czwartek, 26 listopada 2015

Rozdział 16.


~***~

Około szóstej wychodzę z łazienki. Wykąpana, gładka, pachnąca. Spędziłam tam około dwie godziny, ale efekt mam zniewalający. Makijaż wyszedł perfekcyjnie! Nie wiem, kiedy ostatnio byłam zadowolona z tego, jak wyglądam, bo odkąd wyszłam ze szpitala, musiałam ubierać się tak, jak życzyła sobie mama. Minimalny make up, naturalne włosy i stosowne ciuchy. Oh, ona totalnie zgłupiała po moim powrocie do domu. Dobrze jednak, że w tej chwili mnie tam nie ma, bo gdyby zobaczyła u mnie ciemne cienie do powiek i grube kreski, to uh... Kolejna awantura murowana.
Owinięta ręcznikiem ruszam do szafy. Skupiam się na maksa w doborze bielizny, a kiedy jestem już pewna tego, że koronkowy, czerwony biustonosz oraz stringi z kompletu idealnie pasują na imprezę, zaczynam nasuwać na siebie materiał, kiedy do środka ktoś wchodzi.
-Puka się.- rzucam poirytowana i nie robię sobie z tego nic. I tak widział mnie nagą.
-Zamyka się drzwi.- chrząka i opiera się o framugę. -Wybierasz się gdzieś?- kiwam głową i zaciskając usta w cienką linię patrzę na swoje odbicie. Nie wiem, czy seks pomaga w wyrabianiu kobiecych kształtów, ale moja pupa jest większa i okrąglejsza, a piersi są... niczym z reklamy bielizny Victoria's Secret. Czuję palące spojrzenie Biebera, ale bagatelizuję to i odwracam się na pięcie w stronę szafy. Denerwuje mnie to, że się nie odzywa. Słyszę jedynie bicie swojego serca i oddech. Żołądek zaczyna wariować, jest mi niedobrze i mam ochotę wyjść tak na zewnątrz, bo robi mi się słabo.
-Wszystko okej?- pyta, kiedy opieram się rękami o spód szafy. Kiwam tylko głową i słyszę tupot butów. Chwilę potem Bieber pochyla się obok mnie i dotykając mnie lodowatymi dłońmi powoduje, że stan, w jakim się przed momentem znajdowałam, odchodzi. -Jesteś albo taka blada albo bardzo pomalowana.
-Albo nie powinno cię to interesować.- zrzucam jego dłoń z talii i wyjmuję obcisłą, czarną sukienkę, która jest naprawdę krótka. Wsuwam ją na siebie i wyciągam krótkie gladiatorki na szpilce z czerwoną podeszwą.
-Gdzie jedziesz?- pyta w końcu, siadając na brzegu łóżka.
-Piszesz książkę? To pomiń dwie strony i pisz dalej.- wkładam duże, złote koła, złote bransoletki i szminkuję na czerwono usta. Jestem niesamowicie zadowolona z tego, jak wyglądam. Droga kurwa. podsumowuje głos w głowie, a ja od razu wywracam oczami. Nie jestem kurwą, ale wiem, czym mogę się pochwalić. Znam swoje ciało!
-Nie wkurwiaj mnie, tylko odpowiedz na pytanie.- naprawdę irytuje mnie jego zachowanie, ale dla świętego spokoju mówię o położeniu klubu.
-Nowy dzień, nowe pytanie: kim jest porywacz?- widać, że to wybija go z rytmu, bo w momencie nieruchomieje. Obserwuję go przez chwilę w odbiciu lustrzanym, a on wstaje na proste nogi i zaczyna iść w stronę drzwi. -Odpowiedz na moje pytanie, jak ja odpowiedziałam na twoje.- wyprzedzam go i z zaciśniętymi zębami trzymam rękę na drzwiach, uniemożliwiając mu wyjście.
-Jer, człowiek około czterdziestki. Kiedyś założył rodzinę, znaczy... Spłodził syna, a potem się go wyrzekł. Nie spodziewał się jednak, że jego synek wróci.- wzrusza ramionami obojętnie, a mi zapala się żółta lampka.
-Znasz go?
-Jedno pytanie, jeden dzień.- kiwa palcem i chwyta za klamkę. Ześlizguję rękę z drewna i patrzę, jak wychodzi. Właśnie wybija siódma, więc pospiesznie wkładam okulary przeciwsłoneczne, skórzaną kurtkę, blond perukę i kapelusz. Nikt mnie nie rozpozna, za dobrze się kamufluję. 

~***~

Wchodząc do klubu, od razu się w nim zakochuję. Do niedawna naprawdę bałam się tutaj przyjeżdżać. Brooklyn to nie dzielnica dla osób takich jak ja. Jestem zbyt bogata i do pewnego czasu za grzeczna. Teraz... W sumie nie mam nic i nie jestem grzeczna. Pozory mogą mylić.
Dudniąca, hip-hopowa muzyka dobiega aż do samych drzwi, a przede mną ciągnie się długi, zadymiony korytarz. Czuję, jak adrenalina buzuje w żyłach. Dobry pomysł, żeby przychodzić tutaj samej? odzywa się głos w głowie. Pierdolenie! Nie mam już nic do stracenia. 
Zrzucam perukę, kapelusz, okulary i poprawiam burzę loków. Wkraczam do sali, w której bawią się wszyscy. W kącie dostrzegam grupę ludzi- jedna dziewczyna i czterech facetów, którzy ją obmacują. Widać, że laska jest naprawdę zadowolona z tego, co robią. Ignoruję dalszą orgię i idę przed siebie, szukając baru. W końcu dochodzę do niego i proszę o najmocniejszy drink, jaki tu podają. Dostrzegam, że kelner mnie obserwuje. Pod pusty kieliszek wsuwam napiwek.
-Nie widziałeś mnie.- rzucam groźnie i wstaję z krzesła. Idę na środek parkietu i nie przejmując się nikim, zaczynam tańczyć. Wiję się w rytm muzyki. Kręcę biodrami w lewo i w prawo i prawdę mówiąc lubię czuć się tak, jak teraz. Tykająca seks bomba! Kobieta, która wie, czego chce i nie oczekuje związku. Nie wiem, czy to normalne, mam dopiero dziewiętnaście lat (za miesiąc, ale shh).
Nagle czuję czyjeś dłonie, które najpierw niepewnie, a potem groźnie jeżdżą po całej mojej sylwetce. Zamykam oczy i z uśmiechem na twarzy wiję się jeszcze śmielej, niż do tej pory.
-Cudownie pachniesz.- słyszę szept i oddech na szyi. Nie odpowiadam, lecz w zamian wypycham w jego stronę tyłek, co widocznie bardzo go zaskakuje, bo przez chwilę przestaje się ruszać. Zaraz jednak się otrząsa i mocno chwyta za moje biodra, jakby właśnie w tej chwili miał ze mną uprawiać dziki seks. Śmieję się cicho, a on nagle drugą dłonią łapie prawą pierś i przysuwa do siebie tak blisko, jak tylko potrafi.
-Dziewczyno, nie wiem, co ty ze mną robisz, ale..
-Wiem, pragniesz mnie.- mruczę i odwracam się w jego stronę, by poznać w końcu mojego partnera. Rozczarowanie jednak sięga zenitu i mam ochotę zwymiotować. Od razu odsuwam się od niego na krok do tyłu i wybucham śmiechem.
-Coś nie tak?- przekrzykuje muzykę, a ja tylko kiwam głową, macham ręką i odchodzę, zostawiając go bez komentarza. Chłopak jest niższy ode mnie i ma.. może z szesnaście lat. Burza loków, dziecięce rysy twarzy i ten błysk w oku. A już myślałam, że to prawdziwy facet.  Napalony małolata! i znów wybucham śmiechem. Podchodzę do baru i spoglądając przez łzy na barmana, kiwam mu, dając znać, że chcę to samo. Nagle obok siada ciemnoskóry mężczyzna, który podsuwa mi kieliszek alkoholu.
-Od obcych nie pijam.- odpycham szklankę i odbieram drinka od barmana.
-W takim razie pozwól, że się przedstawię.- spoglądam na niego i zamieram. Ten facet jest.. naprawdę seksowny. Idealnie błyszczące, czarne oczy, lekki zarost, który dodaje mu uroku i ten styl... Wow! Jestem pod ogromnym wrażeniem. -Jestem Sean, ale mówią na mnie Big Sean.- mruży oczy i unosi jedną stronę ust do góry, wyglądając przy tym naprawdę seksownie. -I wiem, kim jesteś ty. Cały Nowy Jork o tobie gada.
-Oh, doprawdy? Nie wiedziałam!- udaję zdziwioną, a potem poważnieję i wypijam zawartość szklanki. Odstawiam ją na blat i znów spoglądam na mężczyznę.
-Zatańczymy?- pyta, a ja przypominam sobie tego chłopca i modlę się, by Sean po prostu potrafił się poruszać jak on. Mimo, że był gówniarzem, to tańczyć potrafił. Potakuję głową i zaczynamy kierować się na środek parkietu. Muzyka zwalnia, a z głośników zaczyna lecieć The Weeknd. Idealnie pasuje do tego, jak wyobrażam sobie ten taniec. Sean chyba zna scenariusz tej sceny, bo robi dosłownie to, o czym myślę. Odwraca mnie tyłem do siebie i dotykając bioder, kołysze nimi na lewo i prawo, ocierając się o swoje krocze. Najpierw jeździ dłońmi po brzuchu, pieszcząc każdy cal mojego ciała w tym miejscu. Potem jedzie lewą ręką w górę, chwyta mnie za gardło i przekrzywia głowę w bok, by złożyć gorący pocałunek na mojej szyi. Potem zaczyna ją gryźć, a z ust wydobywa się cichy jęk. Potem zaczyna poruszać swoimi biodrami i czuję jak jego krocze ciągle ociera się o pośladki. Zarzucam ręce do tyłu i dotykam jego twarzy, a potem karku. Czuję, jak jego perfumy przesiąkają przez moje ciuchy. Poprawiam kraniec sukienki, który jest już zdecydowanie za wysoko i wiem, że ten facet może być moją przygodą na jedną noc, ale chcę zrobić wszystko, żeby mnie o to błagał. W końcu czuję, że nie wytrzymam i się na niego rzucę, więc przestaję tańczyć i pod pretekstem toalety, znikam mu z pola widzenia. Prawdę mówiąc idę po kolejnego drinka, by rozluźnić się do końca. Spodobał mi się. Sean jest naprawdę seksowny i wie, jak zadziałać, żeby spodobać się dziewczynie.
Po jakiś piętnastu minutach odnajduję go. Siedzi na loży i niczym jastrząb polujący na jedzenie, przeczesuje wzrokiem całą hołotę, która się tutaj bawi. Staję na środku i ciągle na niego patrząc, zaczynam tańczyć. Kiedy nasze spojrzenia się krzyżują, uśmiecha się seksownie i pociera brodę, kładąc nogę na kolano i opierając się na niej. Zarzucam włosami, wypinam dupę i pokazuję to, na co mnie stać. Kiedy odwracam się  z powrotem w jego stronę, nie widzę go. Chwilę stoję zdezorientowana, a potem znów zaczynam tańczyć, aż ktoś chwyta mnie za nadgarstek i pociąga w swoją stronę. Ląduję w ramionach Seana, który automatycznie wpija się w moje usta i zaciska ręce na tyłku. Zaczyna iść do tyłu, a ja coraz ciszej słyszę muzykę. Czy my właśnie idziemy się pieprzyć?
-Jesteś taka seksowna, że nie mogę dłużej wytrzymać.- mruczy przez pocałunki i stara się podwinąć sukienkę w górę, ale ja się uśmiecham i biorę jego ręce do góry. -Proszę...- szepcze i przypiera mnie do ściany, a ja kiwam tylko głową. Jestem na tyle trzeźwa, że wiem, co robię. Seks w korytarzu na imprezie- tak brzmiałyby jutrzejsze nagłówki w prasie.
Nic nie mówiąc zaczynam go ciągnąć za rękę i wyprowadzam tylnym wyjściem.
-Jedźmy do ciebie.- rzucam mu wyzwanie, seksownie trzepocząc rzęsami. Sean nawet się nie zastanawia, tylko znów mnie całuje, a następnie prowadzi do jakiegoś auta. Kiedy mam już wsiąść do środka, słyszę głośny krzyk Biebera. Zamykam oczy, modląc się, aby to nie był naprawdę on.
-Księżniczko, dokąd to?- pyta pewny siebie, a ja unoszę brew. Coś mu się chyba pomyliło.
-Nie interesuj się nie swoim tyłkiem, Bieber.- uśmiecham się arogancko i wsiadam do auta. Zapinam pasy i patrząc na niego po raz ostatni, odjeżdżamy z parkingu.
Wchodzimy do mieszkania i nim zdążę coś powiedzieć, on przyszpila mnie do ściany i zaczyna namiętnie całować. Ręce unosi do góry i przytrzymuje je swoją dłonią, a drugą znów trzyma na szyi i zjeżdża ustami w dół. Mój oddech przyspiesza. To będzie dobra noc...

~***~

Wchodzę do mieszkania i słyszę głośno grającą muzykę. Po parkiecie walają się ciuchy, a na stoliku stoją butelki po piwie. Damska bielizna mówi mi jedno. Nawet nie zaglądam do Biebera, po prostu idę do siebie. Czuję się jak nowo narodzona. Sean był na tyle wspaniały, że postanowiłam nie zrywać z nim kontaktu. Ustaliliśmy sobie, że będziemy do siebie dzwonić, kiedy zapragniemy poczuć znów przygodę. Tak, seks jest dla nas przygodą, o której nie warto mówić głośno.
Ruszam pod prysznic i wracam do swojego normalnego wyglądu- zero makijażu, włosy związane w kucyk, luźne, dresowe spodnie i t-shirt odsłaniający mój brzuch. Na zewnątrz jest wyjątkowo ciepło. W końcu czuć przychodzące do nas lato. Ludzie, których mijałam chodzili w cienkich ciuchach. Kocham lato, to zdecydowanie najlepsza pora roku.
Wchodzę pod kołdrę i zamykam oczy, wykończona przeżyciami z ostatniej nocy. Trochę minie, niż znów będę potrafiła szaleć dwie noce pod rząd. Kiedy prawie udaje mi się usnąć, słyszę wysoki ton głosy i cichy chichot. Okej, Bieber, wiemy, że się dobrze bawiłeś, ale odpuść sobie. Mnie to jebie... Zaciskam poduszkę na głowię i próbuję usnąć ponownie, ale ta lalusia nagle wybucha takim śmiechem, że moje nerwy puszczają. Staram się jednak nie robić afery, bo to nie moje mieszkanie, a Bieber może robić co chce. Zaciskam zęby i czuję, że już nie usnę. Zdenerwowana patrzę na drzwi i nasłuchuję dźwięków zza nich. Ciche "dzięki Biebs", "jesteś najlepszy", "musimy to powtórzyć". Oh, shawty... Chyba nie wiesz, jakim on jest lowelasem.
Wychodzi, słyszę przekręcany zamek i oddycham z ulgą, bo wiem, że nie będzie więcej zbędnego hałasu. Znów układam się wygodnie na łóżku, ale to nic nie daje. Nie mogę zasnąć. Zirytowana wstaję, czując głód i ruszam do kuchni.
-Witam.- mówi radośnie, a ja unoszę brew i wyjmuję karton soku pomarańczowego. -Zła noc?
-Oh, najwspanialsza jaką miałam.- uśmiecham się złośliwie.
-Zupełnie jak moja.- wzrusza ramionami i wsypuje płatki do miski.
-Nie za ciasna była?
-A twój nie za duży?- odgryza się, a po chwili oboje zaczynamy się śmiać. -Gomez, nie chcę się o ciebie martwić.
-Jakoś ostatniej nocy się nie martwiłeś. Chyba, że grzmociłeś jakąś laskę ciągle myśląc o mnie.- poruszam brwiami i zarzucam nogi na blat. Odsłaniam bardziej swój brzuch i gładząc się po nim, jem banana. -Wyobrażałeś sobie, jak  fenomenalnie było ze mną. Wierz mi, lub mnie, teraz jestem jeszcze lepsza.- mruczę i zmysłowo gryząc następny kawałek, patrzę prosto na niego.
-Przetestujemy?- mówi i opiera się nade mną. -Jestem gotowy tu i teraz.
-A ja jestem zniesmaczona.- wołam i odpycham go od siebie, chichocząc jak jakaś głupia małolata. Obserwuję, jak szatyn porusza się po mieszkaniu w samych bokserkach i dostrzegam kilka zmian. Pojawiły się nowe tatuaże na jego ciele, a mięśnie widać jeszcze lepiej, niż miesiąc temu. Jedyne, co mnie w nim denerwuje, to te długie, blond włosy, jakie sobie postanowił wyhodować... Bo jak inaczej mogę to nazwać?
-Bieber- krzyczę na całe mieszkanie.
-Co?!- wychyla się z łazienki z pianką do golenia na twarzy.
-Zgól to coś, co masz na głowie.- mówię, a on wywraca oczami i wraca do swojego zajęcia.

Od autorki: Witam, cześć i czołem! Przede wszystkim chcę podkreślić, ze zostały ostatnie dni na głosowanie na blog miesiąca, więc BŁAGAM! wchodźcie i oddawajcie głos na tego bloga. Z góry bardzo dziękuję ♥ Druga sprawa: smuci mnie to, że nie ma już tylu komentarzy, ile było... Stąd te rozdziały dodawane są później, niż powinny. Jeśli sytuacja się poprawi, to kto wie, może rozdziały będą częściej? Okej. Z takich informacji to tyle. Przepraszam za błędy, ale znów nie sprawdzałam. Im więcej komów, tym szybciej rozdział. Zapraszam na wattpad i twitter-> wpisujcie hasztag #EndOfTheRoadJBFF i dowiadujcie się na bieżąco co się dzieje z blogiem! ♥ xoxo

#EndOfTheRoadJBFF

CZYTASZ=KOMENTUJESZ.  

środa, 18 listopada 2015

Rozdział 15.


~***~
*rozdział nie sprawdzany, przepraszam za błędy*

-Nie powiem ci.- rzuca szybko, a ja marszczę brwi. -Te informacje cię zniszczą, szczególnie teraz.- mówi.
-Justin, niszczy mnie niewiedza. Chcę znać odpowiedź na te cholerne pytania, no!- wyrzucam z frustracją ręce w górę i sądzę, że to jakoś poskutkuje. Nic to jednak nie daje. Bieber tylko patrzy na mnie z troską. Dostrzegam jego błysk w oku. Rozważa moją opcje, doskonale to wiem. -Wiem, że to nie brzmi przekonująco, ale naprawdę pokładam w tobie dużą nadzieję. Wiem, że ty wiesz znacznie więcej ode mnie.- manipulacja? Tak to się nazywa? Biorę go na litość, może to brzmi lepiej. Bo który facet nie zlituje się nad cierpiącą i dobijająco wyglądającą dziewczyną? Każdemu mięknie serce, nie ma się co oszukiwać!
-Umówmy się tak.- rzuca w końcu poirytowany, a głos wewnątrz zaczyna piszczeć jak mała dziewczynka. Sukces, proszę państwa! -Codziennie odpowiem ci na jedno pytanie. Nie chcę, żebyś się załamała nerwowo po ogromnej dawce informacji. No i chcę jeszcze trochę się tobą nacieszyć, nim mnie znienawidzisz.- wzrusza ramionami, jakby mówił o pogodzie.
-Jak to znienawidzę?- pytam, zaskoczona końcem zdania.
-Właśnie wyczerpałaś jedno pytanie na dziś. Znienawidzisz mnie, bo ta sprawa dotyczy mnie i trafiłaś tam z mojego powodu.- urywa i zaczyna przeczesywać włosy do tyłu. Mrugam kilka razy w jego stronę i nie za dobrze wiem, co powiedzieć. Całe piekło, przez które przechodziłam było spowodowane jego interesami? Mam być wściekła właśnie teraz, bo nie zupełnie wiem, co robić!
-Oh...- urywam i cofam głowę do tyłu, lekko nią potrząsając. Nic nie rozumiem... -Znasz tego, który mnie..
-E,e,e!- kręci palcem z cwaniackim uśmiechem na twarzy. -Jedno pytanie na dzień.- mówi stanowczo i patrzy mi prosto w oczy. Przeplatam ręce na klatce piersiowej niczym naburmuszony dzieciak i wydymam usta. -Nie jest z tobą tak źle, jak media mówią.- dodaje radośnie, a ja przewracam oczami.
-Trzeba było się mną zainteresować..
-Nie wkurwiaj mnie... Przychodziłem codziennie.- przerwa mi, a jego brwi niemalże się spotykają w groźnej minie. To fakt. Już mi o tym wspominał. -Jak się czujesz?
-W tej chwili.. Oh... Sama nie wiem. Mam mętlik w głowie, ale zdecydowanie lepiej, niż kiedy siedzę w domu.- wzdycham i do głowy przychodzi szatański plan. A gdybym wyprowadziła się z domu? Kupiła własne mieszkanie, usamodzielniła się? Ileż można żyć na garnuszku rodziców? Za miesiąc mam urodziny, więc czemu by nie zażyczyć sobie kluczyka do nowego mieszkania? Zrobię wszystko, by uciec od tych idiotów. Ciągłe kontrolowanie mnie, czy wszystko w porządku i opieka niczym nad niemowlakiem doprowadza mnie do szału.
-Może chcesz zostać parę dni u mnie?- pyta Justin, a ja uśmiecham się. Czy on czyta mi w myślach?
-Marzę, aby uciec z domu, ale wiesz, jacy są moi rodzice teraz...- wzdycham i przypominam sobie sytuację ze szpitala. Z drugiej strony to jednak dobry pomysł. Odpocznę od tych ciągłych kontroli. Nie chcę chodzić do psychologa. Mam dość odpowiadania na jedno i to samo pytanie. -Zresztą, co mnie to obchodzi. Jebie mnie to.- wzruszam ramionami i wstaję na proste nogi. Nikt nie będzie mi mówił, co mam robić. Po prostu wrócę do domu po swoje rzeczy i przyjadę tutaj.
-Wow, Gomez, lubię twój ostrzejszy język.- porusza brwiami, a ja chwytam kraniec poduszki i uderzam go nią.
-Oh, zamknij się.- wywracam oczami i wychodzę z mieszkania. Piszę SMS'a do Jenny o swoich planach, bo wiem, że ona jedyna nie będzie robiła z tego awantury i jeszcze stanie w mojej obronie. Teraz, cokolwiek by się nie działo, staje przede mną murem. Afera w mediach? Spokojnie, blondyna w momencie wszystkim pozamyka mordy.

~***~

-Selena, co ty robisz?- pyta mama, stojąc we framudze drzwi.
-Wynoszę się stąd na parę dni. Nie wiem, kiedy wrócę, ale po prostu dajcie mi odpocząć.- mówię, wrzucając ciuchy do torby.
-Będziesz tego żałować, dziecko. Wiesz, że nie jest z tobą..
-Co nie jest? Kobieto, rozejrzyj się! U mnie wszystko okej! Przez te pieprzone wizyty u psychiatry czuję się gorzej. Przechodzi mi za każdym razem, kiedy jestem jak najdalej od tego gówna. Muszę odpocząć, dajcie mi spokój na parę dni! Obiecuję, nic sobie nie zrobię.- wzdycham i wrzucam ostatnią parę stringów. Oczywiście mama to dostrzega i marszczy brwi.
-Gdzie ty się przenosisz?- pyta i widzę, jak jej ciśnienie wzrasta. Oho, zacznie się.
-Mamo! Musisz tutaj szybko przyjść!- słyszę głos Jenny i wiem, że robi to specjalnie. Kocham ją, bo mimo, że nie popiera tego pomysłu, to i tak mi na to pozwala. Zasuwam szybko torbę i wykorzystuję chwilę nieuwagi matki. Schodzę szybko na dół i zjeżdżam windą. Na parkingu za wieżowcem stoi już samochód Justina. Staram się, aby nikt mnie nie zobaczył. Wychodzę tylnym wyjściem i kiedy widzę pusty parking i ani jednej żywej duszy, oddycham z ulgą. Wsiadam do auta i niesamowicie podekscytowana zapinam pas. Tak się czują nastolatki, które igrają z życiem? W normalnych okolicznościach nie uszłoby mi to na sucho, ale nie będą się na mnie wściekać. W końcu jestem po przejściach, a oni nie mogą dokładać mi kolejnej dawki stresu. Uśmiecham się triumfalnie, zadowolona ze swoich działań i wtedy słyszę cichy chichot. Odwracam głowę w stronę szatyna, a on kręci głową we wszystkie strony.
-Jesteś tak podjarana, jakbym cię zabierał do Disneylandu.
-Wystarczy, że dajesz mi odpocząć, to wszystko.-mruczę i relaksuję się w zmysłowych nutach The Weeknd. Na ulicach Nowego Jorku panuje już mrok. Piosenka w tle, przystojny facet obok i relaks jaki odczuwam, powoduje, że czuję się jak w jakimś filmie. Zakochani uciekają przed rodziną dziewczyny do mieszkania chłopaka, gdzie potem uprawiają dziki seks w każdym pomieszczeniu... Chyba przez ten miesiąc stałam się erotomanką. Jak nie jestem zła, to znów głowę nachodzą jakieś fantazje erotyczne. Czy ze mną wszystko okej? Może jednak mama miała racje i potrzebuję psychiatry?
-Jesteśmy.- otwieram drzwi, biorę torbę, którą Bieber i tak szybko wyrywa mi z ręki.-Nie możesz się przemęczać.- mówi i uśmiecha się ciepło w moją stronę. Wzdycham i potakuje lekko głową.
Kiedy wchodzimy do mieszkania, w tle gra muzyka.
-Czy na każdym kroku musisz słuchać radia?- pytam i zdejmuję skórzaną kurtkę z pleców.
-Tak, to mnie relaksuje.- wzrusza ramionami i znika gdzieś za drzwiami. Świeci światło w pomieszczeniu, a następnie macha ręką, bym weszła za nim. Kiedy przekraczam próg pokoju, widzę kolejną sypialnie. Nie dostrzegłam jej wcześniej, albo o niej nie pamiętam...
-Stwierdziłem,że możesz nie czuć się komfortowo w mojej sypialni, więc przygotowałem Ci osobny pokój. To twoje cztery ściany. Zrób z nimi co chcesz.- wsadza ręce do kieszeni i uśmiecha się ciepło patrząc w przestrzeń.
-To miłe, ale nie musiałeś.
-Ale chciałem.- odpowiada szybko i rzuca mi krótkie spojrzenie. Odwraca się na pięcie i wychodzi, zostawiając mnie samą. Przygryzam wargę z podekscytowania i bacznie przyglądam się pomieszczeniu. Pokój jest ciemny- bordowe ściany, brązowa podłoga, orzechowe meble i ogromne łóżko, które od razu rzuca się w oczy. Podchodzę do niego, a następnie padam jak kłoda twarzą na mięciutką pościel. Mogę stąd nie wychodzić do końca życia. Pokój jest idealny. Zaglądam do szafy, która jest pusta, więc wypełniam ją swoimi ciuchami. Dobrze się składa, że w głębi szuflady miałam schowane oszczędności. Przydadzą się na teraz. Dołożę się do czynszu, kupię jedzenie i dam radę!

Dochodzi dziesiąta wieczorem. Turban mokrych włosów stoi na mojej głowie, a mi ani się nie myśli go zdejmować. Wspominałam, że mam własną łazienkę? Nie? To teraz to robię. Justin zadbał o to, by nie brakowało mi niczego. Nawet pokupował jedzenie, które uwielbiam. Szkoda tylko, że wciąż mało jem... Wychodzę na hall, a światła są pogaszone. Słyszę jedynie głośno grający telewizor. Justin ogląda mecz. Idę na palcach w stronę salonu i kiedy widzę go zrelaksowanego na kanapie, zatrzymuje się. Bieber trzyma w dłoni piwo, a drugą rękę zarzuconą ma na oparcie sofy. Wzrok wlepiony ma w migający obraz i nawet nie dostrzega mojej obecności. Pozwalam sobie na chwilę obserwacji: nic się nie zmienił. Może prócz zmęczonej twarzy...
-Nie śpisz?- słyszę nagle, a szklana butelka przylega do ust szatyna. Nie odkleił nawet na sekundę wzroku od kolorowego pudła. Zaciskam usta w cienką linię i bawię się stopą, nie wiedząc, co powiedzieć. W końcu ruszam w jego stronę i siadam kawałek dalej. -Jesteś głodna?- pyta, a ja tylko kiwam głową. Jasne, że nie jestem, o tej porze?!
-Kto gra?- pytam w końcu, próbując wkręcić się w trwającą akcję.
-Orlando City SC i New York City FC.- odpowiada i przysuwa w moją stronę miskę z popcornem. Nadal siedzi z ręką zarzuconą na oparcie sofy, a ja staram się uniknąć jego dotyku. Nie chcę poczuć jego bliskości, bo to może się źle skończyć, tym bardziej, że jestem rozstrojona nerwowo. A parę godzin temu uważałam, że jestem zdrowa...
Dobiega końcówka meczu, a Nowy Jork wbija ostatnią, zwycięską bramkę. W tle słyszymy, jak widownia szaleje, a my bez żadnego entuzjazmu oglądamy dalej.
-Liczyłam na Orlando...- wzydcham ciężko i chwytam jednego popcorna do ręki.
-Ja też. Chujowy mecz...- rzuca i chwyta pilota do ręki.
-Teraz ja!- wołam i wyrywam mu go z ręki. Siadam po turecku i włączam MTV. Leci mój ulubiony program, więc całą uwagę skupiam na nim.
Czuję palące spojrzenie szatyna, dlatego szczelniej naciągam rękaw bluzki na dłonie. Całe szczęście, że mam na sobie dresowe spodnie, bo naprawdę nie lubię pokazywać swojego ciała teraz. Jest całe w siniakach, zadrapaniach i w niektórych miejscach wygląda jak martwe. To na pewno nie wzbudzi w nikim pożądania. Raczej odrazę albo strach.
-Nie patrz tak na mnie.- wzdycham i odwracam głowę w jego stronę. -Proszę, nie rób tego...- dodaję. Z jego ust wylatuje ciche "przepraszam", a ja wracam do oglądania. W końcu zaczyna mnie to nudzić i po prostu chcę iść spać. Ruszam do swojego pokoju, zamykam cicho drzwi i wsuwam się pod kołdrę. Cieszę się, że mnie przyjął do siebie.

Deszcz stuka o parapet, a ja obserwuję, jak samotne krople wody spływają w dół, we własnej gonitwie. W mieszkaniu panuje idealna cisza, która powoduje u mnie wewnętrzny spokój. Coś, co pokochałam, odkąd mnie stamtąd wyciągnęli, to cisza. Wcześniej nie mogłam obejść się bez muzyki, a teraz? Mam jej dość.
Około jedenastej postanawiam zwlec się z łóżka. Wkładam na stopy puchowe skarpetki i znów mocno naciągam na siebie bluzkę. Każdy ciuch jest na mnie co najmniej rozmiar za duży, a w każdym wyglądam jak w worku. Chciałabym wrócić do swojego dawnego wyglądu, do normalnego życia- do imprez, alkoholu, zabawy. Mam dość życia pod kloszem.
Wchodzę do kuchni, gdzie również jest pusto. Zaglądam do lodówki i wyjmuję karton mleka. Potem przeszukuję resztę mebli w poszukiwaniu płatków na mleko. Kiedy je w końcu znajduję, wsypuję je do miski i zalewam zimnym mlekiem. Siadam przy wysepce kuchennej i bawiąc się łyżką, zaczynam jeść. Kiedy słyszę hałas, momentalnie podskakuję na miejscu i czuję, jak dopiero połknięte jedzenie wraca się do góry. Wstrzymuję oddech i wytężam słuch, by móc zidentyfikować intruza. Kiedy jednak widzę zaspanego Justina w samej bieliźnie, oddycham z ulgą. Mimo wszystko widok jest zadowalający. Idealnie wyrzeźbione mięśnie brzucha, kilka nowych tatuaży i roztrzepane włosy. Seksownie.
-Dzień dobry.- mruczy, przejeżdżając dłonią po twarzy.
-Hej.- mówię i bezczelnie wlepiam wzrok w jego sylwetkę. Justin dostrzega moje zainteresowanie i sam postanawia nawiązać ze mną kontakt wzrokowy. Nagle oboje wybuchamy śmiechem, a chłopak znika za drzwiami do łazienki. Potem wraca i siada obok mnie, zabierając mi łyżkę i miseczkę.
-Ej! To moje!- krzyczę, robiąc naburmuszoną minę.
-Dobre.- mówi z pełną buzią i oddaje mi jedzenie z powrotem. Justin zaczyna krążyć po kuchni i cicho podśpiewuje jakąś piosenkę. Przygotowuje jajecznicę, a ja rozmyślam, czy poinformować go o planach na wieczór. W końcu się decyduję, a reakcja jest całkowicie inna, niż się spodziewałam.
-Nigdzie nie idziesz.- rzuca oschle i doprawia jajka.
-Nie będziesz mi rozkazywać.
-Opiekuję się tobą i tak, będę rozkazywać, shawty.- puszcza mi oczko, a ja unoszę brew, lekko zaskoczona jego postawą.
-Sado-maso?- chichoczę, a on w momencie sztywnieje i wolno odwraca się w moją stronę. -No co?- śmieję się jeszcze głośniej, widząc jego mimikę.
-Z tobą? Zawsze.- rzuca pod nosem, a ja i tak to słyszę. Chwytam ścierkę, która leży obok i rzucam nią w chłopaka. Skąd we mnie tyle energii i radości? A no tak! Nie muszę iść do psychiatry i nie jestem w domu. Żyć, nie umierać.
Chłopak siada obok mnie a ja przyglądam mu się, jak je. Bieber zaczyna się śmiać, kiedy dostrzega, jak długo go obserwuję.
-Idę na imprezę, Justin.- rzucam w końcu i kładę rękę na jego nagim udzie.
-Nie.- mówi ponownie z pełną buzią, a moja dłoń jedzie wyżej. Nagle łapie ją i odkłada na moje kolano. -Nie rób tego.- patrzy na mnie pociemniałymi oczami, a ja mrużę lekko oczy i uśmiecham się seksownie. I tak wiem, że to na niego działa. Wraca do jedzenia, a ja ponawiam moją metodę namawiania. Kiedy ręka zaczyna jechać wyżej i wyżej, on wstaje z miejsca i biorąc talerz, wychodzi. Zrobiłam coś nie tak? Oh, jebać to. I tak pójdę na tą imprezę.

Od autorki: Taki prezent dzień przed moimi urodzinami dla Was. Jak się podoba rozdział? Spodziewaliście się takiego zachowania po Selenie? Pewnie myśleliście, że jest załamana i ledwo radzi sobie z życiem, a tu proszę bardzo! Gomez jest naprawdę silna i nieraz Wam to pokaże! Komentujcie kochani, im więcej komentarzy, tym szybciej rozdział, pamiętajcie! No i głosujcie na blog miesiąca, link niżej. Wpadajcie też na wattpad! Do następnego, buziaki! ♥ 

#EndOfTheRoadJBFF

CZYTASZ=KOMENTUJESZ.  

środa, 11 listopada 2015

Rozdział 14.


~***~

Serce wali jak oszalałe, a ślina gromadzi się w nadmiarze w ustach. Przełykam ją i spoglądam zza ramienia Zaca w stronę wyjścia przed nami.
-Musimy wiać.- rzuca szybko i chwytając mnie za rękę zaczyna biec w stronę drzwi ewakuacyjnych. Otwiera je błyskawicznie, a ja nagle trafiam w czyjeś ramiona, które miażdżą moje żebra na nowo. Kolejna fala bólu przepływa przez organizm, a ja nie wiem, ile zdołam jeszcze przetrwać. Powtarzam jak modlitwę w głowie, że nie mogę się poddać. Jestem tak blisko wolności, mam ją na wyciągnięcie ręki. Znów czuję łzy spływające po policzku. Nie, nie, nie!
-Mam cię, mała szmato.- słyszę ochrypnięty głos obok swojego ucha i w momencie robi mi się słabo.
-Puść mnie!- syczę cicho i dostrzegam, że Zac powala kolegę przede mną. Wyciąga spluwę ze spodni i celuje napastnikowi prosto w skroń.
-Puść ją, a ujdziesz z życiem, szmaciarzu.- warczy przez zaciśnięte zęby, ale mężczyzna nawet nie drgnie. Zamiast tego wybucha głośnym śmiechem, przez co ból jest jeszcze silniejszy.
-Chłopcze, masz jakieś 30 sekund, żeby zw...- nim dokańcza, w korytarzu rozbrzmiewa głośny strzał. Mężczyzna od razu mnie puszcza i opada na ziemie, a ja razem z nim. Zwijam się z bólu i błagam Boga, aby ten koszmar się skończył, żeby ktokolwiek zawiózł mnie do domu. Marzę o tym, by to okazało się jednym, wielkim snem, z którego się obudzę. Rzeczywistość jest tak okrutna, że samo spojrzenie na nią powoduje u mnie potok łez.
-Sel, chodź!- woła Zac i próbuje mnie podnieść do góry. Wtedy z ust wylatuje spazmatyczny krzyk, na co sam chłopak się krzywi. Wtedy podchodzi jeszcze bliżej, bierze mnie na ręce i biegnie ile sił w nogach w stronę parkingu. Odkłada mnie delikatnie na tylne siedzenie, a w tym samym czasie słyszę pisk opon i zaraz obok jego auta parkuje drugie.
-Pierdolony sukinsyn.- znajomy głos obija mi się o uszy. -Co ty kurwa sobie wyobrażasz?! Miałeś mi mówić, jak się czegoś dowiesz, pierdolony kutasie!- wymierza cios w nos Zac'a, a on odwraca się o 180 stopni i upada na ziemię. -Jasno wyraziłem się, że nie działasz na własną rękę, kurwa!- spluwa obok i podaje mu dłoń.
-Zostaw go.- szepczę załamanym głosem, a Bieber jak na zawołanie staje jak sparaliżowany. -Błagam, jedźmy stąd.- bąkam, a Justin spogląda w stronę otwartych drzwi, a następnie pochyla się i wtedy napotykam jego przekrwione oczy. Wygląda jak człowiek na kacu narkotykowym, a nawet gorzej. Nie mówi nic, tylko trzaska głośno drzwiami i rzuca w stronę Efrona klucze od swojego auta, a następnie wsiada na miejsce kierowcy i z piskiem opon odjeżdża spod koszmarnego miejsca. Nienawidzę człowieka, który mi to zrobił. Zamykam oczy, skulam się w kulkę i cichutko łkam w brudne, mokre ręce. Jestem wrakiem człowieka, mam dość... ale się stamtąd wydostałam. Koniec tego pierdolonego koszmaru.

~***~

Właśnie mija 14 dni, odkąd uciekłam z piekła. Pierwszy tydzień trzymano mnie w szpitalu, by wykonać wszystkie badania i wykluczyć groźne choroby. Codzienne wizyty u psychologa doprowadzają mnie do szału. Odkąd wyszłam z tamtego gówna, stałam się agresywna. Denerwuje mnie wszystko- rodzina, znajomi, pies sąsiadki, trąbiące samochody za oknem czy nawet tykanie zegarka. Jak się dowiedziałam, przez cały miesiąc byłam na psychotropach, bym była łatwiejsza dla klientów. Rewelacyjna wiadomość- nie nabawiłam się jakiegoś HIV'a czy AIDS.
-Selena za 5 minut wychodzimy.- informuje mama, a ja siedzę przed toaletką i bacznie obserwuję każdą ranę na ciele. Wszystko jest tak świeże, jakby było zrobione wczoraj. Zdenerwowana przeczesuję swoje włosy i wstaję z miejsca. Kolejna wizyta u psychiatry, kolejne spotkanie z rzeszą fanów nieodstępujących mnie na krok- mówię tu o paparazzi. Odkąd jestem wolna, stałam się źródłem sensacji, jakbym była co najmniej królową Anglii. Chodzą za mną wszędzie- do lekarza, do sklepu, szkoda, że do mieszkania mi jeszcze nie weszli.
Schodzę po schodach i naklejam na twarz uśmiech. Nie chcę niepokoić mamy, po prostu jest mi jej szkoda. Postarzała się- jej skóra już nie jest tak jędrna i świeża. Widać zmarszczki, a zmęczone oczy świadczą o tym, że nie sypia za dobrze. Wzięła urlop, by się mną zaopiekować. Sęk w tym, że nie potrzebuję już niani. Jestem niesamowicie twardą dziewczyną, co ciągle wypisują mi na twitterze. Każdy tweet do mnie jest zakończony #SilnaSelena. Gdzie się nie obejrzę, mówią o mnie. Wcześniej o tym marzyłam, ale teraz pragnę po prostu chwili spokoju. Wyjść spokojnie do kina, pójść na kawę, czy jak każdy w moim wieku skończyć szkołę. Szkoła... Ominęło mnie tak wiele, ale pocieszające jest jedno: przede mną 2 najważniejsze wydarzenia w życiu każdego nastolatka: bal i rozdane świadectw. Oczywiście wszyscy odradzają mi prom, ale i tak stawiam na swoim. Pójdę na niego, choćby miało się walić i palić.
Wsiadam do windy i już szykuję się na to, co czeka mnie na parterze oraz przed wieżowcem. Zakładam ciemne okulary przeciwsłoneczne, na głowę wciskam ogromny kapelusz i otulam swoje wychudzone ciało płaszczem. Wtedy słyszę, że winda się otwiera i jak na zawołanie spojrzenia wszystkich skierowane są na mnie. Idę przed siebie, z głową spuszczoną w dół. Słyszę wiele pytań, ale nawet nie myślę, aby na nie odpowiadać. Jedna wypowiedź jednak powoduje, że ciało automatycznie się zatrzymuje, a każdy mięsień napręża. W spowolnionym tempie odwracam głowę w bok i spoglądam na dziennikarza, który miał  czelność wypowiedzieć te słowa.
-To jak? Ilu ich było?- ponawia pytanie z satysfakcją malującą się na twarzy. Tłum milknie, a ja zdejmuję okulary z oczu i zaczynam iść w jego stronę.
-Masz czelność się jeszcze pytać o takie rzeczy?- zaciskam szczękę i z całych sił próbuję się na niego nie rzucić z pięściami.
-Pytam, bo nie odpowiadasz na żadne inne pytania.- wzrusza obojętnie i wyciąga w moją stronę dyktafon, który błyskawicznie ląduje na chodniku. Patrzę na niego i uśmiechając się od ucha do ucha miażdżę go stopom, a potem wyjmuję z kieszeni sto dolarów i wciskam mu je w ręce. Zakładam ponownie okulary i nie robiąc dalszego przedstawienia, po prostu idę do auta.
-Co to było?- pyta lekko rozzłoszczona matka i rzuca mi gniewne spojrzenie.
-Oh zamknij się.- mruczę, wkładam słuchawki do ucha i zamykam się w swoim własnym świecie, gdzie mam wszystkich i wszystko w dupie. Odwracam głowę w stronę okna. Patrzę na przechodni i jest mi ich szkoda. Żałośni, nędzni ludzie. Nie wiedzą, co to prawdziwy ból. Nie zdają sobie sprawy, że otacza ich dookoła. Idą z ucieszonymi twarzami ciesząc się tym, co jest. Czym się tutaj tak radować? Tym, że ta pierdolona pogoda znów jest do dupy? Tym, że ptaki ćwierkają? Oh... No tak, cieszą się chwilą.

~***~

-Jak się czujesz?- pyta z uśmiechem na twarzy starsza kobieta i liczy, że jej coś powiem. Prycham pod nosem i odwracam głowę w drugą stronę. Czy oni mają mnie za wariata? Ciągła kontrola- rodzice, psycholog, nawet indywidualne nauczanie, żeby mnie rówieśnicy nie przytłoczyli. W czym to niby im pomaga? Aaa... To ma pomóc mi.
-Dobrze.- wzruszam ramionami po dłuższej chwili ciszy i zaczynam się bawić sznureczkami na lewym nadgarstku. Odkąd wyszłam z tego gówna, na nadgarstku mam długi sznur owinięty kilkanaście razy wokół. Dostałam go od Zac'a, nawet nie wiem, dlaczego. A z Justinem nie widziałam się od... tego razu w aucie. Matka uznała, że to przez niego tam trafiłam i mam kategoryczny zakaz spotykania się z nim. Nie może mi rozkazywać. Jestem na tyle dorosła, że mogę sobie sama wybierać znajomych. Taylor tego nie zrozumie, a to jedyna osoba, z którą mogę teraz się spotykać.
-Jakie są w tobie emocje w tej chwili? Opisz je. Wyrzuć to, co ci na sercu leży.- kontynuuje psycholog i znów uśmiecha się pocieszająco w moją stronę. Kobieto, błagam, przestań się tak głupkowato do mnie uśmiechać, bo czuję się, jakbym siedziała z wariatką. Im więcej czasu tutaj spędzam, czuję się taką wariatką jak ona.
-Jest dobrze, nie rozumiem po co tyle pytań.- staram się być miła, żeby dotarło to do jej wiadomości. Ta zaś ostro notuje coś w swoim zeszyciku, a ja wzdychając zrywam się z siedzenia i po prostu wychodzę z gabinetu. Ignorując spojrzenie mamy chwytam płaszcz, zakładam go, wkładam słuchawki i wychodzę z tego popieprzonego miejsca. Chcę spotkać się z Justinem i Zac'iem, bo wiem, że oni na pewno odpowiedzą mi na parę pytań związanych z porwaniem. Jak mnie znaleźli, skoro nawet FBI tego nie zrobiło?
-Selena, zaczekaj!- woła za mną, a ja odwracam się na pięcie i patrzę na nią.
-Nie zatrzymuj mnie po raz kolejny, bo to ci nic nie da. I tak się z nimi spotkam. Muszę i koniec. Nie powstrzymasz mnie, do cholery. Całe życie się mną nie interesowałaś i teraz będziesz grać moją matkę?- wybucham, a potem zostawiam po sobie nicość i wychodzę ze szpitala pospiesznie. Gdzie mieszkał.. Brooklyn, no tak! Podaję adres taksówkarzowi, a on zdumiony moją obecnością jedzie we wskazane miejsce. Daję mu napiwek za to, by milczał, a potem wysiadam i spoglądam na ogromny, dobrze mi znany budynek. Kiedy wchodzę do środka, modlę się, by Justin był w mieszkaniu. Pierwsze piętro, drugie... Winda jedzie tak wolno, że boję się, iż zaraz się zatrzyma i utknę tutaj na następne parę godzin. Kiedy jednak zatrzymuje się na przedostatnim, wysiadam i od razu widzę drzwi mieszkania Biebera. Uspokajam oddech i zaciskając usta w cienką linię, idę w ich stronę. Pukam, najpierw cicho, a potem stanowczo i zaraz potem słyszę tupot butów, przekręcający się zamek i w drzwiach wita on.
-Hej..- szepczę i spoglądam w jego karmelowe tęczówki. Jest zszokowany moją obecnością, ale otwiera szerzej drzwi i wpuszcza mnie do środka. Kierujemy się do salonu, gdzie siadamy na sofie i czekamy, aż ktokolwiek coś powie. -Chciałam poro..
-Tak bardzo za tobą tęskniłem...- jego głos się łamie, a oczy momentalnie szklą się od łez. Widok odbiera mi mowę. Czuję ogromną gulę w gardle i nawet notoryczne przełykanie śliny nie pomaga. -Codziennie jestem odprawiany z kwitkiem spod twoich drzwi. Myślałem, że nie chcesz...
-Justin..- przerywam mu w końcu i próbuję uspokoić drżące ręce. Nie tak to miało wyglądać. Miałam wejść do tego mieszkania, zastać jakąś laskę, która paraduje w jego ciuchach, a samego Justina zobaczyć roznegliżowanego, jakby co najmniej oboje wyszli dopiero z łóżka. Zamiast tego spotykam szatyna gotowego do wyjścia, samego, bez śladu jakiejkolwiek dziewczyny. -Ja nie miałam o tym zielonego pojęcia. Nikt mi nie mówił, że przychodzisz, poinformowano mnie tylko o tym, że mam kompletny zakaz spotykania się z t..
-To co tu robisz?- unosi zaskoczony brew i wszelki smutek odpływa.
-Muszę z tobą porozmawiać.- mówię szybko i spoglądam na niego. -Dłużej nie zniosę tej nie wiedzy. Po prostu musisz mi powiedzieć, skąd wiedzieliście, gdzie jestem i czy to związane jest z tobą, Justin.

Od autorki: Przepraszam! To po pierwsze. Rozdział miał być już dawno, ale zero czasu wolnego... A teraz wyjaśnienia: pracuję. W tygodniu mam praktyki, po których jestem zmęczona, a od piątku siedzę po 16 godzin w pracy, więc wykluczone jest, żebym cokolwiek dla Was napisała. I przepraszam za to, że rozdział jest taki krótki, ale chciałam po prostu skończyć go w tym momencie. Nadrobię za to w następnym. No i przepraszam, że tak napędzam tempo, ale... taki miał być plan. To tylko w tym rozdziale, więc spoko, a dużo Was nie ominęło, bo życie Seleny wyglądało jak gówno haha. Dobra, nie przedłużając. Śledźcie losy bloga na twitterze #EndOfTheRoadJBFF i komentujcie rozdział. Oraz! GŁOSUJCIE NA BLOG W BLOGU MIESIĄCA NA SPISIE FF O JB, LINK NIŻEJ. Nie przedłużając i nie zanudzając, to tyle! A no i mam dla Was oczywiście zwiastun tego bloga w wersji niestety DEMO, o którym wspominałam w poprzednim rozdziale. Wszelkie linki niżej. Buźka! ♥

#EndOfTheRoadJBFF

CZYTASZ=KOMENTUJESZ.  


Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon.