środa, 13 stycznia 2016

Rozdział 20.


~***~

Otwieram lekko usta, zbieram się na odwagę i w chwili, kiedy mam zamiar coś powiedzieć, po mieszkaniu rozbiega się głośne dobijanie do drzwi.
-Kogo tu nogi poniosły?- mruczy zażenowany i mozolnym krokiem zaczyna kierować się w stronę wyjścia, w między czasie naciągając na siebie biały top, który leżał chwilę wcześniej na podłodze. Leżę, nie odzywając się ani słowem i słyszę damski głos. Znam go. Nawet bardzo dobrze.
-Sądzę, że to do ciebie...- mówi zmieszany, wchodząc do pokoju, a za nim wyrasta dwójka ludzi.
-Mamo? Tato?!- wykrzykuję zszokowana i w pierwszej chwili chcę się zapaść pod ziemię.
-W końcu dobrze dotarliśmy.- wzdycha zmęczona kobieta i przeskakuje z nogi na nogę. -Możemy porozmawiać? W cztery oczy?- spogląda na Justina, dając mu jasno do zrozumienia, żeby sobie poszedł. Rzucam krótkie spojrzenie na pomieszczenie. Nie panuje tutaj taki chaos, jak myślałam. Poprawiam się na łóżku, ciaśniej owijając szlafrok i wskazuję im miejsce obok, aby mogli spocząć.
-Jak mnie znaleźliście?
-Cóż, jesteś teraz gwiazdą i nie ciężko wstukać w internecie gdzie aktualnie przebywasz.- tłumaczy ojciec, a ja przełykam ślinę. Nie chciałam starcia z rodzicami. Nie po ostatnich dniach.
-Po co tu przyszliście?- dukam i przełykam ślinę. Rosnąca gula utrudnia mi coraz bardziej oddychanie.
-Po ciebie. Zabieramy cię do domu.
-Huh, nigdzie się nie wybieram.- wzruszam ramionami i ponownie poprawiam się na miejscu.
-Póki jeszcze żyjemy, to masz nas słuchać.
-Tak?- nagle wpadam w furię. -Będziecie decydować o wszystkim, co się dzieje w moim życiu?- przerywam, ale kiedy nie słyszę reakcji, postanawiam kontynuować. -Do tej pory ciągle to robiliście! Ponownie was rozczarowałam? Mówi się trudno. Możecie mnie wydziedziczyć, odebrać wszystko co mam. Spokojnie, poradzę sobie. Jestem silna, jeśli wciąż tego nie zauważyliście.- zrzucam z nóg kołdrę i wstaję z łóżka. Zaraz za mną zrywają się na nogi rodzice.
-Chcesz być samodzielna? Okej. Proszę bardzo. Tylko nie płacz potem, że nie masz już pieniędzy, albo że ktoś zrobił ci krzywdę. Wychodzimy!- ojciec łapie za rękę matkę i wychodzi. Widzę opór, który stawia kobieta, ale tak już jest w naszej rodzinie. Nie liczy się to, co chce powiedzieć mama... Stąd tak wspaniałe książki. Przelewa tam wszystkie swoje emocje. Odcina się, kiedy są kłótnie i po prostu izoluje się w tym nierealnym świecie.
Siadam na łóżku i słyszę trzaśnięcie frontowymi drzwiami. Poszli. Nie byłam gotowa na ich odwiedziny. Nie byłam gotowa, aby ponownie z nimi rozmawiać na takie tematy. Wzdycham zmęczona i opuszczam głowę w dół. Wtedy słyszę, że ponownie ktoś wita w pokoju. Siada za mną, nogi spuszcza po bokach i mocno obejmuje w pasie. Przez żołądek przebiega dziwne mrowienie.
-Nie płacz.- słyszę cichy, gardłowy głos. Łapię za jego ręce i powoduję, że jest jeszcze bliżej. -Nie powiem, że będzie dobrze, ale jesteś cholernie silna i wiem, że sobie poradzisz.- mruczy do ucha i cmoka delikatnie w szyję. Ponownie dziwne uczucie wkrada się do brzucha.
-Dziękuję.- szepczę i odwracam się do niego przodem, by móc się przytulić.

*jakiś czas później*
*czytaj przy tym*

Środek wakacji. Znaczy... Moje wakacje mogą trwać bardzo długo. Skończyłam wyższą szkołę i teraz mogę iść na studia. Kwestia tego, czy jestem pewna, co chcę robić w życiu. Tu nie chodzi już o same zarobki, jeśli nie robi się czegoś, co się kocha. Po kiego grzyba mam zostać lekarzem, skoro brzydzę się dotknąć obcych ludzi? A przecież ten zawód jest naprawdę dobrze płatny! Czuję popęd do modelingu. Lubię pozować przed fotografem i stawać się dla niego prawdziwym dziełem sztuki, któremu należy zrobić perfekcyjne zdjęcie. Mam swoją szansę, a zamiast tego, siedzę przed TV i ponownie, jak przez ostatni okres- jem lody i oglądam jakąś operę mydlaną.
A gdyby problemów było mało, doszedł jeszcze jeden. W sumie największy. Bo kto tam się będzie przejmował przyszłością, skoro żyje się chwilą? No na pewno nie ja. A w tej chwili jedyne, na czym mogę się skupić, to Justin. To znaczy... Nawet na nim nie mogę, bo tracę zmysły, ale.. Ugh! Frustrujące.
O co chodzi? Otóż... Właściwym określeniem moich uczuć będzie... Zadurzenie się. Zależy mi na nim, nie wiem, jak wytrzymałabym bez jego obecności, ale.. Kochać, to za mocne słowa.
Czy bywam zazdrosna? I to cholernie! Ostatnio przyprowadził do domu jakąś dziewczynę, nie rozmawiał ze mną o niej, bo... W końcu jesteśmy tylko przyjaciółmi, nie ze wszystkiego musi mi się tłumaczyć, ale sama obecność jakiejś dziewczyny w tym mieszkaniu. Ugh!
-Elo zioom!- nagle jakieś ciało pada tuż obok mnie i rozwala się na całą kanapę.
-Bieber, ogarnij się do pionu, a nie poziomu.- wzdycham i pcham go lekko w przód, próbując wyprostować jego posturę. Ten jednak napiera na mnie z jeszcze większą siłą, aż w końcu jego głowa ląduję na moich kolanach. Relaks gości na twarzy i ciche westchnięcie wylatuje z ust. -Nie za wygodnie Ci?- pytam, starając się nie pokazywać po sobie żadnych nadzwyczajnych uczuć.
-Idealnie.- mruczy. Wykorzystując jego nieuwagę, postanawiam przyjrzeć mu się dokładnie. Ponownie, bo przecież co mogło się w nim zmienić od paru dni? Nic, kompletnie nic się nie zmienia. Wiecznie młody Bóg. Może widać lekki zarost, którego nie zgolił, ale... To nie przeszkadza. Może minimalnie.
-Nie lamp się tak.- kąsa cicho przez zamknięte oczy.
-Co?! Skąd..
-Czuję wydychane przez ciebie powietrze na ustach, a nie na policzkach.- nagle otwiera swoje czekoladowe oczy, a ja czerwienię się przez jego komentarz. Przyłapana jak dzieciak na obserwowaniu swojego nowego wybranka. Gdyby to było takie proste, jak wtedy, kiedy byliśmy dziećmi. -Zac dzwonił i zaproponował nam wypad.- zaczyna, podnosząc się do góry. Niee! Wracaj tu! krzyczy rozpaczliwie głos, próbując go złapać niewidzialnymi rękami.
-Gdzie?- pytam i siadam po turecku.
-Miami. Byłaś tam?- przeczę ruchem głowy i nie mogę uwierzyć w to, co mówi. -Brian ma tam dom, w sumie... Niezła chata, zaraz nad plażą. Myślę, że ci się spodoba.- wzrusza ramionami zadowolony.
-Justin, ja muszę oszczędzać na swoje mieszkanie. Do tego na razie nigdzie nie pracuję i.. No muszę się dołożyć do czynszu póki co. Nie stać mnie na taki spontaniczny wyjazd na drugi koniec kraju.- wzdycham zniesmaczona. Dopiero teraz rozumiem, jak to jest być dorosłym.
-Spoko, więc to będzie mój prezent.- wzrusza ramionami, a ja w podświadomości zaczynam piszczeć. Pamięta o moich urodzinach?
-Nie, to za dużo..
-Nie dyskutuj. Jedziemy na wielkie zakupy, ja w między czasie podzwonię po kumplach, zbieramy ekipę i jedziemy.- uśmiecha się i klepie mnie w udo. Zrywa się na proste nogi, wyrywa z mojej ręki pilota i wyłącza TV. W podskokach opuszcza pomieszczenie, a ja obserwuję go i nie mogę uwierzyć w to, co się właśnie dzieje. Jadę do Miami! Tak po prostu...
Szybko kieruję się do pokoju i postanawiam przejrzeć swoją garderobę. Połowa ciuchów nadaje się do wyrzucenia. Nie wiem, czym kierowałam się kupując ledwo zakrywające tyłek szmatki, ale kończę z tym. Wraca dawna Selena! Może i nie będę zachowywać się jak ona, ale na pewno jej styl powróci.
-Moglibyśmy po drodze wstąpić na chwilę po kilka ciuchów do mnie?- pytam, wiążąc wysoko kucyka na głowie. Nakładam na nos okulary i ponownie patrzę na szatyna.
-Jasne. Gotowa?- chwytam portfel i telefon, a następnie po prostu z nim wychodzę. Szum wokół mnie ucichł... Minimalnie, ale ucichł. Mogę przynajmniej w spokoju wyjść z budynku i jechać na zakupy, ale mimo wszystko wiem, że dziennikarze czyhają w krzakach. W windzie już słychać wakacyjny klimat, a dopiero po przestąpieniu progu budynku czuję, że są one naprawdę. Ponad trzydzieści stopni ciepła i zero wiatru. Upalna prognoza pogody na najbliższe trzy tygodnie. Idealny pomysł, aby wybrać się na ten czas nad plażę. Wsiadamy do samochodu, a Justin otwiera wszystkie szyby i włącza głośno radio.
-Pośpiewajmy!- sugeruję, podgłaszając i nucąc jakąś piosenkę. Utwór za utworem, przecznica za przecznicą, aż w końcu dojeżdżamy pod dom. -Zaczekaj chwilę.- wyskakuję z auta i wybierając numer siostry, zaczynam kierować się do windy. Informuję ją o moich odwiedzinach, na co strasznie się cieszy. Kiedy przekraczam próg mieszkania, od razu ląduję w ramionach siostry. Moje policzka są scałowane od góry do dołu. W życiu jeszcze nie widziałam takiej radości i miłości w jej osobie.
-Masz?
-Taak, mam! Dzięki, że zapytałaś o zdrowie.- wzdycha zażenowana i nagle łapie się za kieszeń. Odbiera telefon i z ogromnym uśmiechem na twarzy zaczyna iść do salonu. Chichocze, szepcze i unika mojego spojrzenia. Tak, proszę państwa! Jenna kogoś ma i ani jej się śni mi o tym powiedzieć. To moja siostra! Fakt, faktem, może ostatnio nie rozmawiałyśmy za często, ale takimi rzeczami powinna mi się chwalić. Próbując sobie wyobrazić jej wybranka kieruję się na górę. Mój pokój jest w takim stanie, w jakim go zostawiłam. Może ciuchy, które wywaliłam z szafy prosto na podłogę leżą teraz na fotelu, ale reszta jest taka sama. Podchodzę do komody i wyjmuję z niej torbę. Nucąc cicho piosenkę, ruszam do garderoby i wzrokiem lustruję wszystkie ciuchy, jakie mam. Biorę każdą, cienką, normalną bluzeczkę i wszystkie szorty, jakie mam. Ewidentnie muszę kupić sobie strój kąpielowy, bo tamte są nam nie za duże. Zresztą... To wszystko jest na mnie za duże przez to, że schudłam, ale nie zwraca to aż tak uwagi.
-Selena, jesteś tu jeszcze?- słyszę niepewny głos siostry, na co odpowiadam krzykiem. -O, tu jesteś.
-Opowiadaj! Jak ma na imię, ile ma lat! Słucham!- radośnie klaszczę w ręce i wciskam kolejny top do torby.
-Ugh, nie masz czasu. Porozmawiamy jak możesz na kawie.
-Właśnie jutro jadę do Miami na jakiś czas. W końcu są wakacje.- wzruszam przepraszająco ramionami.
-To dziś wieczór?- proponuje z nadzieją w głosie, a ja tylko potrząsam głową i mocno ją przytulając, wybiegam z pokoju. Pięć minut potem jestem z powrotem w samochodzie Biebera.
-Dłużej się nie dało?- wywracam oczami na jego słowa i zapinam pas.
-Krótka narada sióstr, okej? Jesteśmy kobietami, mamy do tego prawo.- zginam nadgarstek w kącie prostym i udaję zadufaną w sobie dziewczynę. Szatyn chichocze tylko pod nosem, a ja nic nie mówiąc, po prostu skupiam się na drodze i słucham utworów, które lecą w radiu.

Po trzech godzinach oficjalnie jestem gotowa na wypad do Miami! Jest czwarta trzydzieści, więc wybieram numer do siostry i mam nadzieję, że odbierze. Zamiast tego wita mnie niski, męski głos.
-Em... Można Jenne?- pytam, przygryzając wargę ze zdenerwowania.
-Tak, zaraz podejdzie.- gardłowy śmiech wylatuje ze słuchawki, a ja mam wrażenie, że rozmawiam z jakimś dziadkiem. -Tak?- w końcu radosny głos siostry uspokaja moje nerwy. -Masz już czas?
-Właśnie po to dzwonię. Justin mówi, że nie ma problemu, żebyś wpadła do jego mieszkania, więc adres wyślę ci SMS'em. Kupiłam wino, nie przyjeżdżaj autem.
-Oh, Selly!- wzdrygam się na zdrobnienie, jakim mnie obdarowuje. -Naprawdę nie musiałaś.
-Wiem, ale chcę nadrobić trochę straconego czasu.
-Widać, że z tobą lepiej.- wzdycha ucieszona.
-Ze mną cały czas było dobrze.- przez chwile panuje cisza, a następnie żegnam się z nią i wysiadam z samochodu, ponieważ dojechaliśmy do domu. Chcę zabrać wszystkie swoje reklamówki, ale Justin mnie wyprzedza, przez co plusuje mi jeszcze bardziej. Otwieram mu każde drzwi, aż wreszcie jesteśmy w mieszkaniu.
-Generalne sprzątanie. Przygotuj ciuchy, które zabierzesz. Zrobię pranie, potem szybko posprzątam i może coś ugotuję.- rzucam okulary przeciwsłoneczne na komodę i wymieniam na palcach zadania do zrobienia.
-Co się z tobą stało? Skąd w tobie tyle energii?- szatyn obserwuje mnie zainteresowany, a ja niewinnie wzruszam ramionami.
-Nic, po prostu chcę zrobić tu porządek. W końcu też tu mieszkam.- tłumaczę i omijając go, idę do łazienki. Segreguję ciuchy, włączam pralkę, a następnie zajmuję się wietrzeniem pomieszczeń, zmienieniem pościeli, odkurzaniem i ścieraniem kurzy. Zanim jednak do tego dochodzi, wypraszam Justina z mieszkania i proszę go, aby zrobił jakieś zakupy spożywcze na podróż. Mija czterdzieści pięć minut, a mieszkanie lśni i pachnie. Jedno pranie zrobione, więc w tym czasie ruszam do drugiej łazienki. Biorę szybki prysznic, wkładam krótkie, białe szorty, czarną, luźną koszulkę i zostawiam rozpuszczone włosy. Mając jeszcze chwilę wolnego czasu, ruszam do pokoju, aby zacząć pakowanie. Dostaję SMS'a od Justina, że jest u Zac'a i wróci później. Mając więc na wyłączność mieszkanie, puszczam głośno muzykę i włączam klimatyzację, nie mogąc dłużej wytrzymać tych upałów. Tańcząc rzucam na walizkę ciuchy, które ze sobą zabiorę. Przymierzam kupione dzisiaj bikini i stwierdzam, że wyglądam w tym naprawdę dobrze. Mimo, że widać w niektórych miejscach kości, a nawet siniaki, które wciąż się utrzymują, jest dobrze. I kiedy z powrotem zakładam ciuchy, słyszę dzwonek. Wyciszam muzykę i ponownie przeczesuję ręką włosy. Z nadzieją, że to siostra, idę otworzyć drzwi. Jednak to, co widzę, totalnie mnie dekoncentruje.
-Jest może Justin?- pyta mężczyzna, a serce podskakuje mi do gardła. -Fajnie cię znowu spotkać.

Od autorki: Okej, najpierw wielkie PRZEPRASZAM, że tak długo czekaliście na rozdział. Cóż, nie oszukujmy się, ale przez dni wolne w przerwie świątecznej, byłam w Zakopanem, więc pisanie nie wchodziło w grę, a potem tak się "rozbrykałam", że nie miałam czasu na pisanie blogów. Zresztą, co ja się będę tłumaczyć. Po prostu brak czasu. Myślę, że zrozumiecie. Rozdział nie był sprawdzany, więc za błędy przepraszam. Teraz dziękuję za tak wielką liczbę komentarzy! Oby tak dalej! A no i następny prawdopodobnie pojawi się do 26 stycznia... A w następnym rozdziale pewne informacje. 26.01 wyjeżdżam na miesiąc do Niemiec i zastanawiam się nad zawieszeniem bloga na miesiąc. Nie, to nie mój wybryk, po prostu będzie tam słaby internet, ale obiecuję, że będę dla Was pisać :) Próćz tego, jeśli interesujecie się kiedy nowy rozdział, bądź macie jakieś pytania odnośnie EOTR to zapraszam na twittera. Piszcie co sądzicie i na końcu dopisujcie hasztag #EndOfTheRoadJBFF. Okej, tyle info ode mnie na razie. Komentujcie! Mam nadzieję, że ponownie będzie tutaj prawie 40 komentarzy! Buziaki! ♥ PS. Jak myślicie, kto mógł odwiedzić Justina? 
Szablon dla Bloggera stworzony przez Devon.