piątek, 4 września 2015

Rozdział 5.



~***~

Kładę telefon na łóżko i patrzę przed siebie. Nie wiem, co mam zrobić. Spoglądam kilka razy w stronę drzwi, jakbym się bała, że lada moment może w nich zawitać szatyn.
-On sobie żartuje.- mówię cicho. -Nie przyjedzie tu.
-Mówiłaś, że jest nieobliczalny, więc skąd możesz wiedzieć, że nie przyjedzie?- pyta blondynka. W sumie ma racje. Po Justinie mogę się spodziewać wszystkiego. Odkąd go znam, a znam go bardzo krótko, zrobił tyle niespodziewanych rzeczy...
I jak na zawołanie, do pokoju puka Melanie i oznajmia mi, że mam gościa. Przeklinam się w myślach, że nie zdążyłam się przebrać, bo gdybałam nad tym, czy on się tu zjawi, czy nie. Na dodatek gosposia informuje, że zostaję sama w domu. Świetnie!
-Ja też się zaraz zbieram.- mówi blondynka, a ja od razu mierzę ją wzrokiem. -Przepraszam, no! Ale rodzina do nas przyjeżdża i robimy uroczystą kolację.
-Super! Zostawcie mnie z tym wariatem samą!- wołam i w tej samej chwili do pokoju wchodzi Justin. Ubrany cały na czarno z czapką na głowie i okularami przeciwsłonecznymi na nosie.
-Gwiazdo, słońca nie ma.- rzucam komentarz na początek, a na twarzy maluje mu się seksowny uśmiech.
-Moja zajebistość mnie oślepia.- porusza brwiami i puszy się jak paw. Podchodzi do Taylor i przedstawia jej się. Widzę, że jej policzki lekko różowieją. Chwilę jeszcze siedzi i dyskutuje z Justinem, a potem zbiera się i wychodzi. Wzdycham, kiedy winda się zasuwa i mknę na górę. Bieber siedzi przed komputerem i ogląda zdjęcia, które mi zrobił. Pokazuje swoje ulubione i tłumaczy, dlaczego te, a nie inne.
-A widzisz to?- wskazuje na fotkę, na którym patrzę na fotografa, ręce trzymam wyprostowane między udami, a usta są lekko rozchylone. -Sposób w jaki patrzysz w obiektyw jest... Niebezpiecznie pociągający.- kontynuuje. Spoglądam to na niego, to na zdjęcie i zaczynam cicho się śmiać.
-Patrzę się na ciebie z miną "wtf, uważasz się za fotografa?".- i wybucham. Zaczynam płakać ze śmiechu, a on obserwuje mnie z góry, z uniesioną brwią. - Pełna profeska, szefunciu.- dukam między oddechami, próbując się uspokoić.
-Skończyłaś?- pyta, kiedy podnoszę się do góry. Kiwam głową i oglądam dalsze zdjęcia.
-To pójdzie na facebook'a.- komentuję, kiedy w oko wpada mi zdjęcie, gdzie włosy są w powietrzu. Wyglądam jak modelka z okładki Vogue albo Bazaar.  Chwilę jeszcze siedzimy i przeglądamy zdjęcia, a potem oddaję Bieberowi kartę pamięci. Cicho myślę, że sobie pójdzie, bo nie mam zamiaru z nim rozmawiać. Ten jednak siedzi dalej. Boże, wynieś go stąd, inaczej wyleci z ostatniego piętra przez okno.
-Masz jakieś plany na resztę wieczoru?
-Tak.- kłamię i patrzę na niego.
-Cóż, musisz z nich zrezygnować, shawty.- wzrusza ramionami przepraszająco.
-Nie będziesz mi mówić, co mam robić, dobrze? A teraz chciałabym się trochę pouczyć do jutrzejszych testów. Nie obrazisz się, jeśli cię wyproszę? Nie? To fajnie.- mówię szybko i wstaję na proste nogi. Otwieram szeroko drzwi i ruchem ręki pokazuję, żeby sobie poszedł. Ten rozsiada się na łóżku jeszcze bardziej i z uśmiechem cwaniaka czeka na moją reakcję. -Nie prowokuj mnie!- rzucam zła i tupię stopą o podłogę.
-Zluzuj stringi kochanie.- puszcza mi oczko, a ja czerwienieję. Uh, zaraz mu przywalę, jak sobie nie pójdzie. - Czyżbyś musiała się pouczyć anatomii człowieka? Chętnie ci potowarzyszę.- rusza brwiami, a ja chwytam miśka, który stoi na komodzie obok i rzucam w stronę szatyna. Ten go łapie i zaczyna się śmiać.
-Wypad Bieber!- krzyczę, a on z uniesionymi rękami do góry wstaje i podchodzi do mnie.
-Masz mój numer, jakbyś chciała pogadać, słonko.- głaszcze mój policzek, a potem przejeżdża kciukiem po dolnej wardze. Uderzam go w rękę i piorunuję go wzrokiem. Cwaniacki uśmieszek nie opuszcza jego twarzy dopóki drzwi windy się nie zasuwają. Oddycham z ulgą, kiedy zostaję sama. Maszeruję do kuchni i biorę butelkę wody. Ruszam na górę i wyjmuję wszystkie materiały do nauki. Po raz setny próbuję wklepać do głowy równanie na matematykę, ale znów przed oczami pokazuje mi się Justin. Może i mam jakieś uprzedzenie do niego przez to, że wykorzystał mnie kiedy byłam pijana, ale tak seksownego faceta nie widziałam od dłuższego czasu. W głębi duszy chciałabym powtórzyć sobotnią noc z tą różnicą, że byłabym trzeźwa i zapamiętała wszystko. Cholera, Gomez, co ty wygadujesz?! Uderzam się w czoło i kolejny raz powtarzam wzór. Zrezygnowana zatrzaskuję książkę i idę wziąć prysznic. Może gdybym poznała go w innych okolicznościach, nie byłabym tak wrogo nastawiona? Nie, wtedy by na ciebie nie spojrzał. odzywa się głos, a ja zmarnowana spuszczam głowę w dół i obserwuję, jak krople wody spadają na dół z moich włosów. Zamykam oczy i opieram ręce o bok kabiny. Czemu czuję się tak dziwnie?

~***~

Sprawdzian z matematyki poszedł mi słabo. Nie mogłam się na nim w ogóle skupić, a do tego dostawałam SMS'y od samego rana. Cała szkoła mówiła o moim zerwaniu z Archibaldem. Nikt nie znał przyczyny i za to byłam wdzięczna Nate'owi. Gdyby cała szkoła miała się dowiedzieć, dlaczego nie jesteśmy razem... Uh, przechodziłabym przez piekło.
Właśnie trwa przerwa obiadowa. Wielu uczniów wychodzi na dziedziniec, by nacieszyć się śliczną pogodą. Wokół słyszę nieustające plotki na temat Archibalda. W końcu do mojego stolika dosiadają się dziewczyny i same zaczynają wypytywać.
-Po prostu drogi się rozeszły.- wzruszam ramionami i upijam łyk soku marchewkowego. Co innego miałam im powiedzieć? Chcę unikać tego tematu. Zamknęłam ten dział. Sądziłam tylko, że Nathaniel i ja zostaniemy przyjaciółmi. Cóż, nie wychodzi nam to za dobrze. Nagle słyszę jakiegoś pierwszoklasistę. Odwracam się, a ten macha w moją stronę. Marszczę brwi i nie reaguję. Nagle podchodzi do nas zdyszany i głośno mówi, że jakiś chłopak mnie woła przed szkołę. Od razu mogłam się domyślić, że to on. Czuję serce w gardle, a wnętrzności wywracają się w każdą stronę. Wstaję od stolika, przepraszam dziewczyny i chwytam swoją torbę oraz sok. Dziękuję nieznajomemu i znikam w korytarzach szkolnych. Kiedy wychodzę przed budynek dostrzegam znajome mi auto. Coś dziwnego zaczyna dziać się w moim żołądku. Czuję mdłości i stres, a nawet nie wiem, dlaczego. Nagle wychodzi z lewej strony i uśmiecha się na mój widok.
-Co ty tu robisz?- splatam ręce na klatce piersiowej i zatrzymuję się kilka metrów przed nim.
-Zabieram cię na przejażdżkę.- otwiera szeroko drzwi pasażera i pokazuje ręką, abym wsiadła.
-Mam lekcje, co ty...
-Olej to, i tak niedługo będę koniec roku.- wzrusza ramionami i chwyta moją dłoń. Lekko ciągnie w swoją stronę, a ja zmartwiona myślę, co zrobić. Pierwszy raz poszłabym na wagary. W końcu każdemu się kiedyś należą. Wsiadam do samochodu i zapinam pasy. Spoglądam w stronę budynku i orientuję się, że przy drzwiach stoi grupka gapiów, która obserwowała akcję. Wzdycham, kiedy Bieber zajmuje miejsce obok mnie.
-Gdzie jedziemy?- pytam i rzucam torbę z zeszytami na tył. Na twarzy szatyna maluje się uroczy uśmiech. Nie odpowiada, a włącza się do ruchu. Droga dłuży się i dłuży. Kiedy wyjeżdżamy z miasta, zaczynam być senna. Spoglądam w lusterka boczne, a następnie patrzę na szatyna.
-Czemu mi się przyglądasz?- pyta nagle i uśmiecha się skrępowany moim ciekawskim spojrzeniem.
-Bo mogę. Bo chcę.- mówię i nadal na niego patrzę. Nerwowo oblizuje usta, a potem je przygryza. Odwracam wzrok w drugą stronę i nawet nie wiem, kiedy, zasypiam.


Czuję powiew wiatru pod plecami. Otwieram gwałtownie oczy i widzę znów twarz Justina. Niesie mnie gdzieś, a ja rozglądam się dookoła.
-Witam księżniczko, wyspałaś się?- pyta, a ja wiercę się, by mnie puścił. Zeskakuję w końcu z jego rąk i zatrzymuję się na chwilę.
-Gdzie jesteśmy?
-Montauk.- kiedy byłam mała zawsze przyjeżdżałam tutaj z tatą. Oczywiście to było wtedy, kiedy mama groziła mu rozwodem, bo nie miał dla nas czasu. Chodziliśmy po plażach i czekaliśmy na zachód słońca, który swoją drogą był niesamowity.
-Oh uwielbiam to miasteczko.- wzdycham i wsadzam dłonie do swetra. Zaczynam iść znaną mi już drogą i rozglądam się dookoła. Nic się tu nie zmieniło. Te same sklepy w tych samych miejscach. Nawet babcie, które siedziały na gankach, dalej to robią. Tak! Wciąż żyją!
-Wstąpimy do tej lodziarni?- pytam z nadzieją w głosie i wskazują na mały budynek między innymi domkami jednorodzinnymi.
-Jeśli chcesz.- wzrusza ramionami i idzie ze mną. Kobieta, która ma sześćdziesiąt lat uśmiecha się do nas od razu.
-Selena! Jak ja cię dawno nie widziałam!- woła na powitanie, a ja posyłam jej ciepłe spojrzenie.
-Dzień dobry pani Roberts! Panią też dawno nie widziałam.- siadam przed ladą, a miejsce obok zajmuje Bieber. Przysłuchuje się rozmowie i odpowiada na pytania kobiety.
-To jak długo jesteście ze sobą?
-Oh, nie jesteśmy razem.- śmieję się i spoglądam na szatyna. -Jesteśmy po prostu znajomymi.- nic nie odpowiada, a potakuje i wręcza nam pucharki z wafli. Życzy smacznego i prosi, abym pozdrowiła rodziców. Wychodzimy na dwór i kierujemy się wzdłuż ulicy, aż dochodzimy do plaży.
-Skąd znasz tą kobietę?- pyta w końcu, kiedy siadamy na piasku.
-Kiedy byłam mała często tu przyjeżdżałam. Tata uwielbiał nas tu zabierać i prawie każde wakacyjne popołudnie tutaj spędzaliśmy. Oczywiście zanim zaczął taki biznes. Wierz mi, lub nie, ale to był dosłownie rok, kiedy osiągnął tak wiele.- mówię. -A ty? Byłeś tu?
-Tak, kiedyś tu mieszkałem, ale ojczym postanowił przenieść się do dużego miasta. Rozumiesz? Chciał rozkręcić swój biznes.- opowiada. W między czasie jemy lody i podziwiamy, jak fale unoszą się do góry i opadają. Robi się coraz chłodniej, ale chcę zostać tak długo, jak mogę. Justin się orientuje, że trzęsę się z zimna, więc zdejmuje kurtkę z siebie i nakłada mi ją na ramiona.
-Pójdziemy zaraz na gorącą herbatę, co?- proponuje, a ja spoglądam na niebo.
-O nie! Niedługo zachód, chcę to zobaczyć!- protestuję smutno, a on się śmieje.
-Co do zachodu mam kolejną niespodziankę.- wstaje i podaje mi rękę. Chwytam ją i zaczynam iść za nim. Wtedy dzwoni mi telefon. Spoglądam na wyświetlacz. Na nim miga zdjęcie przyjaciółki, więc wyciszam połączenie, a potem wyłączam urządzenie. Chowam go z powrotem do kieszeni i oglądam miasteczko, jakbym tu była pierwszy raz. W końcu witamy w kawiarni, gdzie zamawiamy herbatę na wynos. Długo nie czekamy, bo po pięciu minutach dostajemy kubki i możemy wyjść z lokalu.
-Gdzie teraz?- pytam, kiedy Justin się nie odzywa. Dalej milczy, więc po prostu idę za nim. Kierujemy się jakimiś uliczkami, aż z daleka widzę latarnię, o której opowiadał nam tata. Nieskończona liczba legend na jej temat i lęk za każdym razem, kiedy koło niej szłam. Tak było, kiedy byłam jeszcze dzieckiem, bo teraz już wyrosłam z takich "strasznych" historyjek. Idziemy wąskim chodnikiem i mijamy dom, w którym prawdopodobnie ktoś mieszka. Wchodzimy do budynku przy latarni i witamy starszego pana. Justin zaczyna z nim rozmawiać w innym języki i nagle szatyn chwyta moją dłoń.
-Chodźmy.- mówi z uśmiechem na ustach i ciągnie mnie w stronę krętych schodów. Wchodzę po nich na samą górę, aż w końcu jesteśmy na balkonie, na którym jest latarnia. W tej samej chwili słońce zaczyna chować się za linią wody, dając niesamowity efekt. Upijam łyk herbaty i spoglądam na Justina. Jemu też jest chłodno, ale zgrywa twardziela przede mną.
-Dziękuję za dziś.- uśmiecham się w jego stronę i oddaję mu kurtkę, kiedy czuję, że zrobiło mi się cieplej.
-Załóż, bo ci zimno.
-Już nie, ale tobie owszem.- śmieję się z jego miny, a on szybko ją zakłada. Staję blisko niego i dalej podziwiam zachód słońca. Mewy cudownie śpiewają, a szum fal mnie uspokaja. Oddycham z ulgą i chcę, aby ta chwila trwała wiecznie. Tak właśnie, niech trwa wiecznie. Nie chcę wracać do Nowego Jorku. Tu mi jest dobrze. Z nim mi jest dobrze.
-Wracajmy. Wszyscy się już pewnie o ciebie martwią.- mówi nagle, a ja robię minę zbitego psiaka.
-Nie, proszę. Zostańmy tu jeszcze.
-Przed nami 3 godziny drogi do domu. Musimy wracać, idziesz jutro do szkoły.- odwraca się w moją stronę i kładzie dłonie na ramionach. -Z miłą chęcią bym tu został, ale niestety musimy wracać.
-Okej.- rzucam smutno i zaczynam kierować się w stronę schodów. Milczymy w drodze powrotnej, ale ta cisza nie należy do tych krępujących. Każdy jest pochłonięty swoimi myślami. Czuję narastające we mnie szczęście. W dodatku polubiłam Justina, co jest chyba przekleństwem. Znaczy... Teraz jest innym człowiekiem, niż wtedy, kiedy go poznałam. Polubiłam go.
Wsiadam do auta, zapinam pas i włączam telefon.
-Poważnie? Wyłączyłaś go? Twoja psiapsi mnie zabije!- woła, udając przerażonego. Chichoczę i piszę krótkiego SMS'a do niej i do Jenny. Informuję, że wrócę gdzieś za trzy godziny. Dochodziła ósma, więc nie będzie tak późno. Gdyby jednak była mama, na pewno by mi się nie upiekło.
W drodze powrotnej ciągle rozmawiamy. Justin opowiada mi, jak doszło do tego, że trafił do domu dziecka. Jego matka go nie chciała, kiedy zostawił ją jej partner- biologiczny ojciec Justina. Kiedy miał sześć lat zaadoptował go Jared Bieber i postanowił zmienić nazwisko na jego. Z całego serca nienawidzi swoich biologicznych rodziców. Mówi, że gdyby mógł, napluł by matce w twarz za to, że go zostawiła.
-Wiesz, że to mogła nie być jej wina? Może nie miała pieniędzy, aby cię wychowywać?
-Nie próbuj jej bronić.- syczy przez zęby, a ja wzdycham ciężko i próbuję go zrozumieć. Kiedy widzę Nowy Jork, pragnę wrócić do Montauku. Dojeżdżamy na Manhattan, a ja spoglądam na Justina. Auto się zatrzymuje, a  z ust wymyka się kolejne westchnięcie.
-Wspaniałe popołudnie. Dziękuję.- uśmiecham się i chcę wysiąść z auta, ale decyduję się na to, by go przytulić. -Dobranoc Justin.
-Dobranoc Selena.

Od autorki: Na początku wielkie PRZEPRASZAM! Nie dodawałam rozdziału, ponieważ po pierwsze nie miałam na niego pomysłu, a po drugie czekałam na szablon, który ostatecznie nadal nie jest zrobiony, a miał być na 29 sierpnia... No cóż, czekamy dalej. :) Jeśli chcecie dowiadywać się o rozdziałach, to podawajcie w komentarzu swoje user. Mam nadzieję, że rozdział wam się mimo wszystko podoba, bo znów pisałam chyba z 5 wersji ciągu dalszego, ale wybrałam tą. Cóż, troszkę słodkości się przyda. Czekam na Wasze komentarze. Mam nadzieję, że będzie ich jeszcze więcej, niż ostatnio. Nie zawiedźcie mnie. Do usłyszenia niebawem. Powodzenia w szkole. xoxo Claudia ♥ PS. Jeśli chcecie wiedzieć na bieżąco co się dzieje na blogach, zapraszam na mój tt- @ClaudiaMaslowx albo wpisujcie na TT hasztag #EndOfTheRoadJBFF

czytasz=komentujesz

#EndOfTheRoadJBFF

6 komentarzy

  1. Cudowny! Mam nadzieję, że następny będzie szybciej, ale rozumiem-Szkoła �� Coś czuje ze będą płoty w szkole :D Do nastepnego :*/nixababy

    OdpowiedzUsuń
  2. czekam na kolejny rozdział, jak więcej ludzi zacznie je czytać to na pewno osiągniesz sukces bo opowiadanie jest wspaniałe. :)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli chociaż trochę podoba Ci się to fanfic, skomentuj to nawet jednym słowem. To tylko parę sekund, a niesamowicie motywuje do dalszego pisania. ♥

Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon.