poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Rozdział 4.



~***~

Siedzę dalej w tej samej pozycji i włóczę drugą nogą o posadzkę. Co chwilę spoglądam na Justina, który aktualnie rozmawia z kimś przez telefon. Rzuca kilka wyzwisk i przekleństw, zaciska dłonie w pięść i uderza w ścianę. Coś bardzo go denerwuje. Nie chcąc się narażać zaczynam iść w stronę garderoby. Siadam przed wielkim lustrem i sprawdzam swojego smartphone. Jest SMS od Archibalda, ale jakoś nie mam potrzeby, by go odczytać. Zamiast tego rzucam urządzenie na blat i obserwuję swoje odbicie. Zmęczone spojrzenie, worki pod oczami i blada twarz. Nie wyglądam jak materiał do robienia zdjęć. Dostrzegam gumkę, którą błyskawicznie chwytam do ręki. Przeciągam twarz po raz kolejny z nadzieją, że zyskam trochę młodzieńczego blasku. Kiedy jednak nic się nie poprawia, chwytam włosy i związuję je w niesfornego boba przy szyi. Zdejmuję z siebie marynarkę i szybko zakładam stanik, z nadzieją, że nikt mnie nie widzi. Potem naciągam spodnie i zaczynam zmywać makijaż. Wtedy słyszę pukanie do drzwi. Odwracam się w ich stronę, a do środka niepewnie wchodzi szatyn.
-Przepraszam za ten telefon, ja...
-Nie musisz mi się tłumaczyć.- przerywam i odwracam się z powrotem do lustra. Przejeżdżam wacikiem po powiece i ścieram grubą warstwę cienia.
-Czemu się przebrałaś?- podchodzi bliżej i siada na czerwonej, skórzanej kanapie po mojej lewej stronie. Czuję palące spojrzenie, jakim mnie obdarowuje. Przełykam ślinę, prostuję się i spoglądam na niego.
-Nie mów, że nie zauważyłeś tych worków...- wzdycham, wskazując palcem na miejsce pod oczami. Bieber unosi brew, próbując coś dostrzec, ale ostatecznie znów opada plecami na bok sofy. -Faceci..
-Facet, który robił ci zdjęcia wcale ich nie dostrzegał.- uśmiecha się triumfalnie, na co ja wywracam oczami. -To jak z tą kawą?
-Nie dasz mi spokoju, tak samo, jak wtedy, z odwózką, prawda?- kiwa głową w odpowiedzi, a z ust wylatuje głośne westchnięcie. Skupiam się na zmyciu resztek makijażu i kiedy jestem już czysta, odwracam się do Justina. Mrugam kilka razy, ciągle zastanawiając się, czy to dobry pomysł. Ostatnio nie myślę zbyt długo nad tym, co robię, więc w momencie się godzę. W oczach szatyna wita nieznany mi blask, co przez chwilę mrozi krew w moich żyłach. Tak, dosłownie się go boję. Wygląda jak wampir tuż przed swoim świeżym obiadem.
-Przerażasz mnie...- chwytam torbę i wychodzę z pomieszczenia. Rozglądam się za siostrą, której nigdzie nie widzę. Zdenerwowana wyjmuję telefon i piszę jej krótką wiadomość. Nie szczędzę słów, ponieważ denerwuje mnie takie zachowanie. Skoro jest moją menadżerką, to powinna tu być do końca, bo co, jeśli by mi się coś tu stało? Oh! Jenna naprawdę zachowuje się jak takie duże dziecko.
Wychodzimy z magazynu, a Justin zamyka go na klucz. Wrzuca go do kieszeni i całkowicie się rozluźniając idzie tuż obok.
-Opowiedz coś o sobie.- rzuca nagle, a ja śmieję się pod nosem.
-Co mam ci opowiadać?
-Próbuję cię poznać. Udaję dobrego chłopaczka. Dajesz maleńka! Nie wiem, twój ulubiony film?- zastanawiam się chwilę nad wyborem, który jest naprawdę trudny.
