sobota, 28 maja 2016

Rozdział 29.


~***~
*ROZDZIAŁ NIE SPRAWDZANY*

Siedzę w siłowni razem z Zaciem. Pokazuje mi podstawowe chwyty przy samoobronie, a ja staram powtórzyć wszystko, co uczy mnie mój prywatny mistrz. Przechodzimy do rutynowych ćwiczeń- kilka brzuszków, przysiady, pompki, a potem worek, na który czekałam od samego początku.
-Najpierw musisz..- nim zdąży dokończyć pierwszy cios leci w sam środek masy wiszącej przede mną. Zaciskam zęby czując lekki ból w pięści. Mimo wszystko adrenalina wzrasta i pragnę więcej. -Nawet nie dasz mi nic powiedzieć.- śmieje się, obejmując worek i patrząc na mnie z rozbawieniem. -Ale masz mocne ciosy, co jest zaskakujące przy...
-Takiej wychudzonej osobie? No patrz, nie jestem taką ofiarą, jak myślicie.- prycham i ponownie uderzam worek. W głowie rysuję sobie twarz Jeremy'ego. Uderzam ponownie. Każdy człowiek, który zrobił mi kiedykolwiek krzywdę staje się moim celem. Chłopak nie odzywa się słowem, obserwując moje ruchy i mimikę.
-Jesteś strasznie skupiona.
-Wyobrażam sobie, że powalam kogoś, kto zalazł mi za skórę.- warczę przez zaciśnięte zęby widząc faceta, który siłą mnie wyciągał z pokoju, żeby próbować mnie sprzedać. Szał zaczyna targać moim ciałem. Nie potrafię tego opanować. Kopię, walę, sapię. Moje nerwy wychodzą na zewnątrz. Prawdziwa bestia, jaka we mnie siedzi budzi się ze snu zimowego. Niespodzianka, surwysyny.
-Halo, Sel, przerwa!- Efron chwyta mnie za ręce i próbuje zatrzymać, ale nie tym razem. Ostatkami sił uderzam ponownie, a potem upadam na kolana i pochylam głowę w dół. -Wszystko okej?- pada obok i chwyta twarz w rękę. Patrzę na niego beznamiętnie i tylko kiwam głową. 
-Tego było mi trzeba.- wzdycham, wstając z podłogi i ściągając z rąk rękawice. Rzucam je gdzieś na bok i biorę butelkę wody. Poprawiam kucyk i siadam na skórzanym fotelu przy jednej z kolumn na środku pomieszczenia.
-Jestem pod wrażeniem!- woła zdumiony i bierze drugą wodę. Sam zaczyna iść ćwiczyć, a ja obserwuję, jak jego mięśnie się napinają przy każdym wysiłku. Ma niesamowite ciało, to trzeba mu przyznać. -Spodziewałem się opadnięcia sił i rezygnacji już po samej rozgrzewce. 
-Człowieku, nawet nie wiesz, ile we mnie jest siły. Powaliłabym całe wojsko, jakbym musiała.- śmieję się i przecieram twarz ręcznikiem. Kiedy Efron podnosi ciężary, ja wchodzę na bieżnię i zaczynam powoli truchtać. 
-Ty naprawdę nie chcesz się poddać.- dźwiga się, aby na moment nawiązać ze mną kontakt wzrokowy. -Nie wiesz, na co się piszesz.
-Wiesz, co jest gorsze od tego?- przerywam mu i sama zatrzymuję urządzenie. -Walka z samym sobą i przegrana. Myśl, że mogłam coś zrobić, a nie spróbowałam. Człowiek, aby był szczęśliwy, musi walczyć. Do utraty sił.- po tych słowach po prostu włączam muzykę i zaczynam ponownie swój bieg. Zac przez dłuższą chwilę siedzi i zastanawia się nad tym, co powiedziałam. Wsłuchuję się w tekst "Like toy soldiers" Eminema. Próbuje wybawić wszystkich od problemów, chciałby problemy załatwiać sam, po swojemu, by jego armia nie była narażona na bezpieczeństwo. W chwili, kiedy słyszę te słowa, od razu widzę Justina- był wściekły, kiedy to Zac mnie uratował, a nie on. Nie chciał narażać nikogo na niebezpieczeństwo. Chciał załatwić to sam, bez ofiar, bez rannych. Dociera do mnie, jak szlachetnym człowiekiem jest. Wkopał się w gówno, z którego nie potrafi sam wybrnąć. Ma swoich przyjaciół,czekających tylko na skinienie jego palcem, a będą w stanie zrobić rzeczy niemożliwe. Jednak on nie daje żadnych sygnałów. On działa sam, dla dobra swoich ludzi.
-Zac...?- przyciszam piosenkę, aby mężczyzna mnie usłyszał. Opuszcza ciężary i wstaje, żeby nawiązać kontakt wzrokowy. -Czy Justin naprawdę chce zabić ojca?
-Tak, ale za każdym razem kiedy próbuje, coś idzie nie tak.- upija łyk wody. -A co?
-Jeremy wie, co on chce mu zrobić?
-Na szczęście nie. Już byłby trupem.- rzuca obojętnie i wraca do ćwiczeń. Jakaś część mnie staje na przeciwko nas i zwalnia, aby popatrzeć na sprawę jako poboczny obserwator. Ojciec- biologiczny tata Justina, człowiek który powinien robić wszystko, żeby syn miał dobrze robi, działa całkowicie wbrew temu. Chce, aby przy każdej okazji upadał, nie wstawał już po nim. Co za ojciec może robić coś takiego? Jakim skurwielem trzeba być? 
-Chodź, poćwiczymy.- woła Zac i wskazuje na worek, a ja niczym ćpun na kacu biegnę po rękawicę i biegiem je wciskam na swoje ręce. Mężczyzna zawiązuje mi je mocno, aby nie spadły i staje za ciężarem, aby go przytrzymać. -Wiesz, co ci powiem?- przerywa, spoglądając na mnie zza niego. -Że jesteś pojebaną laską. Normalna by już dawno spierdoliła, tym bardziej będąc w twojej skórze. Masz życie, jakiego pragnęłaby każda na tym pierdolonym świecie. Ułożona rodzinka, modelka, sława, przyjaciele, pewnie jakieś imprezki z wpływowymi grubasami. A jesteś tutaj, w miejscu, gdzie w każdej chwili możesz umrzeć, gdzie ktoś może cię postrzelić. Najzabawniejsze, że mieszkasz pod jednym dachem z samymi popierdolonymi ludźmi.- śmieje się, kiedy znów uderzam. Nie komentuję tego, co mówi. Najzwyczajniej nie mam ochoty znów ciągnąć tego tematu. -Zawsze masz to, czego chcesz.- tymi słowami włącza we mnie ukryty głęboko guzik, który nigdy nie powinien być włączony. Zastygam w bezruchu i spoglądam na niego czując, jak krew zaczyna wrzeć, a kończyny prawie palą od adrenaliny. Efron momentalnie gryzie się w język i zasłana się workiem. -Nie o to mi chodzi, kurwa! Mówię tu o ciuszkach, szkole, imprezach i facetach. Nie mów, że tak nie jest, bo nie uwierzę. Jesteś za ładna.
-Zamknij mordę i mnie nie wkurwiaj.- warczę i ponownie próbuję przejąć kontrolę nad agresją. Dwa głębsze wdechy i uderzam z całej siły w worek. Szatyn aż odchodzi kilka kroków w tył, ponieważ ciężar kołysze się w przód i w tył w bardzo szybkim tempie. -Skończyłam na dziś.- rzucam rękawicę na ziemię i chwytając butelkę wody, wychodzę. To miało mi pomóc przetrwać dłużący się w nieskończoność dzień, a spowodowało, że przemyślałam wiele istotnych spraw. Wchodząc po schodach na parter spotykam Briana, który patrzy na moje odkryte ciało i uśmiecha się dumnie. 
-Siłownia, co?- kiwam tylko głową, by nie musieć otwierać ust, bo z nich wypadłoby wiele niestosownych słów, których mogłabym potem żałować. Wytatuowany mężczyzna chce jeszcze o coś zapytać, ale widząc mój humor rezygnuje i wraca do grupki znajomych do salonu. Trzaskam głośno drzwiami i biorę czysty top i spodenki do ręki. Zrzucam przepocony stanik sportowy i leginsy, a potem wchodzę pod prysznic i pozwalam, aby letnia woda ochłodziła rozgrzaną skórę. Uspokajam rozdrażnione nerwy, zaczerpuję kilka głębokich wdechów. Opieram ręce o ścianę i opuszczam głowę w dół. Może i Efron miał rację? Może naprawdę zawsze dostaję to, czego chcę? Nie, nie, nie. Gdyby tak było, już po dwóch dniach byłabym na wolności, a nie tkwiłabym w tym pieprzonym burdelu. Wychodzę z łazienki i siadam na łóżku, zastanawiając się nad tym, czy iść porozmawiać z Justinem teraz, czy po prostu odpuścić sobie i poczekać, aż sam wyjdzie z inicjatywą. Dochodzi jedenasta. Dwie godziny spędziłam na siłowni, a wciąż przepełniona jestem energią, mimo że w ogóle w nocy nie spałam. Biorę do ręki telefon i spoglądam na wyświetlacz. Kilka SMS'ów od mamy z pytaniem, czy wracam do Nowego Jorku. Kiedy mam zamiar jej odpisać, do pokoju wchodzi blondynka. Zamyka za sobą cicho drzwi i uśmiecha się nieśmiało. 
-Jak tam?-siada obok i patrzy badawczo na mnie. Wzruszam ramionami i wymuszam na sobie krótki uśmiech.
-Dobrze.- odpowiadam obojętnie i wzdycham, kładąc się na mięciutkich poduszkach. -Jadłaś śniadanie?
-Serio?- tak, to samo pytanie zadaję sobie teraz w głowie. Nie mam o co pytać, tylko o to, czy jadła śniadanie? Gomez, nie masz mózgu dziewczyno. -Tak, jadłam, pyszniutkie było!- woła słodkim i wysokim głosikiem, aż poważnieje i posyła mi mordujące spojrzenie. 
-Przepraszam, no..
-Rozmawiałaś z nim?- od razu przechodzi do konkretów, a ja marszczę brwi. Skąd ona wie...A, no tak. Zac. Przeczę ruchem głowy i zaczynam bawić się telefonem. Obracam go kilka razy, a potem wzdycham ciężko i wzruszam ramionami. 
-Dopiero się dzień zaczął.- śmieję się, a ona wywraca oczami na moje słowa. 
-Powinnaś sama do niego iść. A mogę się założyć, że będziecie razem.- pozytywna energia wręcz z niej emanuje. Ona zawsze myśli w dobry sposób i nie rozpatruje innych opcji. -Idź teraz!
-Śpi!- wołam i próbuję jej jakoś to wybić z głowy, ale na marne. I co ja mu powiem? Hej! Zastanowiłeś się? Kochasz mnie na pewno czy na niby? Masz ochotę ryzykować życie dalej?
-Nie śpi, idziesz, albo ja pójdę po niego!- grozi mi palcem, a ja otwieram szerzej oczy i mrugam parę razy.
-Swift, opanuj swoją wściekliznę macicy i idź do Efrona. Nie wpierdalaj się do mnie, okej?
-Ej, wyluzuj, okej?- mówi błyskawicznie. Orientuję się, że język się rozwiązał i poleciało parę niepotrzebnych słów.
-Boże.. To nie mój dzień, przepraszam.- przytulam ją i proszę, aby zostawiła mnie samą. Włączam youtube i odszukuję piosenki Tygi. Odpływam w rytmach "Stimulated". Czując dokładnie każde uderzenia basu zamykam oczy, relaksując się przy niej. 
Otwieram oczy, usnęłam. Przeciągam się i odwracam na drugi bok. Kiedy dostrzegam, że leży obok mnie Justin, zamieram.
-Jak długo?
-Dostatecznie, żeby się napatrzeć.- mówi, obniżając się do mojego poziomu i uśmiechając się słodko. 
-To pewnie wystarczy ci do końca życia.- wzdycham, dźwigając się na łokciach w górę. Zdejmuję z nadgarstka gumkę i ujmuję nią roztrzepane, jeszcze wilgotne włosy. Na dworze jest jasno, co oznacza, że nie spałam tak długo, jak mi się przez pierwsze sekundy wydawało. 
-Nie będę musiał się martwić, czy mi to wystarczy.- śmieje się i podkłada dłonie pod głowę. Całkowicie zrelaksowany leży na łóżku i obserwuje mnie z uśmiechem na twarzy.
-To znaczy?- szatyn w tej chwili dźwiga się do góry i obejmuje mnie w tali mocno do siebie przyciągając. 
-To znaczy, że codziennie będę mógł patrzeć, jak słodko śpisz z otwartą buzią, jak przez sen mamroczesz słodkie słówka.
-Dosyć.- zasłaniam mu usta ręką czując, jak policzka robią się czerwone. -Przejdź do sedna.- Justin bez słowa wpija się w moje usta i przyciąga mnie z całych sił do siebie. 
-Kocham cię.- mamrocze przez pocałunek. -I to powinno ci wszystko już wyjaśnić.

Od autorki:
WITAM! Pierwsza, podstawowa sprawa: rozdział jest krótki, ponieważ chciałam go zakończyć w takim momencie. Było mi go bardzo ciężko napisać, a że ostatnio nie mam natchnienia na jakieś romanse, tylko akcja, bitwy, etc. to wprowadziłam tu taki klimat. Zacznie się coś, czego jeszcze w moich opowiadaniach nie było i wręcz nie mogę się doczekać, aż będę dla Was pisać kolejne rozdziały. Mam wiele pomysłów i jak tylko jutro wstanę, tak od razu zabiorę się za pisanie! Komentujcie żabcie, co sądzicie o tym rozdziale. Jest tu trochę przemyśleń Seleny, która ponownie odkrywa przed nami nową twarz. Kto by pomyślał- kiedyś modelka, a teraz wojowniczka gotowa do prawdziwej bitwy! Czekam na Wasze opinie, oby było ich dużo! Szykuję dla Was niespodziankę, już wkrótce dowiecie się o co chodzi. A teraz do następnego. xx Claudia ♥

7 komentarzy

  1. Boże nareszcie ale rozdział jak zawsze bombowy ❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaa w takim momencie... Rozdział cudny, Boże wiedziałam ze bedą razem.❤️❤️ Oni sa racy kochani. Nie moge sie doczekac co będzie dalej❤️😍 jestem strasznie ciekawa co wymyśliłaś ❤️😍

    OdpowiedzUsuń
  3. Skojarzyło mi się z jakimś romantycznym dziełem :D Przemiana z nieszczęśliwego kochanka w patriotę (tu wojownika).
    Naprawdę super :) codziennie wchodzę kilka razy i sprawdzam czy nie ma rozdziału <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeju kocham !! Mam nadzieje ze szybko bedzie nowy

    OdpowiedzUsuń
  5. Wojowniczka i walcząca seksowna kobieta to typ kobiety ulubiony 😍😍

    Awwww bd razem!!! Walczy się i oby im soe udało!

    OdpowiedzUsuń
  6. ♡♡♡♡♡ kocham ♡♡♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeju, ale świetny 😍 Czekam nn

    OdpowiedzUsuń

Jeśli chociaż trochę podoba Ci się to fanfic, skomentuj to nawet jednym słowem. To tylko parę sekund, a niesamowicie motywuje do dalszego pisania. ♥

Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon.