środa, 16 września 2015

Rozdział 6.



~***~

-za błędy przepraszam, nie sprawdzałam rozdziału-

Kiedy przechodzę mur szkoły, wszystkie spojrzenia spoczywają na mnie. Widzę szturchające się osoby i szepty, jak tylko mnie dostrzegają. Idę niepewnie w stronę swojej szafki i od razu dostrzegam przyjaciółki, które idą w moją stronę.
-A co to za przystojniak, który wczoraj po ciebie przyjechał?- piszczy Nicol i trzepocze sztucznymi rzęsami w moją stronę. Nie odpowiadam, lecz otwieram szafkę i sprawdzam plan lekcji, by móc wyciągnąć odpowiednie książki. -No śmiało! Ile ma lat? Uczy się jeszcze? To z nim spędziłaś całe popołudnie?
-Dziewczyny!- woła nagle Taylor, uciszając każdą. -Jeśli Sel będzie chciała nam o tym opowiedzieć, to dam sobie rękę odciąć, że to zrobi. Nie zmuszajmy jej do tego.- blondynka uśmiecha się od ucha do ucha w moją stronę, na co odpowiadam tym samym. Może i Swift należy do tych, którzy muszą wszystko wiedzieć pierwsi, ale jeśli chodzi o takie sprawy, zostawia je do momentu, aż jestem gotowa, by o nich porozmawiać.
-Chemia, idziemy?- pytam Taylor, a ona kiwa głową i obie ruszamy pod salę 320. Kiedy zatrzymuję się przed drzwiami czuję wibracje w telefonie. Wyciągam z kieszeni iphona i spoglądam na wyświetlacz.

OD: Justin
GODZ; 7:57
Dzień dobry. Ma pani ochotę na wycieczkę?

Uśmiecham się pod nosem i wystukuję szybko odpowiedź.

OD: Ja
GODZ: 7:57
Witam. Nie wiem, czy mogę... Kolejne wagary?

Przygryzam wargę na wspomnienie wczorajszego popołudnia i tego, jak bardzo go polubiłam. Takiego Justina akceptuję i z miłą chęcią mogę spędzać z nim czas... Ale po szkole. Nie mogę zawalać nauki dla jakiś wyjazdów. Jakby się rodzice o tym dowiedzieli, zapewne dostałabym szlaban, a w najgorszym wypadku wydziedziczyliby mnie. Rozbrzmiewa dzwonek i nawet nie chcę czuć kolejnych wibracji. Przez tego człowieka nie spałam pół nocy i to cud, że jeszcze nikt nie zauważył moich worków pod oczami. Jestem strasznie zmęczona i senna.
Usadawiam się w swojej ławce i wyciągam zeszyt oraz długopis. Zaczynam słuchać biadolenia profesora, aż w końcu powieki stają się tak ciężkie, że same się zamykają. Czuję kopnięcie w krzesło, przez co podskakuję z miejsca i od razu odwracam się do tyłu.
-Wszystko okej?- pyta zatroskana Taylor, a ja sennie uśmiecham się do niej i tylko kiwam głową. Potem znów opadam na ławkę i pragnę snu. Wtedy jednak postanawia zwrócić na mnie uwagę nauczyciel. Podchodzi do ławki i delikatnie uderza w blat dużą, drewnianą linijką.
-Panno Gomez!- mówi, a ja podnoszę się z ławki i spoglądam na niego. -Ciężka noc, co?- poprawia duże okulary na nosie. -Trzeba było zostać w domu, a skoro już tu jesteś, to chociaż udawaj zainteresowanie.- odchodzi w stronę tablicy, a ja przeciągam twarz i targam końce włosów. Reszta lekcji mija dość szybko, bo niemalże w przeciągu dziesięciu minut rozbrzmiewa dzwonek na przerwę. Sięgam do kieszeni i widzę kolejną wiadomość.

OD: Justin
GODZ: 8:03
Zwiedzanie nowych horyzontów to wcale nie wagary, ale lekcja geografii w plenerze. No więc...?:)

-Selena wszystko okej?- słyszę głos przyjaciółki i prawie wypuszczam telefon z rąk. Kilka obrotów w powietrzu i ponownie ląduje w moich rękach.
-Tak, tak. Jest okej.- uśmiecham się szybko do niej. Ta obserwuje mnie uważnie i wzdycha ciężko. Wiem, że długo tak nie wytrzyma, zresztą sama też nie uniosę tego w tajemnicy przed całym światem. Chwytam ją za rękę i obie pędzimy na dach budynku. Siadamy na pustych kartonach, a blondynka podekscytowana patrzy na mnie i czeka, aż zacznę. Mówię jej o tym, że przyjechał po mnie pod szkołę, pojechaliśmy do Montauku i jedliśmy lody. Rozmawialiśmy siedząc na plaży, a na zachód słońca zabrał mnie do starej latarni, gdzie było cudownie.
-Polubiłaś go!- mruży oczy usatysfakcjonowana. Spuszczam głowę w dół i uśmiecham się pod nosem. -Oooh! Gomez!
-Bądź cicho!- ganię ją i próbuję być poważna. Obie jednak wybuchamy śmiechem, a ja decyduję się, by pokazać jej SMS'y od niego.
-Na co czekasz, do cholery?! Jedź z nim! Będę cię kryć!- woła i uderza mnie w ramię. Kręcę głową niezadowolona z jej reakcji. Spodziewałam się, że mnie poprze i powie, że dobrze robię. -Masz swoje pięć minut z nim. Pamiętaj o tym, że ma ci być wstyd opowiadać później o tym, co robisz za młodu. Więc do roboty, młoda!- zabiera mi telefon z ręki i coś robi. Oddaje mi go, mówiąc proszę, a ja patrzę na wyświetlacz.
-Boże, nie! Nie dzwonimy do niego!- próbuję się rozłączyć, ale dotyk w telefonie płata figle i nie reaguje. Nagle widzę, że Bieber odebrał, więc nie zostaje mi nic innego, jak z nim porozmawiać. Zrywam się na proste nogi i odchodzę kawałek, by uciec od ciekawskich spojrzeń Taylor.
-Heeej Justin!- skrzywiam się, kiedy słyszę zbyt piskliwy głos. -Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
-Spokojnie.- słyszę jak się śmieje i sama przez ten dźwięk się rozluźniam. -To jak z naszym zwiedzaniem horyzontów?
-Za ile się wyrobisz?- zaciskam oczy i naprawdę nie mogę uwierzyć w to, co robię.
-Będę za piętnaście minut, tam gdzie wczoraj. Do zobaczenia, shawty.- połączenie przerwano. Oddycham nierówno i patrzę na budynek na przeciwko mnie.
-Powiedz wszystkim, że się źle poczułam i wróciłam do domu.- mówię, kiedy słyszę za sobą przyjaciółkę. Ta zadowolona rzuca mi się na szyję i mnie przytula. Ujmuję jej rękę i tulę do ramiona, dalej patrząc na panoramę przed sobą.