-Seria "Szybcy i wściekli".- odpowiadam, a on aż się zatrzymuje.
-Żartujesz?! Ty i Diesel czy Walker?- jest tak zaskoczony, jakbym właśnie powiedziała, że jestem zakonnicą. -Wydajesz się być taką, co siądzie przy dobrym romansidle.- przyznaje.
-Czy ja powiedziałam, że ich nie oglądam? Oglądam, ale nie tak często jak szybkich i wściekłych.- wzruszam ramionami i idę dalej przed siebie. Justin milczy, co daje mi ogromną satysfakcję. Wyglądam jak dziewczyna, którą da się szybko zranić? Cóż, ostatnio po rozstaniu z Nathanielem jakoś nie byłam specjalnie przygnębiona.
-A ty jakie filmy lubisz?- pytam w końcu, kiedy się nie odzywa.
-Sęk w tym, że te same, co ty.- śmieje się pod nosem, a ja przez moment myślę, że robi to specjalnie, by mi się przypodobać.
-Doprawdy?- zatrzymuję się i spoglądam w jego karmelowe tęczówki. -W której części umiera Letty?
-Wiedziałem, że o to zapytasz.- siada na pobliskiej ławce i zarzuca ręce na jej oparcie. -Szybko i wściekle.- mówi spokojnie, a na mojej twarzy wita spokojny uśmiech. Czyli jednak nie kłamie.
-Nie lubię, jak człowiek oszukuje, a przyłapałam cię na tym kilka razy, dlatego sprawdzam.- tłumaczę, a on klepie miejsce obok, dając jasno do zrozumienia, bym usiadła. -Mieliśmy iść na kawę.- szatyn kręci rozbawiony głową i wstaje z ławki. Ruszamy do pobliskiej kawiarni. W między czasie ciągle dyskutujemy na temat muzyki i filmów. Kto by powiedział, że będziemy mieć tak podobne gusta?
-Cholera, to ja myślałem, że mam do czynienia z typową laską z Manhattanu, która uwielbia zakupy, szpilki, romansidła i Beyonce albo Rihanne.
-Ej! Je też lubię!- przerywam oburzona porównaniem. -I za dużo myślisz.. O mnie.- poruszam brwiami, na co on zaczyna się śmiać.
-Mówiłem, że o takich ustach ciężko zapomnieć.- wlepia swoje palące spojrzenie w moje wargi, a ja aż odwracam głowę w bok, by przed tym uciec. Wzdycham ciężko, uspokajam oddech i prostuję się. Upijam łyk kawy, rozglądam się po pomieszczeniu, a potem stukam paznokciami o blat, czując się coraz dziwniej.
-Słyszałem, że Wiz Khalifa ma dawać koncert w przyszłym tygodniu w Barclays Center.- zaczyna i bawi się kubkiem.
-Oo, fajnie. Może się wybiorę.
-Ten twój ex słucha takiej muzyki?- pyta zaskoczony i unosi brew do góry. Spoglądam w jego stronę i wzruszam ramionami obojętnie.
-Nie mówię, że z nim. Swoją drogą nie, nie słucha.
-Więc z kim?- jego ciekawość zaczyna wyprowadzać mnie z równowagi.
-Za dużo chciałbyś wiedzieć.- mruczę i kończę kawę. Wstaję, chwytam katanę i zaczynam iść w stronę wyjścia. Justin rusza za mną i idzie krok w krok. Otwiera przede mną drzwi i przepuszcza mnie w nich. Macham w stronę nadjeżdżającej taksówki, która i tak się nie zatrzymuje.
-Ugh!- wypuszczam na zewnątrz całą frustrację, która się we mnie zebrała.
-Odwiozę cię.- mówi w końcu Justin i zaczyna bawić się kluczykami w ręce.
-Nie ma takiej potrzeby.- w duchu zaczynam przeklinać rodziców za to, że nie mam prawa jazdy i samochodu. Gdyby byli bardziej zainteresowani moim życiem, już dawno woziłabym się cudownym, nowym dodge chargerem.
-Chodź..- chwyta delikatnie moją dłoń i zaczyna ciągnąć w swoją stronę. Czując jego skórę oddech przyspiesza. W końcu się zgadzam. Czemu nie?

~***~

Wchodzę do mieszkania i nikogo nie ma w środku. Rozglądam się dookoła i nic, prócz ciszy nie dobiega do moich uszu. Ignorując tą dziwną pustkę, ruszam do kuchni. Wlewam sobie soku i od razu go piję. Stoję chwilę w miejscu i czuję, jak mój żołądek nieprzyjemnie się zaciska. Wyciągam telefon i dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego, że od momentu, kiedy Justin wszedł do garderoby on był wyłączony. Pospiesznie go włączam i chwilę czekam, aż przyjdzie jakakolwiek wiadomość. Serce wali jak szalone, a ja modlę się w duchu, żeby nikomu nic się nie stało. W naszym domu nigdy nie jest pusto. Zawsze ktoś się tu kręci. Jak nie Melanie, to Jenny, a w ostateczności rodzice. A teraz? Jestem sama w tym ogromnym mieszkaniu i nie wiem, co się dzieje z resztą. Siostra powinna wrócić po sesji od razu do domu i na mnie czekać, a jej tu nie ma. Rodziców prawie zawsze nie ma, więc to nie nowość. Natomiast Melanie u nas mieszka, dlatego czuję niepokój, kiedy nikogo nie zastaję. Wpadam w paranoję. Pewnie poszła na zakupy, a Jenny musiała jechać do pracy. Idiotka ze mnie.
Ruszam do pokoju, rzucam torbę w kąt i mam ogromną ochotę obejrzeć którąś z części mojego ukochanego Fast&Furious. Bez zastanowienia podchodzę do telewizora, włączam go i uruchamiam blu-ray'a. Z komody wyjmuję szóstą część i wkładam do napędu. Ruszam wziąć szybki prysznic i w spodenkach oraz luźnej koszulce kładę się na łóżku i zaczynam oglądać.
Zasypiam...
Budzę się dopiero kilka minut po dwunastej, następnego dnia. Nawet nie wiem, jak mogłam tyle przespać. To ponad 18 godzin snu! Nie da się tyle spać, to nieludzkie. Powinnam zostać za to zamknięta, albo coś...
-O! Wstała panienka.- słyszę głos gosposi. Unoszę głowę do góry i widzę starszą kobietę stojącą w drzwiach z przyjaznym uśmiechem wymalowanym na twarzy.
-Tak, dosłownie przed momentem się obudziłam.- przecieram zaspane oczy i dźwigam się do góry.
-Ma panienka gościa, Nathaniel przyszedł.
-Wpuść go.- mówię i podciągam pościel pod same pachy. W tej chwili mój telefon wibruje.

OD: NieznanyGODZ: 12:14Zdjęcia wyszły niesamowicie! Koniecznie musisz je zobaczyć. Ale to dopiero początek. Miłego dnia shawty, Justin.

Mrugam kilka razy i nagle słyszę chrząknięcie. Podnoszę wzrok w stronę drzwi i widzę spokojnego Archibalda. Uśmiecham się do niego i klepię miejsce obok. Zdejmuje kurtke, siada i spogląda na mnie.
-Słyszałam, że byłaś na kawie z tym.. Jak mu tam? Justin?- pociera swoje dłonie i wlepia wzrok w podłogę.
-I co w związku z tym? Nie jesteśmy razem...- wzdycham i osuwam się w dół. -Nate, nie zrozum mnie źle, ale po prostu nie czuję już tego. Nie wiem, starałam się, ale dotarło to do mnie, kiedy..
-Kiedy się z nim przespałaś?- wtrąca się, a ja aż podnoszę się do góry i patrzę na niego jak na zjawę.
-Przepraszam, co?- mrużę oczy i zaciskam ręce w pięść.
-Nie udawaj, Selena. Owszem, pocałowałem Jessice, ale się z nią nie pieprzyłem. Nowy Jork może i jest dużym miastem, ale ściany mają uszy, skarbie.- puszcza mi oczko, a ja wybucham.
-Oh, doprawdy? No cóż, owszem. Spałam z nim, a wiesz, co ci jeszcze powiem? Że było fantastycznie. A to dopiero początek, bo z tobą już skończyłam.- czuję narastającą satysfakcję, więc nie szczędzę słów. -Masz zamiar mnie teraz o coś obwiniać? To TY rozpieprzyłeś nasz związek. Byłam ci wierna, a z Justinem przespałam się, kiedy nie byliśmy razem.
-No tak, bo ty pieprzysz każdego nowo poznanego faceta.- nie wytrzymuję i go uderzam. Furia. To ona teraz dowodzi moim ciałem. Uderzam go drugi raz, a w oczach błyszczą łzy. Nie ze smutku, ze złości.
-Jesteś skończonym idiotą. Pierdól się!
-Czego ty ode mnie oczekiwałaś, co? Czego ty w ogóle chcesz od życia? Dziewczyno, zrozum, że nie będę na każde twoje zawołanie. Ty dla mnie nie byłaś, nigdy.
-To moje życie, palancie! Wiedziałeś, w co się pakujesz. Znasz mnie od dziecka! Nie miej pretensji, że nie zawsze miałam czas na twoje plany! Zresztą, mam to w dupie.- wyrzucam ze złości ręce.
-Huh?
-Wynoś się.- rzucam i pocieram niespokojnie czoło dłonią, bojąc się, że zaraz pobiję go jeszcze bardziej. Archibald patrzy na mnie i nadal siedzi. -Głuchy jesteś? Wynoś się stąd.- wrzeszczę, a on w końcu wstaje i wychodzi. Trzaskam drzwiami i ruszam po telefon. Jedyna osoba, której mówiłam to Taylor. Nie sądzę, by Justin znalazł Nate'a i mu o wszystkim powiedział. Dzwonię do blondynki, która już po dwóch sygnałach odbiera telefon.
-Powiedziałaś mu?!- wrzeszczę, a łzy cisną się do oczu.
-Ale o co chodzi?- pyta wystraszona, a ja opowiadam jej o wszystkim. Na końcu się rozklejam. -Kochana, ja ci przysięgam, że nic mu nie powiedziałam! Zwariowałaś?! Przecież dobrze wiesz, że twoje sekrety zawsze są u mnie bezpieczne!- tłumaczy się, a ja sama nie wiem, co mam o tym myśleć. Nim zdążę coś powiedzieć, dziewczyna się rozłącza. Przecież to oczywiste, ona nigdy nie powiedziałaby komuś czegoś tak ważnego dla mnie. Jak mogłam być tak głupia i ją o coś takiego podejrzewać? W tej samej chwili słyszę, jak drzwi się otwierają i w pokoju wita zdyszana Swift. Wstaję na równe nogi i po prostu ją przytulam. Zaczynam łkać jeszcze bardziej. Przepraszam ją za wszystko i na nowo opowiadam, co się od wczoraj wydarzyło.
-O matko! Poważnie? Skoro wspomniał o koncercie, to kto wie, czy cię na niego nie zaprosi!- woła podekscytowana, a ja smarkam i wyrzucam chusteczkę do kosza.
-Proszę cię... Nie chcę nawet o tym myśleć, zresztą on powiedział o tej nocy Nate'owi. Przegiął.- rzucam zdenerwowana i związuję włosy w kucyk. Przyjaciółka tylko piorunuje mnie wzrokiem i widzę, że najchętniej rzuciłaby we mnie poduszką.
-Dziewczyno, Nate dobrze mówił! Ściany mają uszy. Nie pamiętasz tego, jak trafiłaś do niego do domu, więc kto tam wie, czy nie spotkałaś kogoś z naszej szkoły? Wystarczy się rozejrzeć, tu każdy plotkuje!- wyrzuca zdenerwowana ręce w górę, a ja ją obserwuję. -Daj szansę Justinowi, bo wydaje się być naprawdę spoko. A z opisów wnioskuję, że to niezłe ciacho.- porusza brwiami, a ja jęczę poirytowana i padam do tyłu wprost na poduszki. Czy ona czasem może zachować komentarze dla siebie?
Melanie woła nas na obiad, więc schodzimy na dół i siadamy w jadalni. Naszym zwyczajem jest wspólny posiłek w przeciągu weekendu. Raz jest to sobota, raz niedziela, raz kolacja, a raz obiad. Znamy się od dziecka i już od małego miałyśmy takie spotkania. Nasze matki przyjaźniły się od liceum, znaczy dalej się przyjaźnią, tylko mniej. Same tak robiły, ale kiedy moja zaczęła podróżować ze swoimi książkami, nie miała już na to czasu.
-Smacznego!- wołam i wbijam widelec w spaghetti. Ciągle plotkując pochłaniamy posiłek. W końcu pojedzone wędrujemy na górę i zaczynamy myśleć nad balem, którego jesteśmy organizatorkami.
-DJ to wspaniały pomysł. Poszukajmy czegoś na necie, znajdziemy kogoś dobrego.- Taylor porywa mojego laptopa i od razu go uruchamia. Chwilę potem szukamy kogoś, kto nie bierze dużo, a gra dobre kawałki. Widząc po raz dziesiąty polecanego tego samego DJ'a, decydujemy się do niego zadzwonić. Bal jest za dwa tygodnie, dlatego musimy jak najszybciej to zorganizować. Po kilku sygnałach odbiera jakaś młoda kobieta. Przedstawia się jako Dakota i jak się okazuje, to ona jest tym muzykiem. Całkiem szybko dogadujemy się co do sobotniej imprezy i kończymy rozmowę. Teraz tylko dekorację, a wszystko jest załatwione. Po dłuższych przemyśleniach dochodzimy do wniosku, że najlepiej będzie, gdy wynajmiemy firmę, która się zajmuje takimi rzeczami. Kiedy wszystko dopięte jest na ostatni guzik, padamy na łóżku i patrzymy w sufit.
-A teraz najgorsze...- wzdycha blondyna i zasłania twarz rękami. -Kreacje.- mamrocze.
-Nie panikuj. Ileż to iść do galerii i coś kupić?
-Sęk w tym, że chcę wyglądać jak księżniczka. Chcę zostać królową balu, oh Gomez wiesz o co chodzi. Uwielbiam te klimaty.- podnosi się i patrzy na mnie z góry. To prawda. Odkąd pamiętam to ona grała rolę księżniczki, a ja byłam rycerzem, czy coś w tym stylu. To nie tak, że jestem chłopczycą, bo ewidentnie nie można mnie tak nazwać, ale wolałam tą rolę, niż wytapetowanej, sztucznej księżniczki, która sama nie umie nic zrobić i każdy za nią pracuje.
-Wiem, wiem Swift. Coś wykombinujemy.- puszczam jej oczko i słyszę dzwonek telefonu. Nie patrząc na to, kto dzwoni odbieram.
-Hej shawty...- ochrypły, ściszony głos Justina rozbrzmiewa w moich uszach. Przełykam ślinę, od razu poważniejąc. Podnoszę się do góry, opieram plecy o poduszki i podsuwam pod brodę kolana, by móc na nich oprzeć głowę. -Dzwonię, by powiedzieć, że będę za pięć minut u ciebie ze zdjęciami.- kontynuuje, a moje oczy wręcz wypadają z oczodołów.
-CO?- prawię krzyczę i tym samym zyskuję stuprocentową uwagę przyjaciółki. -Jak to, przyjeżdżasz?!
-Normalnie. Siostra powiedziała, że siedzisz cały dzień w domu, więc postanowiłem zrobić ci niespodziankę. A znając was, kobiety, wolałem zadzwonić, niż wpaść bez zapowiedzi i słuchać godzinnego lamentu z powodu twojego ubioru. Do zobaczenia, shawty.- połączenie zostaje przerwane. Rzucam błyskawicznie telefon na łóżko i zrywam się na proste nogi.
-Co się dzieje?!- pyta zdezorientowana Taylor, a ja biegam po całym pokoju nie wiedząc, co robić.
-Justin tu jedzie!

Od autorki: Witam! Koniec wakacji zbliża się coraz szybciej. Tak straasznie nie chcę wracać do szkoły. Przede mną egzaminy zawodowe, a co za tym idzie- mniej czasu na blogi. To straszne, ale co poradzić? Zresztą, co ja Wam będę o szkole pisać. Zamówiłam szablon na bloga, więc teraz cierpliwie czekamy na ZMIANĘ! Prawdopodobnie pojawi się też zwiastun tego opowiadania, ale to jeszcze nie jest pewne. Wracając do rozdziału- co o nim sądzicie? Pisałam go... Łącznie chyba 3 dni. Miałam 2 różne rozdziały, które się od siebie całkowicie  różniły. Nie wiedziałam, który lepszy, ale ostatecznie wybrałam ten. Mam nadzieję, że Wam się mimo wszystko spodobał i zostawicie po sobie komentarz. Zapraszam również na Wattpad. W sumie to tyle. Korzystajcie na maxa z ostatnich dni wakacji. Cieszcie się słońcem. Love, xoxo Claudia ♥

czytasz=komentujesz

9 komentarzy

  1. Jest świetny ! :) kiedy mozna sie spodziewać następnego ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Super opowiadanie... powodzenia i do następnego rozdziału! /Wiki

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow! Uwielbiam teksty Justina na temat ust Seleny. To takie pociągające. Tym bardziej, że Gomez nie pamięta tych najprzyjemniejszych chwil z nim. A on to doskonale wykorzystuje. Nie mogę się doczekać, aż trafią do łóżka... TOBĘDZIEBENG. Aww! Czekam na nn!

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekam na kolejny rodział, zapowiada się niesamowicie !!!! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Matko! Ale ją załatwił tym przyjazdem. Najlepsze, że Swift jest u niej i wreszcie go pozna ����

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham ten rozdział po prostu, jest genialny! Końcówka zwaliła mnie z nóg, to takie prawdziwe:)) Ale w sumie to godzinka chyba za długo. Zależy, z jaką kobietą mamy do czynienia. Nate sobie zasłużył, choć na jej miejscu dałabym mu w ryj jeszcze parę razy. Kto go tam wie, co on robił z tą Jess. Szczęścia im życzę tak czy inaczej! :)
    A co do Justina to tylko utwierdziłaś mnie w przekonaniu, że muszę wybyć do Nowego Jorku, żeby znaleźć kogoś takiego:) Coś mi mówi, że te zdjęcia są bardzo ciekawe.
    Czekam na nn :*

    L x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, gdzie zostawić ten komentarz, więc zrobię tu tutaj. Zapraszam na rozdział:)
      http://make-me-heart-attack.blogspot.com/2015/08/twenty-be-careful-what-you-wish-for.html

      L x

      Usuń
  7. Świetny! Znalazłam to opowiadanie dzisiaj i jestem pozytywnie zaskoczona! Rozdział świetnie napisany. Jeśli informujesz to to mój twitter-nixababy. Mogę ci zagwarantowac, ze będę tu zagladala częściej. Cieszę sie, ze piszesz to opowiadanie :D Nasteone komentarze postaram się pisać dłuższe :)))) Mam nadzieję ze już niedługo można spodziewać się nowego rozdziału :D Świetny i Wgl. Do następnego kochana! Och i czytałam twój wcześniejszy blog i był świetny i jestem pewna te ten będzie równie dobry jak nie lepszy.Co ile dodajesz rozdziały? nixababy

    OdpowiedzUsuń

Jeśli chociaż trochę podoba Ci się to fanfic, skomentuj to nawet jednym słowem. To tylko parę sekund, a niesamowicie motywuje do dalszego pisania. ♥

Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon.