otwierają. Mknę w stronę wyjścia i rozglądam się za jakąś taksówką. Macham rękami, ale żadna się nie zatrzymuje. Czy jak na złość musi być teraz taki ruch?!
-Może cię podwieźć?- pyta nagle, zatrzymując się obok mnie.
-Jak Boga kocham, jeśli nie dasz mi spokoju, to cię zamorduję.- warczę i zaciskam dłonie w pięść. Odwracam się w jego stronę i podnosząc rękę pokazuję mu, że jestem gotowa na walkę.
-Oh, dobrze shawty. Zacznijmy od nowa.- chrząka i prostuje się, poprawiając bluzę. -Więc jestem Justin, a ty?- wyciąga rękę, a ja patrzę na niego jak na idiotkę. Mrugam kilka razy, a potem rzucam krótkie "palant" i odwracam się w stronę ulicy. Znów próbuję złapać taksówkę, ale każda przejeżdża obok. Tylko niektórzy pokazują mi, że nie mają miejsca, by mnie zabrać. -Dobrze, chciałem być grzeczny. Skończyło się.- słyszę klaśnięcie w dłonie i nagle przerzuca mnie przez ramię. Zaczynam piszczeć i rzucać się na wszystkie strony, ale on nie reaguje. Nawet przechodni nie zwracają na nas uwagi. Nie przejmują się tym, że krzyczę i błagam o odstawienie na ziemię. Co z tymi ludźmi jest nie tak!? Słyszę otwierające się drzwi i próbuję wykorzystać moment, by uciec, ale on wsiada do auta razem ze mną, tylko wcześniej bierze mnie na ręce. Sadza sobie mnie na kolanach i przerzuca na miejsce pasażera. Błyskawicznie blokuje drzwi i uruchamia silnik.
-Co jest z tobą nie tak, huh!?- wrzeszczę, a on nie odpowiada, tylko włącza się do ruchu i koncentruje na prowadzeniu. -Pytam się!!!
-Gdzie jechać?-  ignoruje mnie, a ja piorunuję go wzrokiem.
-Wysadź mnie.- rzucam, a on pochyla się nad kierownicą i patrzy na niebo.
-Zaraz będzie padać.
-Wysadź mnie.- ton głosu jest tak ostry, że gdyby był nożem, zapewne rozcięłabym już niejednego palca.
-Mam cię przeszukać?- wzdycha poirytowany, a ja prostuję się, jakby ktoś przyłożył mi ostrze do gardła. -Nie? Więc kulturalnie powiedz, gdzie mieszkasz.
-Nie, bo ty mnie będziesz nękać. Już to robisz.- mówię wolno i patrzę na profil chłopaka.
-Oh nie bądź uparta. Nie będę cię prześladować. Gdzie mieszkasz?!- tym razem to on brzmi na wściekłego, a ja już mam tego naprawdę dość.
-A dasz mi spokój?- pytam z nadzieją w głosie, a on prycha pod nosem. -Proszę?
-Pomyślimy, co da się zrobić.- mówi i przez chwilę nawiązujemy kontakt wzrokowy. -To jak będzie?
-Uh... Brodway, przy skrzyżowaniu z 38 ulicą.- i wreszcie panuje cisza. Mimo, że jadę z prześladowcą w aucie i tak cieszę się, że lada moment będę w domu. Kiedy zatrzymuje się przed jednym z wieżowców, chwytam za klamkę, która dalej jest zamknięta. Co, jeśli przez cały czas jechałam z psychopatą, który w tej chwili mnie uprowadzi i będzie żądał okupu od moich bliskich? Gomez, ty pustaku, od dziecka ci powtarzano, by nie wsiadać do samochodu obcych ludzi! krzyczy podświadomość, a ja zaczynam z nią wewnętrzną kłótnię. Przecież nie wsiadłam z własnej woli do tego drogiego, swoją drogą, auta. Zostałam tu wrzucona i zamknięta. Nie miałam wyboru!
-Możesz otworzyć te cholerne drzwi?- bełkoczę ciągle ciągnąć za klamkę. W odpowiedzi słyszę cichy chichot i dźwięk otwieranych drzwi. Dziękuję w duchu Bogu, że jednak nie jest pedofilem i wyskakuję z samochodu, nie mając co do tego pewności. Bez pożegnania mknę do środka i kiedy jestem sama w windzie, oddycham z ulgą. Przypominając sobie profil chłopaka mogę stwierdzi, że jest naprawdę przystojny i nie dziwię się, że Jenny uwierzyła w tą bajkę o modelowaniu. Z takim wyglądem byłby mężczyzną z okładek co drugich pism. Co ty wygadujesz, Selena?!


Od autorki: I witam Was z nowym rozdziałem. Będę się starać, by one były tak długie, jak ten, ale nie obiecuję. Liczę na Wasze komentarze. Im ich więcej, tym dłuższe rozdziały i szybciej się pojawią, pamiętajcie. :) Odpowiadajcie w ankiecie. Zapraszam na Wattpad. Do następnego, Wasza Claudia. ♥

czytasz=komentujesz
Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon.