~***~
*ROZDZIAŁ NIE SPRAWDZANY*
-Nie ma go. Przekazać coś?- pytam, spuszczając głowę w dół. Z całych sił chcę wyglądać na silniejszą, ale im intensywniejszy wzrok Jeremy'ego czuję na sobie, tym coraz ciężej jest mi złapać oddech. Przeszłość właśnie powraca i uderza mnie mocno w twarz.
-Nie.- uśmiecha się i przeplata ręce przy pasie. -Powiedz tylko, że byłem.- dodaje po chwili. I kiedy mam zamiar zamknąć drzwi, jego dłoń w ostatniej chwili je blokuje, a ja czuję, jak cały grunt osuwa się spod moich stóp. -Widać, że z tobą lepiej. Uważaj na siebie księżniczko. Wiem, że jesteś dobra w łóżku, więc w każdej chwili mogę zrobić z ciebie swoją prywatną niewolnicę.- nie wahając się ani sekundy dłużej, uderzam go w twarz. Do oczu napływają łzy, bo doskonale wiem, że to się źle skończy i tylko błagam Boga, aby Jenna przyjechała tu szybciej. Jeremy prycha pod nosem i wychodzi. -Do zobaczenia, słońce.- zatrzaskuję szybko drzwi i osuwam się plecami po ich wierzchu. Wdech, wydech. Zaraz będzie tu Jenna i nie może widzieć mnie w takim stanie. Zrywam się na proste nogi i mocno przecieram oczy. W ostatniej chwili powstrzymuję łzy, które chcą spłynąć po policzku i idę przemyć twarz zimną wodą. I w tym samym momencie słyszę dzwonek do drzwi. Przełykam ślinę i w duszy modlę się o to, żeby to była Jenna. Mam rację. Siostra rzuca mi się na szyję i mocno przytula.
-Coś się stało? Jesteś zaczerwieniona..- obserwuje dokładnie moją twarz, ujmując ją w dłonie.
-Prysnęłam sobie przyprawą w oczy.- kłamię i wyrywam głowę z uścisku. Wpuszczam ją do środka i ostatni raz rzucam krótkie spojrzenie na korytarz. Żadnej żywej duszy w okolicy. Cichutko zatrzaskuję drzwi i ruszam z siostrą do kuchni. Nie da się ukryć, że jest zafascynowana mieszkaniem. W końcu jak na faceta, to lokum jest naprawdę pięknie zrobione.
-Przepraszam za tak bezczelne pytanie, ale skąd on ma kase na takie luksusy? Jak on utrzymuje to mieszkanie?- szereg pytań wylatuje z ust blondynki.
-Miał swoje oszczędności, pracował od bardzo dawna i ojciec mu trochę pomógł.- wzruszam ramionami i biorę do ręki czajnik. -Kawę? Herbatę?
-Wino?- chichocze i zasłania dłonią usta. Wywracam oczami i uśmiechając się, wyciągam dwie lampki z szafki. Kierujemy się do salonu, a głośne westchnięcie wylatuje z ust siostry. -Okej, ten facet przegina. To mieszkanie jest tak piękne..
-Wiem.- przerywam jej i siadam na sofie. Otwieram butelkę białego alkoholu i nalewam go do szkliwa. Obijamy się nimi i upijamy łyk.
-Przepraszam za moją dociekliwość, ale.. Czy wy ze sobą sypiacie?- unosi lekko ponad lampkę oczy i lustruje mnie uważnie, starając się doszukać nienaturalnych zachowań.
-Nie! Zwariowałaś? Mam własną sypialnię.- tłumaczę. -W ogóle skąd ci to przyszło do głowy?
-Wiesz, normalni ludzie w waszym wieku nie mieszkają ze sobą od tak sobie. Zazwyczaj albo są innej orientacji, albo po prostu się kochają.- marszczę brwi na jej słowa i udaję, że tego nie słyszę. -Okej, nie wnikam w wasze relacje Selena. Już się tak nie oburzaj!- wzdycha ciężko siostra.
-Ale dobra, przejdźmy do spraw ważniejszych! Opowiadaj, kim jest ten facet!- szturcham ją w ramię i dostrzegam te tuzinkowe iskierki tańczące w jej oczach. Ma na imię Klaus. Niedawno skończył studia i jest nauczycielem wychowania fizycznego. Już uzyskuję pełen obraz seksownego mięśniaka uczącego wf'u w jednym z tutejszych wyższych szkół... Jest mulatem, ciemne oczy i włosy idealnie do niego pasują, a śnieżnobiały uśmiech pięknie kontrastuje z resztą kolorów.
-Jest szarmancki, inteligentny i cierpliwy. Ale to nie jest tak, że to taka cipa... To facet z jajami, wiesz. Taki, jakiego szukałam.- to fakt. Jenna nie spotyka się z byle kim i nie patrzy na wygląd. Jej ostatni chłopak, z którym była na poważne, wyglądał jak siedem nieszczęść razem wziętych. Ani nie był przystojny, ani wysportowany. Charakterem jednak przebijał wszystkich. Zerwali, ponieważ Jenna musiała wynieść się na pół roku do Californii.
-Rozumiem. A jak się poznaliście?- naprawdę staram się skupić na tym, co mówi siostra, ale przychodzi mi to z wielką trudnością, ponieważ w głowie ciągle mam obraz stojącego ze stoickim spokojem Jeremy'ego tuż pod drzwiami. Nie robi sobie nic z tego, że mogę wezwać policję, że mogę zacząć krzyczeć i udowodnią to, że mnie prześladuje, kiedy spojrzą na monitoring. A jednak odważył się i przyszedł tu pod pretekstem, że chciałby spotkać się z Justinem. Ponownie chce od niego pieniędzy? Justin coś o tym wspominał i owszem, to nie moja sprawa, ale to jest naprawdę męczące. Tym bardziej, skoro to jest jego ojciec i to on powinien dawać mu te pieniądze.
-Halo! Czy ty mnie w ogóle słuchasz?!- nagle dłonie siostry są tuż przed moją twarzą, a ja wzdrygam się i spoglądam na nią z zawstydzeniem. -Oczywiście, że nie. Coś cię gryzie. O co chodzi?
-Nie, nic, spoko! Kontynuuj, ale jakbyś mogła... Powtórz od początku.- westchnięcie wylatuje z jej ust i chwilę potem ponownie zaczyna wątek studenckiej imprezy w centrum Manhattanu. To tam poznała Klausa i spędziła z nim całą noc. Po skończonej imprezie, odwiózł ją kulturalnie do domu i nie oczekiwał, że go pocałuje, co jej się bardzo spodobało. Potem przypadkiem trafili na siebie w Central Parku i wymienili się numerami telefonu.
-Awh! To słodkie!- komentuję, uśmiechając się od ucha do ucha. -Jesteście już razem?
-Tak, od tygodnia. Poznaliśmy się ponad miesiąc temu.- tłumaczy. -Nie za szybko?
-Jeśli czujesz się z nim dobrze, to czemu miałoby być szybko? Liczy się to, co czujesz tu- kładę palec na klatce piersiowej w miejscu, gdzie jest serce. -a nie czas. On i tak przemija.- wzruszam ramionami i prostuję się na miejscu.
-Tęsknię za tobą, wiesz?- mówi nagle, a ja czuję, jak pod powiekami gromadzą się łzy. -Ale teraz ty opowiadaj. Gdzie się wybierasz?- pyta, wskazując brodą na walizkę, która stoi w kącie salonu.
-Cóż, Justin zabiera mnie do Miami.- chichoczę zadowolona i odwracam wzrok w drugą stronę, by uniknąć kontaktu z Jenną.
-CO!? ŻARTUJESZ SOBIE! DO MIAMI!? TO DRUGI KONIEC KRAJU!- klepie mnie w uda i tak skacze na sofie, że muszę odstawić lampkę na stół, by nie rozlać alkoholu na materac.
-Wiem, ale...
-Zależy ci na nim!- woła i w tej chwili po mieszkaniu rozbrzmiewa przekręcający się klucz w drzwiach. -Nie żartuj! Zależy ci!
-Shhh! Jenna, zamknij się!- marszczę brwi i rzucam jej groźne spojrzenie.
-JESTEM!- słyszę głośny krzyk Justina, a kiedy przechodzi obok salonu, zatrzymuje się na moment i spogląda w naszą stronę. -O, cześć.- uśmiecha się od ucha do ucha, kręcąc wokół palca klucze od mieszkania. -Mogę się dosiąść?
-Możesz kogoś dosiąść.- rzuca kąśliwie siostra, a ja wywracam oczami, kiedy dwójka wybucha śmiechem.
-Dajcie sobie spokój z takimi tekstami.- mruczę.
-Przepraszamy, arystokracjo. Nie będziemy używać takich określeń w pani towarzystwie.- mówi smuto blondynka. Przepraszam ją na moment i idę do kuchni, by poinformować Justina o dzisiejszym gościu. Przekraczam próg kuchni i dostrzegam, jak penetruje wnętrze lodówki.
-Gdzie zakupy?- pytam unosząc brew do góry.
-Cholera, zapomniałem z auta.
-Justin..- zatrzymuję go ręką i daję do zrozumienia, by wszedł jeszcze głębiej. Idę zaraz za nim i zaczynam szeptać. -Był tu twój ojciec.
-Zrobił ci coś?!- warczy nagle i dostrzegam gołym okiem, jak każdy jego mięsień się napina. Zaprzeczam ruchem głowy. -Czego chciał? Wszedł tutaj?- ponownie to robię, a on uspokaja swoje nerwy. -Zajebę gnoja, jeśli jeszcze raz się zbliży do mieszkania, kiedy w nim przebywasz.- zaciska mocno zęby, a oczom ukazuje się zarys szczęki. Dobry Boże, mogę patrzeć się na to godzinami, ale cichy głos przypomina, że w salonie czeka siostra. -Wracaj do niej, ja idę po zakupy.- niemalże czuję, jak czyta mi w myślach.
Nim się oglądam dochodzi dziewiąta. Jenna chce już wracać do domu i mimo moich nalegań, robi to.
-Jutro wyjeżdżasz, musisz odpocząć, sprawdzić czy wszystko spakowane. Spotkamy się jak wrócisz misiu.- przytula mnie mocno i całuje w skroń. -Taksówka już czeka, więc uciekam. Bawcie się dobrze i bądźcie ostrożni, proszę.- Jenna rzuca krótkie spojrzenie na Justina, dając jednoznacznie do zrozumienia, że ma uważać na mnie. Szatyn tylko śmieje się cicho pod nosem i również przytula ją na pożegnanie.
-Do zobaczenia Jenna. Pozdrów Klausa!- mówię i macham jej na pożegnanie. Ta wbiega do windy i zjeżdża nią na parter, a ja zamykam drzwi. Odwracam się na pięcie w stronę Biebera, a on od razu robi się dziwnie napięty.
-Możemy pogadać?- pyta niepewnie, drapiąc się w tył głowy. Potakuję i idąc za nim do salonu już obmyślam, o co może chodzić tym razem. Siadam wyprostowana na sofie i obserwuję jego nerwowe ciało. Parę razy chodzi w kółko, aż spoczywa obok mnie i wbija wzrok prosto w oczy. -Nigdy, naprawdę nigdy nie otwieraj drzwi, kiedy mnie nie ma. Patrz przez wizjer, pytaj kto tam. Nie otwieraj kiedy nie masz pewności kto to. Nie wiedziałem, że będę musiał posuwać się do takich kroków, ale w niektórych miejscach w tym mieszkaniu trzymam broń.- przerywa, a ja nabieram głęboko powietrza i obserwuję go ze skupieniem na twarzy.
-Zabiłeś kiedyś kogoś?- niechciane pytanie wylatuje z moich ust szybciej, niż mogę się tego spodziewać.
-Zrobiłem wiele złego, Gomez. To nie to jest teraz istotne.- kręci zażenowany głową i ponownie przeciąga ręką po włosach. -Teraz liczy się tylko twoje bezpieczeństwo.- jego głos przepełniony jest obawą i obietnicą. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że Justin nie dopuści, aby stała mi się krzywda i jak widać, jest w stanie zrobić bardzo dużo. Nie znałam tak mrocznej strony Biebera. Może na samym początku wydawał się być niegrzecznym chłopakiem, ale... Nigdy nie przyszło mi do głowy to, że mógł kogoś zabić. Wszystko, ale nie to. Gomez, uspokój się! On nic takiego nie powiedział. głos w głowie alarmuje już o moim zaburzeniu psychicznym. Oczywiście, wyolbrzymiam. Jak zawsze...
-To dlaczego jedziemy do Miami?- pytam, przeplatając swoje dłonie.
-Bo tam możesz odpocząć i nie będziesz sama. Takiej ochrony nawet gwiazdy nie mają. Wierz mi, Brian ma swoje ciemne strony i dzięki temu potrafi się ustawić. Zresztą, jutro zrozumiesz o co mi chodzi.- rysy twarzy łagodnieją. Czyli ta cała poważna sprawa związana była z tym, że otworzyłam drzwi Jeremy'emu. Z ust wylatuje ciche jęknięcie i nic więcej nie jestem w stanie powiedzieć. Siedzę ze wzrokiem wlepionym w stół i tylko słyszę ciche skrzypienie materacu pod naszym ciężarem. -Wyjeżdżamy o 10 rano. Idź może się połóż już. Ja muszę jeszcze jechać pozałatwiać parę spraw. Mogę cię zostawić samą?- pyta, wstając na proste nogi. -Od razu pokażę ci, gdzie jest broń.- kiwa ręką, abym również wstała. Grzecznie wykonuję jego polecenie i podążam za nim krok w krok. Podchodzimy do wieszaka na kurtki, a Justin w tej chwili odsłania schowek. Z pozoru wygląda jak zwykłe bezpieczniki, ale kiedy otwiera drzwiczki, dostrzegam naładowaną broń. Przełykam ślinę i mrugam parę razy.
-Wystarczy wziąć go do ręki- pistolet ląduje w moich dłoniach. -wymierzyć w przeciwnika- Justin staje tuż za mną i zaczyna szeptać mi do ucha- i nacisnąć spluwę.- umiejętnie kieruje moimi dłońmi, dając szybką lekcję samoobrony. Skupiłabym się, gdyby nie jego bliskość. Przez to kompletnie zapomniałam co on mówił.
-Em.. Chyba zrozumiałam.- jąkam się i odkładam broń na miejsce. -Ale naprawdę nie chcę tego robić.
-Nie każę. To jest ostateczność. Za kratki nie pójdziesz, jeśli powiesz, że to w obronie własnej.- wzrusza ramionami i zakrywa schowek kurtkami. Prowadzi mnie w drugie miejsce. Jest to kuchnia. Spluwa przyczepiona jest do dolnej części blatu kuchennego. Następna jest w łazience, za lusterkiem. Czwarta jest w mojej sypialni, a piąta w sypialni Justina.
-Zapamiętaj to, bo naprawdę może ci się przydać.- mówi, chowając ostatni rewolwer.
-Justin, czy coś się dzieje? Jesteśmy w niebezpieczeństwie?- zaciskam usta w cienką linię i wlepiam wzrok w szatyna. Ten tylko ciężko wzdycha i spogląda ponowne na przedmiot trzymany w dłoni.
-Diabeł wytoczył nam wojnę.- szepcze i wychodzi z pokoju, zostawiając mnie całkowicie zdezorientowaną. Za duża dawka informacji jak na jeden dzień. To zbyt dużo!
Wracam do swojego pokoju, ignorując krzątającego się po salonie Justina. Zamykam cichutko drzwi i siadam na krańcu łóżka, wbijając beznamiętnie wzrok w podłogę. Skoro Justin pokazuje mi, gdzie trzyma broń, a nie zrobił tego wcześniej, oznaczać to może problemy... I to wielkie. Nie bez powodu był tu Jeremy i nie bez powodu Bieber chodzi teraz taki poddenerwowany. Może wypad do Miami to element planu, który ułożył sobie już szatyn? Za tydzień mam urodziny i to może być czysty zbieg okoliczności, a nie, tak jak mi się wydaje, prezent? Za dużo myślę. Ruszam wziąć prysznic i kiedy kładę się do łóżka, słyszę ciche pukanie.
-Można?- pyta cicho szatyn, a ja podnoszę się na łokciach i potakuję tylko głową. -Przepraszam... Nastraszyłem cię. Po prostu dziś zdałem sobie sprawę z tego, że nie jestem w stanie ciągle być przy tobie i muszę dopilnować chociażby tego, abyś potrafiła się obronić do tego czasu, aż nie przybędę ci z pomocą.- siada na krańcu łóżka i patrzy na mnie. Nagle ujmuje moją dłoń i pocieszająco uśmiecha się. -Będzie dobrze, obiecuję. A wypad do Miami na pewno zapadnie ci w pamięci.- odwzajemniam uśmiech i chwilę przyglądam mu się. Potem on wychodzi, a ja po prostu układam się wygodnie do spania. Długi dzień za mną, a jutro będzie jeszcze dłuższy...
*10 rano*
Ostatni bagaż wepchnięty i oto możemy zacząć w końcu wakacje! Termometr wskazuje dużo ponad trzydzieści stopni. Ludzie błagają o cień, zimne napoje, lody i wodę. Trzymając w rękach przenośną lodówkę czekam, aż Justin otworzy mi drzwi.-Gotowa na przygodę?- uśmiecha się od ucha do ucha, na co odpowiadam tym samym.
-Jak nigdy!- wsiadam na miejsce pasażera i odkładam lodówkę na tylne siedzenie samochodu. -Ile będziemy tam jechać?
-Zatrzymujemy się na nocleg w Richmond. To jest mniej więcej połowa trasy. Prawie 1300 mil.- wzrusza ramionami.
-Możemy się zamieniać. - rzucam krótko, a Justin patrzy na mnie głupio. -Mówię o jeździe.
-Ty masz prawo jazdy?- pyta zaskoczony. Potakuję i nakładam okulary przeciwsłoneczne na nos. -Okej, lady.- odpala silnik i w tym samym momencie włącza się radio. W wiadomościach ostrzegają o temperaturach na autostradach i proszą ludzi o zabezpieczeniu aut w klimatyzację. Cieszę się chwilą, delektuję tymczasowym szczęściem i wolnością, jaką czuję pierwszy raz od dłuższego czasu.
Od autorki: Hejka naklejka! Wiem, daaawno mnie tu nie było, ale to przez ten miesiąc praktyk za granicą (tak, było świetnie), do tego w moim życiu wiele się dzieje i nie miałam czasu pisać. Ale wracam do żywych! Mam nadzieję, że przywitacie mnie z otwartymi ramionami i zostawicie duuużo komentarzy! Nie przedłużając. Rozdział nie sprawdzany. Im więcej komentarzy tym szybciej rozdział. Do następnego, Claudia ♥