Stoję przed budynkiem i przeskakuje z nogi na nogę. Niecierpliwie wypatruję Justina, który się nie zjawia. Gniotę ze złości telefon i spoglądam za siebie. Kilka osób szwenda się na dziedzińcu i bacznie mnie obserwuje. Wywracam oczami i dziękuję Bogu, kiedy widzę znajome auto podjeżdżające obok. Wsiadam do środka i patrzę na Justina.
-Witam.- uśmiecha się od ucha do ucha i odbiera ode mnie torbę. Rzuca ją do tyłu i znów wierci mi dziurę w twarzy.
-Hej... Możemy jechać?- pytam i spuszczam wzrok w dół. Nic nie mówiąc włącza się do ruchu i zaczynamy krążyć po Manhattanie. Z głośników radia leci piosenka, którą doskonale znam. Przekręcam pokrętło i kiwam głową w rytm muzyki.
-Waiting for love, waiting for love!- śpiewamy razem, nie zdając sobie z tego sprawy. Nie zwracam uwagi na to, dokąd jedziemy, bo pochłonięta jestem utworami, jakie aktualnie lecą w radiu. Śpiewam każdą kolejną, a Justin włącza się do mnie w refrenach. Idzie nam całkiem dobrze, kiedy wreszcie samochód się zatrzymuje. Spoglądam na szatyna zdezorientowana, a on robi minę zbitego psiaka.
-No co... Teraz wysiadamy?- skrzywiam się z niezadowolenia, a on wzrusza ramionami. Jesteśmy na Greenpoint,
-Idziemy na molo!- otwiera drzwi, obchodzi auto i wypuszcza mnie na zewnątrz. Idziemy krok w krok, aż przed nami rozlewa się woda. Wchodzimy po drewnianych schodkach i zaczynamy spacerować wzdłuż molo. Podziwiamy most Brooklyński i gawędzimy.
-Drugie wagary?
-Nie przypominaj...- wzdycham i idę dalej. Słyszę, jak Justin się śmieje. Spoglądam na niego i nie mylę się.
-Teraz pójdzie tylko z górki.- zatrzymuje się i uderza otwartą ręką w czoło. -Poczekaj tu.- i nagle biegnie w przeciwną stronę. Obserwuję, jak jego sylwetka porusza się wzdłuż parkingu, aż dochodzi do auta i zaczyna w nim coś szukać. Wraca do mnie po około trzech minutach i daje mi papierową torbę.
-Co to?- pytam i spoglądam na podarunek. Napis Shake Shack od razu rzuca mi się oczy i na myśl przychodzi mi już to, co jest w środku. -Aż zgłodniałam!- śmieję się i otwieram torbę, a następnie papierowe pudełko. Frytki, burger, kilka sosów do wyboru i woda.
-Pamiętam, że nie lubisz coli.- wyjaśnia skąd pomysł na wodę. Unoszę brew zaskoczona. -Jak się poznaliśmy chciałem ci postawić whisky z colą, a ty mi powiedziałaś, że nie pijasz tego. Wolałaś coś mocniejszego.- wzrusza ramionami, a ja oblewam się czerwienią.
-Ciężki wieczór miałam, okej?
-Przecież nic nie mówię. Jedz, smacznego.- uśmiecha się i sam gryzie swojego burgera. Ja zaś zaczynam od frytek i wolnym krokiem idziemy wzdłuż mola. Wreszcie siadamy na jedynej wolnej ławce i mamy widok na środkowy Manhattan i Empire State Building. Kończymy jeść i wyrzucamy opakowania do kosza.
-Dziękuję.- mówię, gładząc się po brzuchu. Justin ni stąd ni zowąd zaczyna się śmiać. Nie wiedząc, o co mu chodzi, unoszę brew do góry i czekam na jakiekolwiek wyjaśnienia, kiedy nagle dzwoni mój telefon. Serce podskakuje mi do gardła. Na wyświetlaczu miga zdjęcie mamy. Uspokajam oddech i szykuję dobrą wymówkę.
-Selena?- mówi zdenerwowana. -Gdzie ty do cholery jasnej jesteś?!
-Em... Zaraz będę w domu.
-Dlaczego w domu, a nie w szkole? Wczoraj wróciłaś dopiero około 11, a nie było cię w szkole. Co się dzieje?!- zaczyna się. Milczę, szukając odpowiedniej wymówki i wypuszczam w końcu powietrze z ust.
-Nic, po prostu się źle czuję.- kłamię.
-A wczoraj?
-Koleżanka z innej klasy poprosiła, abym wyjaśniła jej kilka zadań, a potem nie opłacało mi się wracać na lekcję.- czuję palące spojrzenie Justina na sobie.
-Wracaj natychmiast, porozmawiamy w domu.- dźwięk przerwanego połączenia jest poniekąd ulgą dla mych uszu. Nienawidzę słuchać mamy krzyku, zresztą... Dlaczego ona do mnie dzwoni, skoro jej nie ma w NY? Setki pytań nasuwa mi się na myśl, ale nie to teraz jest ważne.
-Muszę wracać do domu.- bełkoczę i odgarniam kosmyk włosa za ucho.
-Okej, ale nie taka brudna.- mówi i wyciera z policzka resztki sosu czosnkowego. -Nie powiem, jak to dwuznacznie wyglądało.- i oblizuje kciuka. Przełykam ślinę i mrugam kilka razy, by nie stracić kontroli. -Może spotkamy się później?- pytam, a Bieber aż cofa głowę ze zdziwieniem.
-Selena Gomez proponuje mi randkę?!- krzyczy i zasłania usta ręką, a ja wywracam oczami.
-Nie randkę, idioto, tylko spotkanie.- tłumaczę, a on z ogromnym uśmiechem na ustach wstaje i podchodzi do mnie. Chowa dłonie do kieszeni i przybliża się tak, że nasze ciała dzieli może milimetr.
-I tak wiem, że tego byś chciała.- szepcze, poważniejąc na chwilę, a potem odsuwa się i znów wybucha śmiechem.
-Boże, Bieber, nie wiem, co ty dzisiaj brałeś, ale rzuć to w pizdu, bo zachowujesz się jak głąb!- wyrzucam ręce w górę i kręcę głową ze zdenerwowania. Ten zaczyna iść obok mnie i kładzie dłoń na moim boku, przysuwając mnie do siebie. -Nie widzę konieczności bycia tak blisko siebie.- odchodzę kawałeczek dalej i zrzucam jego rękę w dól. Nic już nie mówiąc idziemy do auta i mkniemy na Manhattan.

~***~

-Nawet nie powiedziałaś, że wracasz!- rzucam na swoją obronę, kiedy mama po raz setny czepia się wszystkiego.
-Nie muszę nikomu deklarować, ze wracam do własnego domu!- krzyczy i rzuca ścierkę na blat kuchenny.
-W sumie to mieszkanie taty.
-Selena, nie przeginaj!- unosi palec i zaczyna nim kiwać na prawo i lewo. Wywracam oczami i idę do swojego pokoju, nie chcąc kontynuować bezsensownej kłótni. Dochodzi trzecia, a ja już mam dość dzisiejszego dnia. Udawanie chorej wcale mi nie wychodzi. Mama od razu się zorientowała, że to nie prawda i od tego się zaczęło. Drze się o wszystko i na wszystkich. Biedna Melanie- jako jedyna z całego mieszkania musi być jej posłuszna, bo inaczej wyleci z pracy...
Gniotę małą piłeczkę w dłoni i od czasu do czasu podrzucam ją do góry. Słyszę dzwonek telefonu, więc od razu przykładam go do ucha i odbieram połączenie. W słuchawce rozbrzmiewa przyjemny głos Justina, który zaprasza mnie na kolację.
-Chciałaś spotkanie, ja proponuję kolację.- mówi pewnie, a ja uśmiecham się pod nosem.
-To randka.
-Jak zwał, tak zwał, Gomez. Idziesz, czy nie?- wzdycha poirytowany moim komentarzem.
-W co się ubrać?
-Idź nago.- czerwienieję i gniotę pościel, którą trzymam w rękach. -Załóż coś ładnego.- kończy rozmawiać, a ja zrzucam z siebie kołdrę i odkładam telefon na szafkę nocną. Zrywam się na równe nogi i mknę do garderoby. Przeglądam kilka sukienek, przymierzam je, ale w żadnej nie wyglądam seksownie i grzecznie za jednym razem. Nie chcę wypaść na jakąś gwiazdeczkę, albo rozpieszczoną nastolatkę. Chcę wyglądać elegancko, seksownie i z klasą. W końcu wybieram czarne spodnie idealnie dopasowane do mojej sylwetki, czerwoną bluzeczkę na ramiączkach i czarne szpilki. Ruszam do łazienki i biorę błyskawiczny prysznic. Prostuję włosy, delikatnie podkreślam oczy i muskam usta czerwoną szminką. Kiedy jestem gotowa, w tej samej chwili wchodzi do mojego pokoju Melanie i informuje mnie o obecności Justina. Schodzę na dół i spoglądam na przystojnego faceta w czerni. Tak, ten kolor to oficjalnie kolor Biebera. Za każdym razem, kiedy go widzę, jest ubrany prawie cały na czarno.
-Dobry wieczór.- uśmiecha się i wyjmuje zza siebie pudrowego tulipana. Wręcza mi go, a ja dziękując wkładam go do pobliskiego wazonu, by jak najszybciej wyjść z mieszkania. Wchodzimy do windy, a ja pozwalam sobie na to, by perfidnie go obejrzeć. Przyglądam się skórzanej kurtce, czarnym, luźnym topie, spodniom opuszczonym na pośladki i wystającym bokserkom. Oh...
-Już?- śmieje się, a ja unoszę brew i mrużę oczy.
-Jeszcze.- przygryzam usta i sama wybucham śmiechem. Nie wiem, co ten chłopak ze mną zrobił, ale nie poznaję samej siebie. Uważam, że Justin jest przystojny, naprawdę! Do tego potrafi się zachować. No i dał mi tulipana, co było słodkie. -Gdzie jedziemy?
-Greenwich village.- przepuszcza mnie na wyjściu, a ja idę w stronę auta. Wsiadam na swoje miejsce nie czekając, aż otworzy mi drzwi. Chwilę potem jedziemy, a następnie piętnaście minut później jesteśmy na miejscu. Słońce zdążyło się schować za wieżowce, przez co wprowadza nas w cudowny nastrój... To znaczy mnie. Zapowiada się cudowny wieczór.

Od autorki: Witam! Oj zawiodłam się... Spodziewałam się większej liczby komentarzy, a tu TYLKO pięć... Jest zasada- im więcej komów, tym szybciej rozdział, pamiętajcie o tym. :) Do tego przychodzę do Was z zwiastunem tego bloga. Mam nadzieję, że się spodoba. Na szablon WCIĄŻ czekam, ale nie wiem, czy się doczekam. Powoli puszczają mi nerwy, jeśli chodzi o to, ale czekam do 20 września. Okej, nie przedłużam. Pamiętajcie- KOMENTUJCIE, OBSERWUJCIE I ŚLEDŹCIE BLOGA NA TWITTERZE POD HASZTAGIEM #EndOfTheRoadJBFF Buziaki Claudia ♥

9 komentarzy

  1. Super... ale niech już coś się miedzy nimi stanie... w sensie jakiś ślimaczek ;))) Pozdrawiam /Wiki!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajny rozdział i ogólnie opowiadanie. Do nastepnego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialne genialne

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny,więcej,czekam na next :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział. Mam nadzieję, że pojawi się za niedługo, bo za każdym razem kończysz w takim momencie, że później wytrzymać nie idzie. To opowiadanie jest cudne. Podziwiam Cię za wyobraźnię i chęć pisania ❤ ~ Wiktoria

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rodział ;) Czekam na kolejne ^'^ A oni są mega słodcy <3

    OdpowiedzUsuń

Jeśli chociaż trochę podoba Ci się to fanfic, skomentuj to nawet jednym słowem. To tylko parę sekund, a niesamowicie motywuje do dalszego pisania. ♥

Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon.