~***~
*ROZDZIAŁ NIE SPRAWDZANY*
#EndOfTheRoadJBFF
Żadne słowo nie opisze tego, jaki skwar panuje na zewnątrz. Na każdym postoju, kiedy wysiadałam z auta, pragnęłam wrócić do środka. Zero wiatru, czyste niebo i ostro świecące słońce. Pogoda idealna, jak na wakacje, ale dla ludzi bez klimatyzacji w aucie to prawdziwa szkoła przetrwania.
-Chcesz coś zimnego do picia?- pyta Justin, wysiadając z auta na stacji paliw. Naciągam na nos okulary i przyciszam grające radio. Obserwuję szatyna. Biały, luźny top z głębokimi wycięciami odsłania jego mięśnie i tatuaże, a jeansowe spodenki są opuszczone do tego stopnia, że widać pasek z napisem CALVIN KLEIN. Białe adidasy i okulary przeciwsłoneczne dopełniają cały ubiór, przez co nie mogę przestać się na niego patrzeć. Wygląda bosko. Jak na faceta, Bieber ma doskonałe wyczucie stylu i muszę przyznać, że imponuje mi to, że nie prosi nikogo o pomoc w tej sprawie. Za każdym razem wygląda zabójczo. Musisz się uspokoić, Gomez. To Bieber, twój przyjaciel. NIC WIĘCEJ. NIGDY! grozi głos, a ja wywracam oczami zażenowana. Po pierwsze- czemu rozmawiam sama ze sobą? A po drugie, skąd w ogóle biorą się te głosy w mojej głowie? Może zwariowałam? Nie... Chyba.
-Wróciłem. Wiem, tęskniłaś.- Justin uśmiecha się od ucha do ucha i kładzie mi na udach lodowatą butelkę coca coli. -Pij, bo się odwodnisz.
- Oh, mogła być woda... Po coli chce się jeszcze bardziej pić.- wzdycham i przykładam butelkę do szyi.
-O tym też pomyślałem.- wyciąga spod koszulki dwie wody i wręcza mi je. Powstrzymując uśmiech zagryzam usta i odwracam głowę w drugą stronę, rzucając ciche "dziękuję".
Droga leci bardzo szybko. Nim się oglądam, jest już dziewiąta wieczorem, a my wjeżdżamy do Richmond. To norma, że o tej porze w lato miasteczko nie śpi. Na chodnikach jeszcze wiele osób spaceruje. Dostrzegam kilka par na randkach, spacerujących i trzymających się za rękę. W tej chwili przypomina mi się, kiedy ja, zakochana w Nathanielu, chodziłam z nim po ulicach Nowego Jorku i czułam się niczym księżna tego miasta wraz ze swoim księciem. Ale to nie był książę. To po prostu chłopak, który dobrze manipuluje uczuciami dziewczyn. Zmądrzałam, bo moimi już się nie zabawi.
-O czym myślisz?- nagle głos Justina przedziera się przez myśli, a ja orientuję się, że po policzkach spływają dwie krople łez. -Ej, mała. Nie płacz. Co jest?- nagle samochód zwalnia.
-Wszystko w porządku. Nie wiem w sumie, skąd te łzy.- wzruszam ramionami przepraszająco.
-A o czym myślałaś?
-O tym, że stałam się silniejsza. Nie dam sobą pomiatać.- jeśli mówię takie rzeczy komukolwiek, to znaczy, że ufam mu w stu procentach. Ktoś, kto poznaje moje słabości nie może mnie zranić, a jak już to zrobi, to niech nie oczekuje ode mnie drugiej szansy. Jej nie będzie. Nigdy.
-Silniejsza, ta? To czemu ryczysz?- szatyn zjeżdża na pobocze i zatrzymuje samochód. Włącza światła awaryjne i odwraca się w moją stronę, skupiając sto procent uwagi tylko na mnie.
-Jezu, nie wiem. Jestem zmęczona, okej? I czemu się zatrzymałeś?- wymachuję rękami na lewo i prawo, myśląc że to mi coś pomoże.
-Bo nie chcę, żebyś płakała. Tu masz się dobrze bawić i zapomnieć o wszystkim tym, co złe. Rozumiesz? Odetnij tamto życie i przez chwilę ciesz się tym, co jest. Proszę.- nagle ujmuje moją dłoń i składa na niej delikatny pocałunek. -Proszę.- szepta ponownie, wbijając wzrok prosto w oczy. Wzdycham ciężko i potakuję przy tym, prosząc aby ruszył. Dopiero teraz dociera do mnie to, jak ta podróż mnie wymęczyła. Pędzimy głównymi ulicami tego miasta, aż wieżowce znikają za naszymi plecami.
-Nie śpimy w Richmond?- pytam zaskoczona.
-Śpimy, ale nie w centrum. Zaraz będziemy, spokojnie.- uśmiecha się i zjeżdża z autostrady. Zaczynamy jechać lasami, łąkami, aż w końcu pojawiają się domy jednorodzinne. Wjeżdżamy do jednego z osiedli i zatrzymujemy się przy pierwszym domu po prawej stronie. Rzucam krótkie spojrzenie i dostrzegam, że czekają na nas już wszyscy, o których wspominał Justin. Nim się oglądam, facet już stoi i otwiera mi drzwi.
-Więc oto nasze lokum na dziś.- woła i rozpościera ramiona. Na ganku stoi jakaś staruszka i uśmiecha się od ucha do ucha. -To pani Forbs. Babcia Briana.- tłumaczy, kiedy kierujemy się w jej stronę. Kiedy tylko jestem już tuż obok niej, ląduję w sidłach babcinego uścisku. Kilka komplementów wylatuje z jej ust, a pozytywna energia sprawia, że naprawdę ją polubiłam.
-Chodźcie dzieci, kolacja stygnie!- klaszcze w dłonie i wprowadza nas do środka. Spoglądamy na siebie z Justinem i kierujemy się za nią. Wchodząc do jadalni od razu jestem już w czyiś ramionach. Najpierw Brian, potem Zac, Ryan, Robbie. Są wszyscy. Kiedy uświadamiam sobie, że jadę sama z taką grupą chłopaków, robi mi się słabo. Czarne scenariusze przelatują przez myśli i robię wszystko, aby je wybić z głowy. Oni nie zrobią mi krzywdy. Justin by ich zabił.
Po zjedzonej kolacji, pani Forbs odprowadza każdego do pokoi. Nie ma ich zbyt wiele, dlatego mogę się domyślić, z kim będę go dzielić.
-Cóż.. Wiem, że jesteś w niebo wzięta, że z tobą śpię, ale jak chcesz, to ja się prześpię na podłodze.- wzrusza ramionami, kiedy przekraczamy próg sypialni. Zatrzymuję się w pół kroku i odwracam błyskawicznie na pięcie. W tym samym czasie szatyn zamyka drzwi, a ja wpatruję się w niego z miną pt. "ty tak poważnie?". -Okej, okej! Rozumiem. Nie było pytania.- śmieje się, unosząc dłonie w górę w geście pokojowym. Ruszam wziąć szybki prysznic, a potem zarzucając na siebie zwykłą, dużą koszulkę ruszam do łóżka. Marzę o śnie, dlatego padam od razu na pościel i mozolnym ruchem wpełzam pod kołdrę. Zamykam oczy i słyszę po 10 minutach, że Justin również układa się już do snu. Gasi lampki i zsuwa się na poduszce w dół.
-Dobranoc Justin.- szeptam odwrócona do niego twarzą.
-Dobranoc słońce.- odpowiada i żegna mnie onieśmielającym uśmiechem. Odwracam się do niego plecami i mając przed oczami szereg pięknych zębów, zasypiam.
Czuję delikatne szturchnięcie w ramię, a ostre promienie słońca od razu rozgrzewają moją twarz. Zapowiada się kolejny upalny dzień.
-Wstawaj laska.- słyszę ochrypnięty głos, a elektryczność, jaka dochodzi przy tym do mnie powoduje, że pragnę otworzyć oczy. To może być mój prywatny budzik. Kiedy unoszę lekko powieki do góry, nie widzę nic, prócz zarysowanej w blasku słońca sylwetki szatyna, który wkłada właśnie koszulkę. Odwracam się do niego plecami i chcę spać dalej, ale nagle szatyn chwyta mnie za kostki u nóg i ciągnie na kraniec łóżka. Piszcząc przy tym, próbuję mu się wyrwać. Ostatecznie leżę pod nim i wpatruję się w błyszczące tęczówki. Uśmiech gości na naszych twarzach i niemalże czuję, jak stado wściekłych zwierzątek wariuje właśnie w moim żołądku.
-Wstajemy, mała.- śmieje się i trzyma ręce po obu stronach mojej głowy. Zaprzeczam tylko i zakrywam twarz dłońmi. Nie zniosę dłużej jego spojrzenia. Albo bym zemdlała, albo zwymiotowała ze stresu. Chwyta mnie za ręce i odsłania ponownie twarz.
-Mała, to jest twoja pała!- śmieję się, a on mruży oczy.
-Ta? Jakoś nie mówiłaś tego wcześniej.- mruczy i unosi jedną brew, dokładnie mnie obserwując.
-Bo nie było okazji.- uśmiecham się i chcę wstać, ale on nadal przyszpila mnie do łóżka. -Dobra, chcę wstać.
-A ja chcę teraz żebyś sobie przypomniała, jaka była moja pała.- rzuca wyzwanie, a mnie odejmuje mowę. Mrugam parę razy, nic nie mówiąc i czekam na jakieś wyjaśnienia. O nie, tak się bawić nie będziemy.
-Bieber, jeśli masz mnie za jakąś seks zabawkę, to sobie odpuść.
-Ej, to tylko żarty!- broni się błyskawicznie, a ja wpadam w szał. Normalni ludzie uprawiają seks, kiedy są razem. A nie tkwią w czymś, co śmią nazywać przyjaźnią, a potem całują się, kochają i udają, że nic takiego się nie działo.
-Dobra, ale jesteśmy przyjaciółmi, więc daj spokój już z takimi tekstami...
-A co? Pobudzam twoją wyobraźnię, która teraz ci krzyczy: BIERZ GO ZANIM CI UCIEKNIE?- śmieje się i schodzi ze mnie. Wywracam oczami, podnoszę się i patrzę mu prosto w oczy.
-Za autobusem i facetami nie biegam. Jak nie ten, to następny.- uśmiecham się, wstaję i idę w stronę łazienki. Kiedy zamykam drzwi, mam ochotę przybić piątkę samej sobie. Brawo Gomez! Za takie teksty powinnaś dostać jakąś nagrodę! Patrzę w lusterko i dziwię się, w jak dobrym stanie jestem. Włosy nie są wykręcone we wszystkie strony, jak to zawsze jest, a twarz wygląda na wypoczętą. Przemywam ją zimną wodą i zostawiam kasztanowe fale spoczywające na ramionach. Spoglądam w kąt łazienki i rozglądam się w poszukiwaniu dużej, czarnej torby podróżnej. W końcu ją odnajduję, więc sięgam po koronkowy, biały crop top, jeansowe spodenki i tego samego koloru co top sandały. Myję zęby i wychodzę. Justina nie ma, więc ruszam na dół, gdzie już są wszyscy. Witam się z nimi i siadam na wolnym miejscu.
-Gdzie Bieber?- pyta Brian i patrzy na mnie, a ja wzruszam ramionami i sięgam po ciemną bułkę. Głośne dyskusje na temat pięknej plaży w Miami nie mają końca. Ostatecznie o godzinie 11 wszyscy są gotowi do wyjazdu. Żegnam się z panią Forbs i szukam pojazdu Justina. Nie ma go nigdzie, więc zaczynam lekko panikować.
-Bez jaj...- rzucam cicho pod nosem i podpieram się rękami o talię.
-Czyżby cię ktoś wystawił?- obok pojawia się Zac, a ja mierzę go wzrokiem i zaciskam szczękę, aby nic nie powiedzieć. Nagle czuję wibracje w kieszeni. Sięgam po telefon i błagam o wiadomość od Biebera.
OD: Justin
GODZ: 11:06
Musiałem wyjechać wcześniej. Jedź z Zac'iem. Spotkamy się na miejscu, x.
Ee... Patrzę przez chwilę w wyświetlacz i kątem oka dostrzegam, jak Zac czeka na moją reakcję.
-Okej, wiedziałeś o tym?- spoglądam na niego zła, a on z uśmiechem na twarzy tylko potakuje. -Czemu mi kretynie nie powiedziałeś?- pękam i zaczynam się śmiać.
-Chciałem zobaczyć twoją reakcję.- wzrusza ramionami przepraszająco i prowadzi do swojego samochodu.. Otwiera mi drzwi, a ja przez chwilę podziwiam cacko.
-Co to za auto? Wiem, że dodge, ale jaki?- zaczynam temat, rozglądając się po jego wnętrzu.
-Challenger z 70'.- mówi, a ja cicho się śmieję.
-Wszyscy macie jakiegoś bzika na punkcie dodge.-komentuję, a potem skupiam się na drodze.
I tak mija kolejny dzień. Około 7 wieczorem zbliżamy się na miejsce. Widoki są coraz piękniejsze i wprost nie mogę się nadziwić. Palmy, wszędzie chodzą młodzi ludzie w krótkich rękawkach. Mijamy kolejne budynki, w których rozpoczęły się imprezy, a ja wiem, że te kilka dni będzie najlepsze w moim życiu. Już notuję sobie w głowie, do którego z nich wstąpię podczas pobytu.
-Podoba ci się tu?- głos Zac'a wyrywa mnie z wyobrażeń imprez tutaj.
-Bardzo... Mogłabym tu zostać już na zawsze.- wzdycham podekscytowana wizją mieszkania tutaj. -Daleko jeszcze?
-Pięć minut i jesteśmy.- mówi, skupiony na drodze. Stukając paznokciami o drzwi obserwuję miasto. W końcu zjeżdżamy z głównej ulicy i wjeżdżamy na osiedlę samych bogatych domów tuż nad Atlantykiem. Mijamy trzy domy i wjeżdżamy na parking naprawdę ogromnej willi.
-I to jest jego?!- wołam zaszokowana, na co Efron tylko wzrusza ramionami.
-Jest bogaty, więc może sobie pozwolić na takie rzeczy.- gasi silnik, a ja dostrzegam, że przyjechaliśmy ostatni. Wysiadam i rozglądam się dookoła. Ciepły powiew wiatru powoduje, że mam ochotę po prostu postać sobie na dworze i podelektować się tą chwilą.
-Ruszaj się, bo czekają na nas.- śmieje się, chowając telefon do kieszeni. Ruszam więc za nim, a na ganek wychodzi Bieber z Brianem. Oboje uśmiechają się na nasz widok. Podchodzę i witam się z właścicielem posiadłości i mierzę wzrokiem Justina.
-Możemy pogadać?- pyta od razu, nie zwracając uwagi na moje nastawienie.
-Uuu, kłopoty w raju?- śmieje się Ryan, który również wyszedł na zewnątrz. Ignorując głupie komentarze ruszam za nim i zatrzymuje się na podjeździe, z dala od przyjaciół chłopaka. Wyczekuję jego wypowiedzi, a on najpierw nurkuje w swoim samochodzie i wyciąga z niego bagaże. Już chcę zabrać swoją torbę, ale on cofa rękę w tył i kręci tylko głową.
-Musiałem jechać wcześniej, bo mam dla ciebie niespodziankę, z której powinnaś się ucieszyć.- mówi wreszcie, stając na przeciwko mnie. -Zanim cokolwiek powiesz, to zanieśmy to do twojej sypialni.- dodaje i rusza do drugiego wejścia. Przechodzimy przez ogromną, nowoczesną kuchnie, a potem wchodzimy schodami na górę. Mijam kilka drzwi, aż na końcu korytarza trafiam do pięknej sypialni. Wielkie łóżko, na przeciwko TV, własna łazienka i wszystko w pudrowo-białych kolorach.
-No to oto twoje lokum na ten tydzień.- mówi, przechodząc obok i stawiając przy łóżku walizkę. Na wprost mnie jest taras, więc kieruję się od razu w jego stronę. Odsłaniam firanki i widzę przepiękny krajobraz niekończącego się oceanu. -A teraz chodź, bo to nie koniec.- śmieje się i wychodzi. Zaniemówiłam. Kieruję się tuż za nim, aż trafiamy do salonu, gdzie przechodzę kolejny szok.
-Pomyślałem, że poczujesz się lepiej, jeśli będzie tu twoja przyjaciółka. Powinnyście odbudować ze sobą kontakt.- mówi pewny siebie i obserwuje moją reakcję. Patrzę na przyjaciółkę, która uśmiecha się niepewnie w moją stronę. Przełykam ślinę i wolnym krokiem idę w jej stronę. W końcu przytulam ją do siebie i pękam. Zaczynam płakać, przypominając sobie, jak bardzo za nią tęskniłam, jak bardzo brakowało mi naszych plotek, zakupów i wszystkiego, co robiłyśmy razem.
-Tak strasznie mi głupio, że się nie odzywałam.- szepczę, mocno ją obejmując.
-To ja przepraszam, że na ciebie naskakiwałam. Potrzebowałaś czasu, a ja cię jeszcze dobijałam. Powinnam cię wspierać. Przepraszam.- mówi równie cicho i mocno mnie tuli. -To będzie najlepszy czas, jaki mogłaś sobie wymarzyć Gomez. Nadrobimy zaległości w jedną noc, a potem zaczynamy szaleć! Pamiętasz, jak marzyłyśmy o takich wakacjach jak te? Marzenia się spełniają.
-Nie same.- urywam nagle i spoglądam na stojącego obok Justina. -To dzięki niemu.- mówię przez łzy i podchodzę do niego. Delikatnie obejmuję w torsie i zaczynam szeptać ciche podziękowania i przeprosiny za to, co zrobiłam rano.
-Przestań ryczeć, bo przyjechałaś tutaj się bawić. Zepnij dupsko i korzystaj!
-A skoro mówimy o korzystaniu..- do salonu wchodzi Brian. -to na głównej plaży jest dzisiaj impreza. Możemy na nią jechać, jak chcecie.- proponuje, wzruszając ramionami i wkładając ręce do kieszeni. Jednogłośnie każdy się zgadza i bez zastanowienia rzuca się do swojego pokoju. To będą wakacje mojego życia...
Od autorki: Witam, cześć i czołem! Mało komentarzy, to od razu, dlatego dałam rozdział teraz. Chciałam Was przetrzymać jeszcze trochę, ale stwierdziłam, że dodam go już i się pożalę na Was troszkę! Komentujcie tak, jak kiedyś miśki..:( To bardzo motywowało do pisania nowych rozdziałów. Ponad 20 komentarzy? Wiem, że mam dla kogo pisać, a tak to.. Rozumiem, że mnie długo nie było, ale sądziłam, że czytelnicy zostaną i poczekają na mnie... Okej, mam nadzieję, że się poprawicie! Co myślicie o niespodziance Justina? Jak wyobrażacie sobie ten tydzień w Miami? Piszcie w komentarzach! Do następnego! ♥ Im więcej komentarzy tym szybciej nowa notka. :) Wpadajcie na twittera #EndOfTheRoadJBFF
Oby coś między nimi bylo!! Moze justinek bd zazdrosny😁😇
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny ;) cudwony rozdział
OdpowiedzUsuńCzekaam na next 😃
OdpowiedzUsuńJa też czekam
OdpowiedzUsuńJeju mam nadzieje ze miedzy nimi cos zajedzie 😂💞 czekam na następny ! Jestes świetna
OdpowiedzUsuńGenialny
OdpowiedzUsuńMam nadzieje ze spędza ten czas na dobrej zabawie , bez komplikacji .... I żeby cos miedzy nimi było w końcu !
OdpowiedzUsuńŚwietny����kocham to ff
OdpowiedzUsuń